Laickość i wybory

Dziennik/a.

publikacja 17.04.2007 11:43

Laickość - jeden z fundamentów francuskiego państwa - po raz pierwszy od dziesięcioleci stała się jednym z wątków kampanii prezydenckiej - informuje Dziennik.

Do tej pory kandydaci unikali tego tematu, wiedząc, że manifestacja przywiązania do religii może pogrążyć ich w oczach wyborców - pisze Jakub Kumoch w Dzienniku. "Laicyzm to gwarancja, że państwo traktuje wszystkich obywateli po równo, że nie ingeruje w ich sprawy sumienia, że są dla niego obywatelami, a nie żydami, katolikami czy muzułmanami" - mówi mi Michel Quillardet, wielki mistrz największej loży masońskiej świata, Wielkiego Wschodu Francji. Wygląda jak człowiek, który wygrał bitwę. " Dwa dni temu otrzymałem zapewnienie od współpracowników pana Sarkozy’ego: żadnych zmian w prawie z 1905 roku nie będzie" - mówi. Uchwalona ponad 100 lat temu ustawa o rozdziale Kościoła od państwa to zapis, który uczynił Francję najbardziej świeckim państwem Europy - przypomina Dziennik. Francuski laicyzm to jednak nie tylko świeckie instytucje państwa. To próba wyrugowania nawet najdrobniejszych odniesień do religii z jakiejkolwiek debaty publicznej. Kilka lat temu, gdy w bretońskim miasteczku Ploermel prawicowy mer odsłonił na centralnym placu pomnik Jana Pawła II, natychmiast ruszyła fala protestów. Obrońcy laickiej republiki zwieźli do 6-tysięcznego miasteczka tłumy. "Nie chcemy obskurantyzmu. To pogwałcenie prawa!" - krzyczeli. "Jakim prawem laicka i republikańska gmina wystawia pomniki przywódcy Kościoła?" - dopytywali się w listach otwartych do mera. Jan Paweł II już wcześniej miał z Republiką na pieńku. Jeszcze za życia, gdy odwiedzał ją w 1997 roku i gdy ściągnął na paryskie Champs Elysees prawie milion młodych Francuzów, lewicowa prasa witała go jak nieproszonego gościa, niemal intruza. Gdy jego następca potępił "powszechną laicyzację życia", jedna z regionalnych komórek Partii Socjalistycznej uparcie nazywała go "panem Benedyktem XVI". "Żyjemy w państwie paranoi religijnej, państwie, które wyrugowało Kościół, tylko po to, by kazać sobie samemu oddawać cześć" - mówi Dziennikowi katolicki i antyaborcyjny działacz Xavier Dor. Wybory 22 kwietnia po raz pierwszy poprzedza jednak debata na temat laicyzmu - do niedawna uznawanego za podstawę państwa, coś o czym się nie dyskutuje. Według wielu prawicowych polityków ustawa z 1905 roku jest archaizmem: nie uwzględnia sytuacji, w której państwo francuskie musi się zainteresować kilkumilionową wspólnotą muzułmańską i przejąć nad nią kontrolę, jeżeli nie chce, by uczyniła to Al-Kaida. "Laicka republika" idealnie nadaje się na wroga dla radykalnych imamów, a próbkę swojej porażki miała już w czasie zamieszek na przedmieściach wielkich miast jesienią 2005 roku.

Pierwszy, już na długo przed kampanią, wyłożył karty na stół kandydat centroprawicy Nicolas Sarkozy. "Republika nie rozumie pojęcia dobra i zła. Broni jedynie reguł, prawa, ale nie jest w stanie powiązać ich z porządkiem moralnym" - pisał w swojej książce "Religia, Republika, nadzieja". Podobnie jak XIX-wieczna prawica chce, by wartości judeochrześcijańskie pomogły w odbudowie wielkości Francji i by mógł się narodzić "patriotyczny" francuski islam. Recepta: reforma laicyzmu. Jednak jedynym, na którego poparcie mógł liczyć, był lider nacjonalistów Jean-Marie Le Pen. "Religie odgrywają rolę nie do przecenienia. Wprowadzają do społeczeństwa element stabilności" - mówił w wywiadzie dla katolickiego La Croix - przypomina Dziennik. Większość francuskich elit wierzy, że całe dobro Republiki to spadek po oświeceniowych prądach i dobrodziejstwo Wielkiej Rewolucji 1789 roku. Że religie przynoszą ze sobą jedynie wojny i że wszystko, co nie jest "laickie i republikańskie", to po prostu obskurantyzm i wsteczność. Której trzeba się jak najszybciej pozbyć albo przynajmniej zamieść w ciemny kąt. Michel Quillardet i jego bracia z Wielkiego Wschodu Francji podzielają tę wiarę. "Obrona stricte laickiego państwa to nasz fundament - mówi Dziennikowi członek kapituły loży Andre Mouty. Z przyjemnością zaprasza do obejrzenia masońskich świątyń. Wielki napis 'Wolność, Równość, Braterstwo', obok znak Delty, a pod nim figura Marianny" - symbolu Republiki. Na "ołtarzu" miejsce wielkiego mistrza, przed nim rzędy czerwonych krzeseł ustawionych bokiem do nawy. Wielki Wschód ma w samym Paryżu ponad 100 podobnych lóż, a w całej Francji 130 tysięcy członków - przypomina Dziennik. Mouty z dumą opowiada o osiągnięciach swoich braci. "Wiele postępowych ustaw narodziło się właśnie tutaj, w tych salach. To myśmy pierwsi wszczynali debatę, która potem z loży trafiała do parlamentu" - mówi. "Debatę o laicyzmie też"? "Oczywiście. Ustawa z 1905 roku to w dużej mierze nasze dzieło" - mówi bez ogródek. Wielki Mistrz Michel Quillardet zaznacza: " Nie ingerujemy w wybory. Nie wskazujemy kandydata. Walczymy jednak o to, by Republika Francuska była i pozostała laicka".