publikacja 28.06.2007 11:31
Nasz Dziennik podważa pracę Kościelnej Komisji Historycznej Episkopatu Polski. W dniu opublikowania przez nią wyników kwerendy akt SB gazeta po raz kolejny stwierdziła, że abp Stanisław Wielgus nie był agentem, a cała sprawa miała uniemożliwić mu objecie warszawskiej metropolii z powodów politycznych - napisał Dziennik. Sprawę komentuje też Rzeczpospolita.
Dalej Dziennik pisze: Gazeta stawia również Kościelnej Komisji Historycznej zarzut braku podstaw do wydania komunikatu z dnia 5 stycznia tego roku, w którym opisano zarzuty o agenturalną przeszłość biskupa. Nasz Dziennik sugeruje ponadto, że komunikat nie powstał w Komisji, choć był przez nią sygnowany, tylko w jakimś „innym miejscu”, i zapowiada, że będzie regularnie publikował materiały świadczące o niewinności abp. Wielgusa. Abp Leszek Sławoj Głodź, który jest łącznikiem między Kościelną Komisją Historyczną a Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, nie chciał komentować „ani jednego słowa tej gazety”. - Nasz Dziennik nie jest organem prasowym ani Episkopatu, ani Kościelnej Komisji Historycznej - dodał abp Głodź. Jego zdaniem media mają już odpowiednią wiedzę na temat deklaracji współpracy z SB podpisanej przez Stanisława Wielgusa, - Komisja Historyczna nie wydaje żadnych osądów -stwierdził hierarcha. Zdziwiony publikacją ND jest prof Andrzej Paczkowski, jeden z członków komisji powołanej przez rzecznika praw obywatelskich do zbadania sprawy. - Nie wiem, dlaczego Nasz Dziennik podważa fakty - mówi. - Może poza tym, że ma taki pogląd, prowadzi tę kampanię, ponieważ Wielgus jest uważany za osobę bliską środowisku Radia Maryja i Naszego Dziennika. Każdy uszczerbek na tej osobie jest więc przyjmowany jako bezpodstawne uderzenie - dodaje. Prof. Paczkowski, podobnie jak Komisja Historyczna Episkopatu Polski, zapoznał się z dokumentami dotyczącymi arcybiskupa. Po lekturze materiału nie miał wątpliwości: Wielgus był tajnym i świadomym współpracownikiem służb PRL. Komisja Historyczna zakończyła wczoraj kwerendę akt SB dotyczącą żyjących kardynałów, arcybiskupów i biskupów. Jej wyniki ogłosił na konferencji abp Leszek Sławoj Głodź. - Kilkunastu spośród ponad 130 biskupów zostało zarejestrowanych przez organa bezpieczeństwa PRL jako tajni współpracownicy lub kontakty operacyjne, względnie kontakt informacyjny, a jeden został zarejestrowany jako agent wywiadu PRL - poinformował. Odpowiadając na pytanie, czy wobec uwikłanych biskupów będą wyciągnięte jakieś konsekwencje, odparł, że o tym decyduje Stolica Apostolska, która posiada całą dokumentację na ten temat. Rzecznik Episkopatu Polski ks. Józef Kloch zaznaczył, że zachowane i przedstawione Komisji materiały archiwalne SB znajdujące się obecnie w zasobach IPN są „niekompletne”. Abp Głodź dodał też, że Kościelna Komisja nie poda nazwisk uwikłanych hierarchów, i że „nikt nigdy nie obiecywał, że komisja taką listę nazwisk opublikuje”.
Nie jest to jednak koniec prac Komisji. Teraz jej członkowie opracowują sprawozdanie na temat „ideologicznych założeń marksizmu wobec religii, mechanizmów zwalczania Kościoła katolickiego w Polsce przez władze PRL oraz pokazania roli i postaw duchowieństwa w obronie wartości duchowych i narodowych w latach 1945-1989”. Rzeczpospolita na drugiej stronie opublikowała komentarz Ewy K. Czaczkowskiej zatytułowany „Boże broń od takich obrońców”, w którym czytamy: Dwa dni przed przyjęciem przez abp. Kazimierza Nycza z rąk papieża paliusza - znaku władzy biskupa metropolity - i w dniu zakończenia przez Kościelną Komisję Historyczną kwerendy w IPN Nasz Dziennik ogłosił, że sprawa abp. Stanisława Wielgusa była wielką mistyfikacją. Że oskarżenie go o współpracę z SB jest wynikiem zorganizowanej prowokacji osób, które mając na uwadze cele polityczne, nie chciały dopuścić, by został metropolitą warszawskim... Gdyby posługiwać się logiką i frazeologią tego pisma, można by powiedzieć, że celowo wybrano ten moment na ogłoszenie tych rewelacji. Nasz Dziennik nie pierwszy raz próbuje wmówić, także samemu arcybiskupowi, że nie jest prawdą to, do czego sam się przyznał. Nie dziwi więc, gdy po raz kolejny się dowiadujemy, że Kościelna Komisja Historyczna episkopatu kłamała, informując całą Polskę, iż materiały IPN potwierdzają podjęcie przez arcybiskupa współpracy ze służbami PRL. Co więcej, kłamał również sam abp Wielgus, gdy wreszcie przyznał się publicznie, że w 1978 roku podpisał zgodę na współpracę z wywiadem PRL. Gorzej, szedł dalej w zaparte, gdy w przeddzień niedoszłego ingresu swoim własnym głosem - a może to też była mistyfikacja? - przepraszał, że skrzywdził Kościół dwukrotnie: wtedy, gdy uwikłał się w kontakty z SB, i teraz, gdy do nich się nie przyznawał. Nasz Dziennik na potwierdzenie swoich tez nie podał wczoraj ani jednego faktu, ale zapowiada cykl materiałów mających obnażyć istnienie kościelno-politycznego spisku, którego ofiarą padł Bogu ducha winny abp Wielgus. Tropy prowadzą wysoko, ciekawe, kiedy się dowiemy, że na czele spiskowców stał Benedykt XVI. Służby specjalne PRL mogą triumfować. Im nigdy nie udało się czegoś takiego dowieść. Boże broń od takich obrońców.