Konkordat - tarcza przeciwko lustracji?

Barbara Sułek-Kowalska/Rzeczpospolita/a.

publikacja 02.05.2007 11:01

Za chwilę może się okazać, że również media katolickie będą wyłączone z obowiązku lustracji. Ale jak będzie się to miało do równości obywateli wobec prawa? - pyta na łamach Rzeczpospolitej Barbara Sułek-Kowalska.

Barbara Sułek-Kowalska, niegdyś dziennikarka Tygodnika Solidarność, a dziś sekretarz redakcji tygodnika Idziemy, wydawanego przez diecezję warszawsko-praską, w artykule zatytułowanym "Konkordat - tarcza przeciwko lustracji" napisała m. in: Już za chwilę może się okazać, że media katolickie też będą wyłączone z obowiązku lustracji. Że ci z dziennikarzy, którzy teraz tam pracują, nie będą musieli składać oświadczeń, bo.... to narusza umowy o niezależności i autonomii Kościoła wynikające z postanowień konkordatu.W imię czego podejmowane jest takie działanie? Wprawdzie nawet wróble na dachach ćwierkają, że może chodzić o toruńskie radio, na którego dobrej opinii zależy i biskupom, i rządzącym, ale żeby z tego powodu narażać wszystkich dziennikarzy pracujących w katolickich mediach na upokorzenie i utratę poczucia podmiotowości? Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której - nie pytani o zgodę i opinię - zostaniemy postawieni w sytuacji osób "równiejszych" wobec prawa? Prawo wszak mówi, że obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych mają wszyscy dziennikarze. Jak to się ma do równości obywateli wobec prawa? Jak do misji, jaka jest obowiązkiem mediów? Jak wreszcie do tej szczególnej misji, jaka jest obowiązkiem mediów katolickich? Czy gremium zacnych decydentów z komisji konkordatowej nie widzi, że w ten sposób spycha swoje media do "katolickiego" getta, do "katolandu", jak samo się to środowisko potrafi nazywać? Dalej Barbara Sułek-Kowalska zauważa: Nie dość, że media katolickie balansują często na pograniczu działań zbliżonych do tych, które są właściwe raczej domenie public relation, to jeszcze mają dostać takiego gola do własnej bramki? Przecież wtedy już nigdy nie będą wiarygodne. Piętno "biskupiej obrony" w tej szczególnej dla społeczeństwa sytuacji zostanie bowiem na zawsze. Opieczętujcie sobie czoła słowem "katolicki" - zda się zapowiadać ta hipotetyczna jeszcze sytuacja - a my wam nie damy zrobić krzywdy, my was obronimy. Przed czym? I przed kim? - pyta Sułek-Kowalska. Może przed tym, co w całkiem innym wydawałoby się kręgu nazywane jest dziką lustracją, a której tak naprawdę zdefiniować się nie da? Czy zacnych członków Komisji Konkordatowej i innych antylustracyjnie nastawionych hierarchów nie ogarnia poczucie zażenowania, że tak się zbliżyli w swoich obawach do czołowych postaci obozu tradycyjnie od lat wrogiego lustracji? Konkludując publicystka kościelnego tygodnika napisała: Dyskusje z rosnącym - jak widać - środowiskiem antylustracyjnym nic nie zmienią. Ono jest konsekwentne, najwyżej zmienia retorykę: kiedyś mówiło o "polowaniu na czarownice", dziś macha "domniemaniem niewinności" i "obywatelskim nieposłuszeństwem". Teraz dochodzi do tego "naruszenie wynikającej z konkordatu zasady autonomii Kościoła i państwa". Zagrożenie dla starań o jawność życia publicznego jest coraz większe. I dlatego nie mogę milczeć, nawet jeśli teraz pracuję - a zwłaszcza dlatego - w mediach katolickich.