Czas (pseudo)profesjonalistów

Andrzej Macura

Mieliśmy mieć państwo obywatelskie. Póki co rodzą się kolejne pomysły, jak obywateli utrącić, a wszystko oddać w ręce „profesjonalistów”.

Czas (pseudo)profesjonalistów

„Wakacje parafialne bez kontroli” – grzmi w tytule wczorajsza Gazeta Wyborcza. A w tekście bryluje prezes śląskiego oddziału Polskiej Izby Turystyki, Grzegorz Chmielewski. O co chodzi? O wyjazdy organizowane przez Kościół. Parafie, wspólnoty. Różne. Czytałem i wytrzeszczałem gały. Takich kuriozalnych zarzutów dawno nie słyszałem. Ot, choćby tytuł. Bez kontroli? To czemu w tekście przywołano przykłady, w których organizatorzy takich wyjazdów zostali ukarani mandatami? Prawda, najgłośniejszy pochodzi sprzed kilku lat. Co, od tej pory już odpowiednie instytucje przestały sprawdzać?  Nonsens.

Albo taki zarzut, że skarg od rodziców na złe warunki zakwaterowania nie ma, bo nie wypada się skarżyć na księży. A może po prostu rodzice i dzieci nic nie maja przeciw takim warunkom? Może nie są takie złe? Kto powiedział, że wyjazd na którym w pokojach nie ma wygód jest do niczego?

Najbardziej kuriozalne są zarzuty pana prezesa. Jego zdaniem takie wyjazdy to… nieuczciwa konkurencja dla branży turystycznej. „Każde biuro turystyczne musi być wpisane do Rejestru Organizatorów Turystyki i Pośredników Turystycznych. Musi dysponować tzw. kwotą gwarancyjną, która zabezpieczy interesy klientów w razie np. bankructwa i konieczności ich wcześniejszego powrotu do domów. Parafie takiego obowiązku nie mają” – ubolewa. Aha, tu pana prezesa boli. I dalej mówi: „Sprawa dotyczy nie tylko wyjazdów organizowanych przez parafie, ale także np. przez nauczycieli”. No pewnie. Biuro turystyczne lepiej się zaopiekuje dziećmi niż sercem im oddany wychowawca.  I dalej: „Rwetes zacznie się dopiero wtedy, gdy cały samolot pielgrzymów z Polski utknie gdzieś np. w Meksyku i nie będzie wiadomo kto ma zapłacić za ich ściągnięcie do kraju”. Tylko o ile mnie pamięć nie myli taka sytuacja jeszcze się nie wydarzyła. A z biurami podróży podobne sytuacje zdarzają się praktycznie co roku. Może więc nie bez powodu tylko biura podróży muszą  dysponować tą „kwota gwarancyjną”?

A swoją drogą jestem bardzo ciekaw, w jaki sposób pan prezes wyobraża sobie, jak biuro podróży organizuje rekolekcje. Bo pielgrzymki, to jeszcze od biedy ujdzie. I całkiem często zresztą tak bywa. Ale rekolekcje? W domu wczasowym? W hotelu? Konferencje duchowe wygłosi pan Chmielewski? Czepiam się? Wcale nie. Przecież w artykule wspomniano o nieprawidłowościach w związku z jakimiś rekolekcjami.

Rozumiem że panu prezesowi najbardziej pasowałoby, gdyby biura turystyczne miały monopol na organizowanie wszelkich wyjazdów. Na szczęście tak się nie da. I o zgodę na mój wyjazd ze znajomymi w Niskie Tatry nie będę musiał pytać przedstawiciela biura podróży. Gazecie Wyborczej mogę jednak podsunąć parę innych pomysłów. Np. co stoi na przeszkodzie by ustanowić monopol na organizowanie przejazdów na Śląsku dla KZK GOP? Wszak te stada samochodów jeżdżące po naszych drogach to też nieuczciwa konkurencja i szara strefa, nie tak? Zwłaszcza gdy ktoś zatrzyma się na chwilę na przystanku, by zabrać znajomka.

Dość żartów. Są w sprawie dwie rzeczy mocno niepokojące. Po pierwsze jest to kolejna próba uderzenia w społeczeństwo obywatelskie. Nie tylko w Kościół, bo przecież i w co bardziej ideowych nauczycieli. To domaganie się, by nic nie robić, a sprawy (rekolekcji i) wypoczynku zostawić specjalistom. Nie chce się jednak widzieć przy tym drugiego, znacznie ważniejszego. Wakacyjne wyjazdy to nie tylko okazja do skonsumowania usługi (turystycznej). To także czas spotykania się z innymi. Ludźmi, którzy swoja pasją, swoim widzeniem świata potrafią zarażać innych. Znudzeni swoją pracą piloci wycieczek i wiecznie zagonieni rezydenci biur podróży w hotelach tych ideowców nie zastąpią.