Państwo chce proboszcza-homoseksualisty

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 27.03.2007 09:17

Czy niechęć hierarchów wobec gejów przyspieszy rozdział norweskiego Kościoła od państwa? - zastanawia się Gazeta Wyborcza.

Konserwatywny biskup Oslo przegrał batalię przeciw pastorowi homoseksualiście. Porażka biskupa wzmocniła jednak obóz rozłamowców, którzy chcą rozdziału Kościoła od państwa - relacjonuje GW. Po kilku dniach gorącej debaty biskup norweskiej stolicy Ole Christian Kvarme odblokował w zeszłym tygodniu nominację dla pastora Sveina Josefsena. Nie dostawał on zgody na objęcie parafii w Baerum niedaleko Oslo, bo żył otwarcie w związku z innym mężczyzną. Biskup uległ presji opinii publicznej, rodziny królewskiej i wbrew własnym przekonaniom podporządkował się prawu. W Norwegii obowiązuje ścisły zakaz dyskryminacji w miejscu pracy ze względu na orientację seksualną. Ponieważ norweski Kościół ewangelicko-luterański jest Kościołem państwowym, pracodawcą jest państwo. Biskup niezależnie od swoich przekonań nie może dyskryminować swych podwładnych-pastorów ze względu na ich orientację seksualną. Dzięki mediom pastor Josefsen stał się symbolem walki o prawa gejów w koloratkach. W obronę ich praw zaangażował się następca norweskiego tronu książę Haakon i jego żona Mette-Marit. Biskup Kvarme znalazł się w niezręcznej sytuacji, bo jest też kapelanem rodziny królewskiej. - Religia w Norwegii jest państwowa, a państwo jest świeckie, więc niejako wbrew religii forsuje prawa mniejszości seksualnych. To klasyczny paragraf 22 - mówi "Gazecie" Nina Witoszek-Fitzpatrick, profesor na wydziale studiów historii kultury Uniwersytetu w Oslo. Jej zdaniem cała sprawa pokazuje, jak aktualna jest kwestia rozdziału Kościoła od państwa, od której w Norwegii mówi się od dłuższego czasu. Jesienią ub.r. o przyszłości Kościoła norweskiego rozmawiano na specjalnej konferencji biskupów i przedstawicieli państwa. Przedstawiono kilka scenariuszy, w tym częściowy rozwód, ale ostateczna decyzja nie zapadła. Zdaniem ekspertów zwolennicy oddzielenia się norweskiego Kościoła luterańskiego od państwa zyskali teraz kolejny argument na rzecz aksamitnego rozwodu. Prof. Witoszek-Fitzpatrick tłumaczy, że w norweskim Kościele istnieją dwie frakcje. Tzw. liberałowie opowiadają się za modelem "Kościoła ludowego", humanistycznego, który akceptowałby kobiety biskupów i pastorów homoseksualistów. Chodzi o uznanie i tak powszechnych trendów. Choć 85 proc. mieszkańców liczącej 4,5 mln Norwegii jest członkami Kościoła luterańskiego (stają się nimi automatycznie po urodzeniu), tylko niespełna 10 proc. przychodzi na nabożeństwa częściej niż raz w miesiącu. Norwegia podobnie jak inne kraje skandynawskie jest bowiem bardzo zlaicyzowana. Druga, bardziej tradycyjna frakcja, chce się odłączyć od państwa głównie po to, by ograniczyć liberalizację Kościoła. Od jesieni 2005 r. w Norwegii rządzi centrolewicowa koalicja premiera Jensa Stoltenberga. Konserwatyści w Kościele obawiają się, że postępowcy z rządu narzucą Kościołowi liberalne reformy. Rozdział Kościoła od państwa nie jest jednak łatwym rozwiązaniem po 449 latach ścisłego związku, z którego korzystały obie strony. Norweski Kościół ewangelicko-luterański jest Kościołem państwowym od czasów reformacji - 1537 r. Na jego czele stoi król - obecnie Harald V. Storing, czyli parlament, jest najwyższym organem legislacyjnym, przez który przechodzą wszystkie kościelne akty prawne. Rodzina królewska zobowiązana jest wyznawać luteranizm, a rząd wybiera biskupów i dziekanów oraz kontroluje kościelny budżet, na który łożą w formie podatku kościelnego wszyscy luteranie. W norweskiej konstytucji luteranizm zapisano jako religię wszystkich Norwegów. Jednak dzięki poprawce z 1964 r. obywatele mają zagwarantowaną swobodę wyznawania religii i nieluteranie nie łożą na Kościół państwowy.