Islam i strach

Rzeczpospolita/a.

publikacja 05.02.2007 06:13

Z każdym rokiem przybywa w Niemczech wyznawców islamu. Jest ich dzisiaj trzy i pół miliona, o kilkaset tysięcy więcej niż przed dekadą - napisała Rzeczpospolita.

Analizując sytuację Piotr Jendroszczyk z Berlina napisał w Rzeczpospolitej: Rośnie liczba meczetów, już nie w dawnych salach gimnastycznych czy opuszczonych halach fabrycznych. W całym kraju powstają okazałe budowle z minaretami i kopułami. Na islam przechodzi też coraz więcej Niemców. Przed dwoma laty na zmianę religii zdecydowało się cztery tysiące osób. Prawie dziesięć razy więcej niż jeszcze kilka lat temu. Muzułmańskie dziewczęta coraz częściej przychodzą do szkół w chustach na głowach z zaświadczeniami zwalniającymi od uczestnictwa w lekcjach wychowania fizycznego, nie mówiąc już o zajęciach z pływania. Takie jest życzenie muzułmańskich rodziców, którzy nie wyobrażają sobie, aby ich córki w strojach gimnastycznych mogły zostać narażone na spojrzenia kolegów. Pedagodzy i politycy twierdzą zgodnie, że tak być nie powinno, ale nic z tego nie wynika. - Niemcy kapitulują przed islamem z okrzykiem hurra na ustach - twierdzi Henryk M. Broder, znany niemiecki publicysta urodzony w Katowicach. Ma rację. Widać wyraźnie, że w przeciwieństwie do Francuzów czy Holendrów, Niemcy gotowi są do zdecydowanie większych ustępstw wobec islamu. Jeden przykład: ponad czterdzieści procent Niemców nie miałoby nic przeciwko temu, aby w publicznej telewizji odbywały się piątkowe modły. Przeciwko jest dokładnie połowa obywateli. Przy takich wynikach badań opinii publicznej można sobie wyobrazić, że muzułmanie w Niemczech uzyskają w przyszłości znacznie więcej praw niż w innych krajach. Dlaczego właśnie w Niemczech? Tygodnik "Der Spiegel" przedstawia trzy powody gotowości Niemców do ustępstw. Po pierwsze strach. Strach przed wszelkimi kłopotami, demonstracjami i oczywiście terrorem. Niemcy cenią sobie nadal swą Gemütlichkeit, będącą mieszaniną wygodnictwa, spokoju, bezpieczeństwa i tęsknoty za idyllą w życiu społecznym. Druga przyczyna ma charakter gospodarczy. Niemcy dzierżą mistrzostwo świata w eksporcie, na który zorientowana jest cała gospodarka, począwszy od samochodów, a na dobrach inwestycyjnych skończywszy. Pragną więc uniknąć bojkotu niemieckich towarów przez kraje muzułmańskie, jak to miało miejsce wobec towarów duńskich po publikacji w tym kraju słynnych karykatur Mahometa. Po trzecie wreszcie, na co zwraca uwagę socjolog Hans Peter Duerr, w Niemczech narasta niezadowolenie z kierunku rozwoju zachodniej cywilizacji z jej apologią hedonizmu, libertynizmu, przemocy i temu podobnych zjawisk. Nieprzypadkowo na liście bestesellerów od prawie dwu lat widnieje książka Petera Hahne "Schluss mit lustig" (Koniec z zabawą) będąca krytyką społeczeństwa dobrobytu. W takich warunkach rośnie zrozumienie dla surowych reguł islamu. To jednak nie wszystkie przyczyny niemieckiej uległości. Ogromną rolę odgrywa nazistowska przeszłość i wynikająca stąd obawa przed oskarżeniem Niemców o rasizm. Pragnąc uniknąć tego rodzaju podejrzeń, Niemcy pozostawili swych imigrantów z krajów muzułmańskich w świętym spokoju, nie ingerując w ich sprawy i życie codzienne i nie troszcząc się przy tym nawet o to, czy drugie lub trzecie pokolenie imigrantów posługuje się w ogóle językiem Goethego i Schillera. Usiłują to zmieniać dopiero od niedawna. - Efekt jest taki, że tworzy się tzw. społeczeństwo równoległe i wraz z gettoizacją następuje radykalizacja środowisk islamskich - mówi Dirk Halm z Centrum Badań Tureckich. Nie jest to zjawisko występujące wyłącznie w Niemczech. Jednak w przeciwieństwie do wielu innych krajów Niemcy chowają głowę w piasek i czynią wyznawcom islamu koncesję za koncesją.

Presji wyznawców islamu uległa nawet jesienią ubiegłego roku berlińska Deutsche Oper. W ostatniej chwili zdjęta została z afisza opera Mozarta "Idomeneo - król Krety". Oburzenie środowisk muzułmańskich wywoła końcowa scena opery w inscenizacji skandalizującego reżysera, Hansa Neuenfelsa. Przedstawia ona króla Idomeneo wyjmującego z worka ociekające krwią głowy Jezusa, Buddy, Posejdona i proroka Mahometa. Kiedy trzy lata temu "Idomeneo" wystawiono po raz pierwszy, nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Ale było to jeszcze przed karykaturami Mahometa oraz wykładem Benedykta XVI w Ratyzbonie. Przed wrześniowym pokazem Deutsche Oper otrzymała policyjne ostrzeżenie o "ryzyku dla bezpieczeństwa". Jednak dyrekcja opery kierowała się nie tylko względami bezpieczeństwa. W swej nadgorliwości wolała dmuchać na zimne przed posiedzeniem Konferencji Islamskiej, pierwszym w historii Niemiec spotkaniem przedstawicieli niemieckiego rządu z reprezentacją organizacji muzułmańskich. W środowiskach intelektualnych zawrzało. Wolfgang Schäuble, szef MSW, nazwał zdjęcie "Idomeneo" szaleństwem. Opera Mozarta wystawiona została dopiero w grudniu ubiegłego roku. Rząd usiłował namówić przywódców muzułmańskich do jej wspólnego obejrzenia. Nikt zaproszenia nie przyjął. - Nie mogliśmy patrzeć, jak profanuje się naszą religię - tłumaczył Ali Kizilkaya, szef Rady Islamskiej, jednej z czterech wielkich organizacji reprezentujących społeczność muzułmańską. Poparły go niemieckie Kościoły: katolicki i ewangelicki. - Taka inscenizacja nie ma nic wspólnego z tolerancją. Świadczy o braku szacunku do samego siebie - mówił Hans Joachim Meyer, przewodniczący Komitetu Centralnego Niemieckich Katolików. Niemieccy muzułmanie są zadowoleni z wielu wygranych potyczek z niemieckimi urzędami. Niedawno orzeczeniem sądu dwa tysiące muzułmańskich mieszkańców Dillenburga w Hesji uzyskało prawo do tego, aby muezzin w ich meczecie wzywał wiernych do modlitw za pomocą głośników. Na orzeczenie sądu nie wpłynęły protesty większości liczącego 36 tys. mieszkańców miasteczka. Władze berlińskiej dzielnicy Neuköln pogodziły się z faktem, że wybudowany w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska Tempelhof meczet ma minarety o ponad osiem metrów wyższe niż przewidywało zezwolenie na budowę, co zagraża bezpieczeństwu ruchu lotniczego. Reprezentacyjny meczet powstaje na Kreuzbergu w Berlinie. W innej dzielnicy stolicy Niemiec, Pankow, rozpoczęła się właśnie budowa okazałego meczetu muzułmańskiej gminy Ahmadija. Władze odrzucają wszelkie protesty mieszkańców, którzy przypominają, że dzielnica nie jest zamieszkana przez muzułmanów, a sekta Ahmadija ma w całym Berlinie zaledwie dwustu wyznawców. Nie w tym jednak rzecz. Meczet w Pankow będzie pierwszym na terenie byłej NRD. Na ukończeniu jest budowa gigantycznego meczetu w Duisburgu. Już niedługo otworzy swe podwoje, całe dwa i pół tysiąca metrów kwadratowych. Kosztuje ponad siedem milionów euro, z czego połowę wyasygnowały władze landu, korzystając przy tym ze środków unijnych. Liczba składanych wniosków budowlanych rośnie z miesiąca na miesiąc. Wygląda na to, że mieszkający w Niemczech muzułmanie przystąpili do generalnej rozbudowy materialnej bazy swej religii. Niemcy ulegają ich presji bez oporu. - Potrzeba nam więcej odwagi cywilnej - głosi Michael Kiefer, islamoznawca z Uniwersytetu w Düsseldorfie. - W sprawach islamu nie istnieje w Niemczech wolność prasy i poglądów - wtóruje Bassam Tibi, pochodzący z Syrii znawca islamu, od lat profesor Uniwersytetu w Getyndze. Jest zwolennikiem tzw. euroislamu jako przeciwwagi dla islamskiego fundamentalizmu. Zarzuca Niemcom nie tylko zbytnią uległość, ale i zdradę ideałów zachodniej cywilizacji, gdyż nie starają się budować stosunków z muzułmanami na gruncie wspólnych wartości. Po czterdziestu latach spędzonych w Niemczech, Bassam Tibi emigruje do USA, gdyż ma dosyć niemieckiej hipokryzji. - Niemcy nie są w stanie zaoferować cudzoziemcom wzoru tożsamości do naśladowania, bo sami jej nie posiadają. To jest efekt Auschwitz - mówi Tibi na pożegnanie.