Sfinansujemy aborcję w Afryce?

Nasz Dziennik/a.

publikacja 20.06.2007 12:11

Dzisiaj rozstrzygnie się, czy jako obywatele Unii Europejskiej będziemy zmuszeni do współfinansowania zabijania dzieci poczętych w krajach Trzeciego świata - alarmuje Nasz Dziennik.

Parlament Europejski ma się zająć raportem angielskiej socjalistki Glennys Kinnock, który wzywa UE, aby w dalszym ciągu była liderem wysiłków na rzecz wspierania praw do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego. Pod tą eufemistyczną formułą kryje się finansowanie aborcji, antykoncepcji, sterylizacji i środków wczesnoporonnych w państwach rozwijających się. Raport Kinnock jest politycznym, nie legislacyjnym, stanowiskiem PE w sprawie tzw. milenijnych celów rozwojowych. Jest to program Organizacji Narodów Zjednoczonych na rzecz walki z ubóstwem, w ramach którego państwa rozwinięte zobowiązały się do podwyższania wpłat na rozwój krajów biednych. Również Unia jest płatnikiem w ramach tego programu. - Raport Kinnock definiuje priorytety Parlamentu w dziedzinie wydawania wspólnych pieniędzy. Jest to apel, instrukcja dla Komisji Europejskiej, jak ma wydawać pieniądze - tłumaczy w rozmowie z Naszym Dziennikiem europoseł Konrad Szymański (PiS). "PE wyraża ubolewanie, że podczas gdy Afryka Subsaharyjska ma najwyższy odsetek śmiertelności okołoporodowej, ma też najniższy procent stosowania antykoncepcji na świecie (19 proc.), a śmiertelność okołoporodowa jest w 30 proc. spowodowana przeprowadzaną w ryzykownych warunkach aborcją" - czytamy w raporcie. "Panaceum" na tę sytuację ma być zapewnienie szerokiego dostępu do aborcji, antykoncepcji, sterylizacji i środków wczesnoporonnych. Zastrzeżenia co do treści raportu Glennys Kinnock zgłosili chadeccy deputowani do PE. - Tylko zjednoczone wysiłki całego świata mogą pomóc Afryce. Finansowanie aborcji na tym kontynencie ze środków Unii jest sprzeczne z zasadą pomocniczości i zmusza wszystkich obywateli Unii do pośredniego udziału. Jest także rodzajem moralnego imperializmu wobec Afryki - mówił we wczorajszej debacie plenarnej poseł Konrad Szymański (PiS). Zdaniem Bolesława Piechy, wiceministra zdrowia i lekarza, posługiwanie się w tym kontekście pseudomedycznym pojęciem "zdrowia reprodukcyjnego" to przykład relatywizacji podstawowych pojęć.

- Ukrywa się hasła typu "aborcja" pod innymi słowami-kluczami. Konieczne jest wypracowanie słownika, który odpowiadałby realiom, a nie zakamuflowanym przedsięwzięciom o wydźwięku humanitarnym - powiedział w rozmowie z Naszym Dziennikiem. - Programy te finansowane są ze wspólnych pieniędzy, będziemy więc dopłacać do tych procedur. Wejście Polski i innych krajów naszego bloku do Unii zmieniło nieco proporcje w tym temacie, bo wcześniej programy przechodziły bez żadnych problemów. Ufamy, że nasi europosłowie zgodnie z polskim prawodawstwem będą się sprzeciwiali programom zabijania dzieci w innych krajach - mówi Ewa Kowalewska, przewodnicząca polskiej sekcji Human Life International. - Żaden dokument międzynarodowy nie kwalifikuje aborcji jako metody kontroli urodzeń, więc nie używa się tutaj słowa "aborcja", ale określenia "zdrowie reprodukcyjne", które z kolei zawiera aborcję. Mówi się tu wprost o usługach zabijania dzieci. A wszystko to związane jest z nacjonalistycznym podejściem, zgodnie z którym ludzie biedni i ludzie innych ras nie powinni mieć dzieci, zwłaszcza dużo dzieci - zaznacza Kowalewska, przewodnicząca polskiej sekcji Human Life International. - Pojęcie "zdrowia reprodukcyjnego" należy porównać z definicją zdrowia przyjętą przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) - na którą skądinąd bardzo chętnie powołują się różne instytucje. WHO wskazuje, że jest to dobrostan fizyczny, psychiczny, społeczny człowieka, co wyklucza dokonanie aborcji - mówi w rozmowie z nami dr Hanna Wujkowska, doradca premiera do spraw kobiet i rodziny. Programy pomocowe dla krajów biednych są prowadzone zarówno przez UE, ONZ, jak i inne organizacje międzynarodowe. Pomoc ta jest potrzebna z uwagi na wielki stopień biedy w tych krajach, jednakże zwolennicy aborcji wpadli na pomysł, aby tą drogą dofinansowywać zabijanie dzieci w krajach biednych. Ostatnio do grona proaborcyjnych organizacji dołączyła Amnesty International.