publikacja 22.05.2007 11:10
W Bostonie małe dzieci poddawane są ryzykownej terapii hormonalnej. W ten sposób przygotowuje się je do wycięcia genitaliów - podała Rzeczpospolita.
11-letnia Riley Grant ma długie włosy, które spina w kucyk, nosi kolczyki. Uwielbia jak rodzice kupują jej nowe sukienki. Nadal bawi się lalkami. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu mała amerykańska uczennica nazywała się Richard i była... chłopcem. - Gdy któregoś dnia spojrzeliśmy w jej twarz, od razu zrozumieliśmy... - opowiadali rodzice dziecka w programie ABC prowadzonym przez Barbarę Walters. W 2003 roku, gdy Richard miał siedem lat, rodzice pozwolili mu po raz pierwszy pójść do szkoły w sukience. - To było straszne, dzieci się z niej naśmiewały. Nazywały ją dziewczynką z penisem - mówiła na antenie matka chłopca Stephani, piętnując nietolerancję, z jaką mają się na co dzień spotykać transseksualne dzieci. - Jak tylko będzie to możliwe, chcemy poddać ją procesowi zmiany płci - oświadczyła. Dzięki Bostońskiemu Szpitalowi Dziecięcemu państwo Grant mogą przystąpić do tego procesu od zaraz. Placówka otworzyła bowiem nową klinikę dla dzieci z zaburzeniami płci. Oferuje w niej specjalną hormonalną terapię, która ma "przygotować ciała pacjentów do chirurgicznej operacji zmiany płci". Jak ujawnił portal lifesite.net, terapia ta jest dostępna już dla siedmiolatków. - Musimy pomoc tym dzieciom i ich rodzicom. Im szybciej interweniujemy, tym lepiej - powiedział Rz dyrektor kliniki dr Norman Spack. Na czym ma ta pomoc polegać? W przypadku chłopców na regularnym wstrzykiwaniu im potężnych dawek żeńskich hormonów. W ten sposób blokuje się rozwijanie ich męskich cech - nie przechodzą mutacji, nie mają zarostu, a ich sylwetka nabiera kobiecych kształtów. Dziewczynkom wstrzykuje się zaś hormony męskie. - Transseksualne dzieci, których nie poddaje się takim terapiom, cierpią na straszliwą depresję. Są faszerowane środkami psychotropowymi i połowa z nich próbuje popełnić samobójstwo -mówi dr Spack. - Kiedyś ludzie myśleli, że homoseksualizm można wyleczyć, dziś wiemy, że to to bzdura i jesteśmy na kolejnym etapie. Rozumiemy inność transseksualistów i pomagamy im się spełnić - przekonuje. Praktyki dr. Spacka wywołują jednak oburzenie wielu bostończyków. -To całkowite szaleństwo. Jesteśmy wstrząśnięci tym, co oni tam wyprawiają z dziećmi -powiedziała Rz Amy Contrada, przewodnicząca prorodzinnej organizacji Mass Resistence. Zatrudnieni przez nią specjaliści poddali działania kliniki miażdżącej krytyce.
Według nich dzieci nie są w stanie podjąć takiej poważnej decyzji, jak poddanie się operacji zmiany płci. Hormonalne terapie są zaś bardzo niebezpieczne dla zdrowia - zwiększają ryzyko zachorowania na raka, powodują rozmaite krwotoki i drgawki. Dlatego działania kliniki wywołują wątpliwości nawet wśród ludzi przychylnych środowiskom transseksualnym. - To prawda, że syndrom zaburzeń płci można wykryć bardzo wcześnie, ale z drugiej strony większość dzieci z niego wyrasta. I co wtedy? - powiedziała Rz Michelle O'Brien, specjalistka z brytyjskiego Roehampton University. - Pozostaje mi wierzyć, że ci lekarze wiedzą, co robią. Problem w tym, że wiarygodność doktora Spacka jest poważnie kwestionowana. - Ten człowiek jest powiązany z wieloma groźnymi organizacjami promującymi seksualne wynaturzenia. Ktoś taki nie powinien mieć dostępu do dzieci -uważa Amy Contrada. W 2006 roku w Worcester w Massachussets Spack prowadził "warsztaty" podczas konferencji zorganizowanej przez organizacje radykalnych transseksualistów. Na to, o czym mówiono podczas imprezy, wskazują tytuły sesji: "Sadomasochizm? bicze, łańcuchy i sznury", "Seks grupowy" czy "Jak uniknąć odpowiedzialności prawnej, gdy się kogoś torturuje". Dla Rzeczpospolitej wypowiedział się Kris Minero przewodniczący chrześcijańskiego Instytutu Rodziny w Bostonie: Cała ta przerażająca historia jest dowodem na to, jak nisko upadła nasza cywilizacja. Odrzucamy tradycyjną moralność wyznawaną przez naszych ojców i zastępujemy ją przekonaniem, że można realizować wszystkie - nawet najbardziej perwersyjne i szalone - pragnienia, które przyjdą nam do głowy. Najbardziej smutne jest to, że w podobne praktyki angażują się lekarze, których zadaniem powinno być ratowanie ludzkiego życia, a nie dokonywanie takich makabrycznych eksperymentów. Nie pozwalamy ludziom głosować, dopóki nie skończą 18 lat, nie pozwalamy im kupować alkoholu, dopóki nie skończą 21, a teraz nagle siedmiolatki mają decydować o tym, że chcą zmienić płeć? To nie dzieci chcą się poddawać tym terapiom, zmuszają je do tego nienormalni, nieodpowiedzialni dorośli.