Przeskocz strumyk za 100 mln

ks. Paweł Łazarski /Rz

publikacja 30.07.2013 12:22

Po co budować most za ciężkie miliony nad strumykiem, którego szerokość to trochę więcej niż metr? Rzeczywistość budowy mostu w Mszanie woła o wkroczenie prokuratury.

Przeskocz strumyk za 100 mln Przemysław Kucharczak /GN Niedokończony most na autostradzie A-1 w Mszanie

Powody są co najmniej dwa. Pierwszy to pytanie o sens wydawania ciężkich milionów za most nad ponadmetrowym strumykiem. Drugi to projekt, który nie jest zgodny z obowiązującymi przepisami. Takie wnioski płyną z rozmowy z Jarosławem Duszewskim, byłym specjalnym komisarzem ds. koordynacji infrastruktury w całej grupie Alpine, jaką zamieściła "Rzeczpospolita" w dzisiejszym numerze na stronach "Ekonomia & Rynek".

Z rozmowy wynika jasno, że na początku nad strumykiem w Mszanie był zaprojektowany nasyp, a nie most. W zupełności wystarczyłby do bezpiecznego ruchu na autostradzie A-1. Jednak ówczesny wiceminister infrastruktury Jan Kurylczyk z SLD udzielił zgody na projekt mostu jego autorom. Jak wyjaśnia J. Duszewski, formalna zgoda została wydana w maju 2005 roku przez ministra infrastruktury Krzysztofa Opawskiego. Były pracownik koncernu Alpine podkreśla, że rzadko się zdarza, aby minister wydał zgodę na projekt, który jest niezgodny z obowiązującymi przepisami, a tak było - jego zdaniem - w tym przypadku.

 "Zgoda dotyczyła odstąpienia od rozporządzenia dla drogowych obiektów mostowych, co umożliwiło niezgodną z tym rozporządzeniem budowę dwóch jezdni autostrady na jednej konstrukcji nośnej mostu (płycie), a nie jak powinno być zgodnie z przepisami: na dwóch niezależnych konstrukcjach nośnych (płytach)" - tłumaczy w rozmowie J. Duszewski.

Jeszcze wtedy projekt całej autostrady, w tym 30 różnych obiektów mostowych, był wyceniony na ok. 20 mln zł. Za sam most firma projektowa chciała 8 mln! Sens jego budowy w Mszanie tłumaczono ochroną środowiska, bo występuje tam pradolina, którą trzeba przewietrzać...

Firma Alpine miała zacząć budowę mostu bez projektu wykonawczego i wtedy zaczęły się problemy. "Powołaliśmy wtedy ekspertów i zamówiliśmy opinie. Okazało się, że w takim kształcie projektowym ten most nie ma prawa funkcjonować" - przypomina J. Duszewski. Po znanych z mediów perturbacjach Alpine w grudniu 2009 r. wyrzucono z placu budowy.

Jednak firma wygrała drugi przetarg i wróciła do gry. Przedtem wykonano projekt różnicowy, który uwzględniał niektóre ekspertyzy Alpine dotyczące mostu. Kontrakt na budowę mostu opiewał na kwotę 58 mln zł. Aby ratować zły projekt, koncern Alpine przed budową przeprawy wzmocnił dolinę - za ok. 40 mln zł - specjalnymi palami. Firma miała na to zgodę GDDKiA.

Na przełomie 2011 i 2012 roku most zaczął pękać na dużym odcinku. Nadzór budowlany wstrzymał prace. "Generalna Dyrekcja nie chciała się przyznać do błędu, bo w sądzie trwał już proces o odszkodowanie za pierwszy kontrakt z GDDKiA na kwotę 1 mld 200 mln zł. Wszystkie prace zostały przez Alpine wykonane zgodnie z projektem, zaakceptowane i zatwierdzone przez inżyniera kontraktu, łącznie ze zbrojeniem i betonowaniem. My cały czas staraliśmy się ten nieszczęsny projekt realizować i ratować" - tłumaczy J. Duszewski.

GDDKiA zleciła opracowanie programu naprawczego. "Program otrzymaliśmy w szczątkowej formie w październiku 2012 i GDDKiA poleciła nam go bez dyskusji wprowadzać w życie" - zaznacza rozmówca „Rz”. Okazało się, że ta przyjemność ma kosztować podatników kolejne 46 mln zł.

Firma Alpine proponowała, aby wyburzyć most i wrócić do pierwszej koncepcji GDDKIA, jaką był nasyp z przepustem na strumyk (za 30 mln zł) lub ratować most przez wariant tzw. sprężania wewnętrznego (za 20 mln zł). Przyjęcie jednego z tych wariantów przez GDDKiA skutkowałyby zakończeniem całej budowy do końca 2013 roku.

Skończyło się zerwaniem kontraktu przez GDDKiA i bankructwem koncernu Alpine. Bez pracy w Polsce zostało kilkaset osób, a na świecie - kilkanaście tysięcy. Program naprawczy feralnego mostu ma wykonać inna firma, ale bez przetargu. GDDKiA ogłosiła, że zostanie on zrealizowany do końca sierpnia 2013 r., a budowa feralnego mostu - do końca 2013 roku.

"Jest to kłamstwo, przede wszystkim ze względu na procesy technologiczne i moce przerobowe bardzo specjalistycznych dostawców elementów mostu" - stanowczo twierdzi J. Duszewski. Dodaje, że - ze względu na bezpieczeństwo użytkowników - wolałby, aby most nie został dokończony zgodnie z obecnym projektem.

"Teraz GDDKiA dorobi ideologię o winie Alpine, która jako bankrut nie może już się bronić. Wkrótce zostanie ogłoszone, iż most trzeba rozebrać lub wprowadzić postulowane przeze mnie zmiany, tj. dodatkowe filary i wzmocnienia, które zmienią całkowicie projekt, według którego budowała Alpine, i o który (jako znakomity) walczyła GDDKiA" - przewiduje były pracownik Alpine.

Koszt programu naprawczego to ponad 60 mln, czyli więcej niż całego mostu. Doliczyć do tego trzeba położenie asfaltu, bariery i prace wykończeniowe, czyli dalsze ok. 30 mln. Na tym pewnie się nie skończy.

Strumyk w Mszanie wydaje się być bezcennym skarbem przyrody. Doliczając projekt, wychodzi na to, że będzie można nad nim przejechać za jedyne ponad 100 mln zł. Nie wiadomo tylko, kiedy i czy bezpiecznie.

Jarosław Duszewski w rozmowie z dziennikarzem "Rz" podaje nazwiska osób z GDDKiA, które - jego zdaniem - ponoszą winę za cały bałagan związany z mostem w Mszanie.

Pełny tekst wywiadu z byłym specjalnym komisarzem ds. koordynacji infrastruktury w całej grupie Alpine ukazał się w dzisiejszym numerze "Rzeczpospolitej" na stronach "Ekonomia & Rynek".

Nasza sonda: Czy bulwersuje Cię sprawa budowy mostu w Mszanie?