Życie na krawędzi

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 31/2013 |

publikacja 01.08.2013 00:15

„Od kiedy los nam Cię zwrócił, nad każdym wschodem widzę twoje imię, a w południe błysk blasku twoich oczu. Twój uśmiech leczy moje rany” – pisze do swojej córki Antonio Socci. Jak toczą się losy wyrwanej ze śpiączki Cateriny, córki włoskiego dziennikarza?

Caterina Socci ma dziś 28 lat. Od czterech lat leży przykuta do łóżka po zatrzymaniu akcji serca. Nieruchoma porusza cały świat. Dzięki niej nadal nawracają się tysiące osób roberto testi /rizzoli Caterina Socci ma dziś 28 lat. Od czterech lat leży przykuta do łóżka po zatrzymaniu akcji serca. Nieruchoma porusza cały świat. Dzięki niej nadal nawracają się tysiące osób

Historia dramatu córki Antonia Socciego obiegła świat przed czterema laty. Caterina, wówczas 24-letnia studentka architektury, 12 września 2009 r. nagle straciła przytomność w swoim mieszkaniu. Jej serce z nieznanych powodów przestało bić, a lekarze reanimowali ją przez prawie godzinę. Kiedy stwierdzili, że nie ma szans, do mieszkania wpadł zaalarmowany sytuacją kapłan, opiekun studenckiej wspólnoty Komunia i Wyzwolenie, do której należała Caterina. Odepchnął zrezygnowanych sanitariuszy i zaczął się modlić. Kiedy zakończył, serce Cateriny zaczęło bić. Pacjentkę przewieziono na sygnale do szpitala Careggi we Florencji. Tam czekali już rodzice: Antonio i Alessandra. Dzień i noc tłumy przyjaciół i rodzina czuwali na korytarzu oddziału intensywnej terapii. I wokół pogrążonej w śpiączce dziewczyny zaczęły dziać się cuda. Sam Socci w ciągu dwóch miesięcy od dramatu otrzymał ponad dziesięć tysięcy listów z całego świata z zapewnieniem o modlitwie. Wylewały się z nich historie nawróceń pod wpływem Cateriny, także ateistów, cierpienia innych ludzi, ocean wiary. „Leżąc, poruszyła cały świat” – napisał ktoś. Pewnego dnia wbrew diagnozom lekarzy Włoszka przebudziła się.

Antonio Socci zebrał napływające świadectwa z całego świata i postanowił opisać dramat córki. Jego książkę pt. „Caterina”, będącą także świadectwem wiary dziennikarza, przeczytały setki tysięcy ludzi. Wydana w Polsce nakładem Domu Wydawniczego Rafael rozeszła się jak ciepłe bułeczki, a telefony z prośbami o dodruk urywają się w wydawnictwie do dziś. Podobnie w naszej redakcji. Od czasu publikacji tekstu o Caterinie wciąż odbieram mejle lub telefony z zapytaniem: co u Cateriny?

Tajemnica

Socci od czasu wypadku córki, choć nadal publikuje książki, a na łamach dziennika „Libero” komentarze dotyczące życia Kościoła, zrezygnował z wielu zawodowych czynności. Nie prowadzi więc już ani programów telewizyjnych w RAI 2, ani radiowych, nie uczy też już w szkole dziennikarstwa w Perugii. Nie udziela wywiadów. Wyjątek zrobił dla GN, kiedy poprosiliśmy go o krótkie wspomnienie o Janie Pawle II. – Co tydzień odbieram dziesiątki telefonów od telewizji i gazet. Nie mogę, mimo szczerych chęci – tłumaczył mi. – Moje życie teraz to Caterina, rodzina, dom. Żyjemy ciągle jak w środku burzy, kurczowo trzymając się tratwy, którą jest Madonna. Nie chcę i nie mogę tracić ani chwili z życia Cateriny. 28-letnia już dziewczyna wciąż nie jest w pełni sprawna. Jej rehabilitacja przebiega powoli – państwo Socci muszą przemieszczać się czasem kilka razy w roku ze szpitala do szpitala (Boże Narodzenie 2010 r. spędzili ponownie na oddziale intensywnej terapii), jeżdżą do sanatoriów (Caterina była jakiś czas w specjalistycznym ośrodku nad jeziorem Como). Z każdym krokiem jej stan jest lepszy. Jeszcze przed cudownym przebudzeniem lekarze nie dawali jej szans na życie. Tymczasem Caterina próbuje mówić pojedyncze słowa, je, pije, przyjmuje bardzo często Komunię św. Częściowo jest nadal sparaliżowana, ale mimo to uczestniczy w rodzinnym życiu, rodzice i chłopak Stefano czytają jej książki, artykuły.

Antonio Socci niechętnie rozmawia o szczegółach rehabilitacji – są bowiem i trudne do zniesienia chwile, ataki. Kilka razy dziewczyna otarła się ponownie o śmierć. Dziennikarz wierzy, że wszystko to ma głęboki sens. Kurczowo trzyma się nadziei i Ewangelii. Państwo Socci pielgrzymują w intencji córki do sanktuariów. Odwiedzili toskańskie sanktuarium Montenero, Ghiaie di Bonate, miejsce objawień Matki Bożej z 1944 r. niedaleko Mediolanu, Loreto, dokąd każdego roku pielgrzymowała Caterina, grób ojca Pio w San Giovanni Rotondo. Socci wyruszył nawet do Lourdes.

Jest grudzień 2012 r. Modli się w grocie Massabielle, gdzie św. Bernadetta spotykała się z Matką Bożą. Dziękuje Maryi za przebudzenie się Cateriny. Wspomina: – W pierwszych dniach 2010 r. klęczał tam Stefano, chłopak mojej córki. Zanurzył w cudownym źródle ulubiony szal Cateriny i jeszcze wilgotny przywiózł jej do szpitala i owinął nim szyję mojej córki. Następnego dnia po raz pierwszy od wypadku Caterina wybudziła się. Maryja jest częścią życia Soccich. To jej Antonio powierzył życie Cateriny, kiedy córka była mała. Rzecz dzieje się we florenckim kościele Santissima Annunziata przed cudownym obrazem Zwiastowania. – Anioła na obrazie namalował pewien florencki artysta, a potem usnął. Kiedy się obudził, na płótnie ujrzał wizerunek Najświętszej Panienki – opowiada mi gwardian serwitów, którzy opiekują się świątynią. – Obraz dokończyli aniołowie. Wokół pełno wotów dziękczynnych. Serwici znają historię Soccich. Modlą się za Caterinę. – A pani skąd o tym wszystkim wie? – pyta zdziwiony zakonnik, kiedy odwiedzam Santissima Annunziata tego lata.

Serwita zamyśla się i prowadzi mnie przed zasłonięty wizerunek Maryi (jak ikonę częstochowską odsłania się go tylko w określonych porach dnia). Gdy naciska specjalny guzik, ukazuje się obraz. – Maryja wysłucha Socciego, skoro historia ta obiegła tyle krajów. Widać potrzeba tej międzynarodowej modlitwy. Caterina jest jakby narzędziem w ręku Boga.

Wstań, dziewczynko!

Socci pisze, zwracając się do córki: „Cały świat wypełniłem twoim imieniem, wygrawerowałem je na niebie, w książkach i ludzkich sercach. Wypiszę je też na każdym kwiecie, który zakwitnie kolejnej wiosny, i zawieszę nad horyzontem morza”. Im dłużej trwa dramat córki, tym bardziej ojciec wydaje się w niej zakochany. Ale, jak sam przyznaje, bardziej odkrył Cate dopiero po wypadku. Zatrzymał się w życiu. Tak jak tysiące czytelników pierwszej części jego książki o córce. „Przez przypadek tego lata przeczytałam pańską książkę o Caterinie. To było jak pęknięcie skały: od tego czasu jakaś nieobliczalna siła, niczym rwąca rzeka, napełniła mnie prawdziwym życiem, nadzieją i autentyczną radością, nadała sens mojemu istnieniu. Płakałam i śmiałam się razem z wami, słuchałam »Ojos de cielo« w wykonaniu Cateriny i zrozumiałam, że dotąd marnowałam życie: ileż straconych lat na bezdennych pustkowiach!” – pisze Manuela Bastelli.

Świadectw nawrócenia mnóstwo jest także w Polsce. Wielu czytelników „Gościa Niedzielnego” nadal modli się o całkowite uzdrowienie Włoszki, pości i zamawia Msze w jej intencji. Pani Danuta z Poznania dzwoni regularnie. Jej syn, architekt z wykształcenia – tak jak Caterina – obchodzi urodziny 12 września, czyli dokładnie w rocznicę dramatu dziewczyny. Pani Danuta poczuła więc rodzaj zobowiązania z nieba i duchowo adoptowała w modlitwach Caterinę Socci. Powiadomiła o przypadku Włoszki przeora niedawno, bo rok po śmierci bł. Jana Pawła II, powołanej do życia we francuskiej diecezji Fréjus-Toulon wspólnoty Niewidzialny Klasztor Jana Pawła II. Jej członkowie – głównie świeccy – dzień i noc adorują Najświętszy Sakrament i ofiarowują swoje fizyczne i duchowe cierpienia w intencjach chorych. Założyciel, francuski piekarz Marcial Codou, razem z żoną i trójką swoich dzieci – o czym powiedzieli mi w rozmowie – też modlą się za Caterinę i jej rodziców oraz rodzeństwo. Wśród listów, które nadeszły do redakcji, najbardziej poruszający był ten od ojca Ludwika (prosił, by nie ujawniać więcej szczegółów o nim). Zakonnik od dwóch lat odprawia Msze św. w intencji Soccich. Podjął też decyzję, by swoje życie ofiarować Bogu w zamian za życie i całkowite uzdrowienie Cateriny. Wszystko to relacjonuję na bieżąco ojcu dziewczyny.

W jednym z mejli napisał: „Jakież piękne wieści piszesz do mnie z Polski. Jestem naprawdę wzruszony. Podziękuj, proszę, w moim imieniu wszystkim, którzy modlą się za moją córeczkę. O wszystkim tym jej opowiadam”. We Włoszech właśnie ukazała się druga część jego książki o córce pt. „List do mojej córki. O miłości i życiu w cieniu cierpienia”. Ostatni jej rozdział to list do Cateriny. Dziennikarz nawiązuje w nim do ewangelicznej sceny, gdy Jezus stoi nad nieżyjącą dziewczynką. Zwraca się do jej ojca: „Nie bój się, wierz tylko!”, a potem „(…) Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: »Talitha kum«, to znaczy: »Dziewczynko, mówię ci, wstań!«. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła” (Mk 5,35-43).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.