Wielki problem z siódemkami

Dziennik/Metro/a.

publikacja 03.07.2007 06:47

Urzędy stanu cywilnego, kościoły, restauracje od wielu miesięcy mają zarezerwowany termin siódmego lipca 2007 roku. Nowożeńcy wierzą, że magiczna data przyniesie im szczęście. I choć siódmy lipca przypada już w sobotę, w internecie można cały czas licytować kupno magicznej daty - pisze Dziennik. Wg Metra tegoroczny 7 lipca to data... pechowa.

07.07.07 wypada w najbliższą sobotę - przypomina Dziennik. Wielu nowożeńców odebrało to jako sygnał od losu i w ten właśnie dzień zamierzają powiedzieć sakramentalne "tak". Wierzą, że dzięki temu szczęście nie opuści ich do końca życia. Zapobiegliwi narzeczeni już dawno zarezerwowali salę weselną, wynajęli limuzynę, kamerzystę, zamówili księdza i dobrą pogodę. Wśród rezerwujących było też wielu takich, którzy wyczuli dobry interes i później proponowali odstąpienie ślubu. Ceny sięgały nawet 2500 złotych. Okazuje się jednak, że interes nie wypalił. W internecie nadal roi się od ofert odstąpienia terminu. Bez problemu można zamówić luksusową limuzynę nawet z drugiego krańca Polski. Kopoty mają nawet ci, którzy nie chcą zarobić, a do sprzedania terminu ślubu zmuszają ich okoliczności. Sebastian Dziadosz ma zarezerwowany na siódmego lipca kościół św. Anny na Krakowskich Przedmieściach w Warszawie. Sęk w tym, że ślub będzie brał w innym kościele. Wystawił więc ofertę odstępnego w internecie. Za 1200 złotych można kupić od niego wolne miejsce u św. Anny. "Wielu ludzi dzwoni, ale dopytuje raczej o możliwość kompleksowego zorganizowania ślubu i wesela. Liczę trochę na przypadek, a trochę na desperatów. Szkoda, żeby pieniądze się zmarnowały" - śmieje się Sebastian Dziadosz. Do śmiechu wcale nie jest ks. Bogdanowi Bartołdowi, rektorowi kościoła św. Anny: "Nie dopuszczam takiej możliwości, że oto przyjdzie ktoś i przedstawi zmiennika, a ja dam mu ślub z pominięciem wszystkich formalności, np. udzielenia nauk przedmałżeńskich. Na hasło: 'Dzień dobry, chcę ślubu', odpowiem: 'Dzień dobry, zapraszam za rok'" - kwituje duchowny. "Trzeba być nieźle zakręconym, żeby w tydzień chcieć organizować ślub. Magia tkwi właśnie w przygotowaniach" - mówią zgodnie Bartek Mierzwa i Dorota Błędocka z Opola, którzy powiedzą "tak" w święta Bożego Narodzenia. "To niemożliwe, żebyśmy wyrobili się w czasie i dobrze zorganizowali wesele. Polecam inną datę" - powiedział pracownik restauracji "Magnolia" z Tychów (Śląskie), który rozmawiał z Dziennikiem. W internecie nadal jest oferta tego lokalu dotycząca zorganizowania przyjęcia, ale złożono ją już kilka miesięcy temu. Obecnie jest nieaktualna. Katarzyna Żabka i Michał Czarnecki z Łodzi wezmą ślub cywilny właśnie siódmego lipca. Wcześnie, bo o godzinie 13, ale w urzędzie późniejsze godziny były już zarezerwowane. Wolnych miejsc w urzędzie nie ma. W Warszawie ten termin już dawno zarezerwowało 200 par. To więcej niż niekiedy przez cały miesiąc. "Na pewno nie kupowalibyśmy terminu, choć fajnie mieć ślub w taki właśnie dzień" - tłumaczy pani Katarzyna. "7 lipca była kuszący, ale nie na tyle, by przepłacać za możliwość wzięcia ślubu w tym dniu".

Zwłaszcza że wbrew powszechnej opinii wcale nie musi on być szczęśliwy. "Nie zawsze wróży to udane małżeństwo. To sprawa indywidualna, zależna również od daty urodzenia" - mówi Maria Mendel, numerolog z Warszawy. Także psycholog dr Joanna Heidtman przestrzega przed lepą wiarą w magiczną siódemkę. "Ślub jest rytuałem, świętem wyjętym ze zwyklej codzienności" - mówi. "Wszystko, co jest niezwykłe, wyjątkowe, doskonale wpisuje się w taki rytuał. Również data ślubu. Jeśli jest wyjątkowa, młodzi przyjmują ją jako dodatkowy element szczęścia Ale wyjątkowa data ślubu nie wyręczy nas w staraniach o to, aby wspólne życie było poukładane i takie jak sobie wymarzyliśmy" - dodaje. W podobnym duchu sprawe opisuje Życie Warszawy: W stołecznych kościołach i urzędach stanu cywilnego dawno nie ma już wolnych terminów na najbliższą sobotę. Niektórzy postanowili na tym zarobić. Na Allegro można odkupić szczęśliwą datę za... 2,5 tys. złotych. Cena, tak zapewnia sprzedawca, to suma zaliczek, jakie musiał wpłacić, żeby zarezerwować: termin w kościele sióstr Wizytek, przyjęcie w restauracji przy ulicy Foksal, sesję fotograficzną w studiu przy ul. Grochowskiej, występ świetnego wodzireja i przejazd samochodem Austin Princess. Za ofertą prawdopodobnie ukrywa się firma organizująca wesela. Kłopot w tym, że do soboty zostało już tylko pięć dni, więc zaproszenie gości w tak krótkim czasie byłoby nie lada wyczynem. Na innej aukcji w serwisie Allegro za sam sobotni termin w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu trzeba zapłacić 1200 zł. W tym wypadku nie ma mowy o zwrocie jakiejkolwiek zaliczki. W św. Annie rezerwacja kosztuje tylko 100 zł. Ktoś zamówił termin tylko po to, żeby odsprzedać go z dużym zyskiem. – Rzeczywiście o możliwość ślubu w tym terminie pytało wiele osób. Znacznie więcej niż zwykle – mówi ksiądz Bogdan z kościoła na Krakowskim Przedmieściu. – Jednak handlu zarezerwowaną datą nie można uznać za rzecz w porządku. Stronę z ofertą odwiedziło już ponad 600 internautów. Jednak żaden z nich nie zdecydował się na „ślub w wersji last minute” i nie rozpoczął licytacji. Tymczasem w kościele św. Anny w najbliższą sobotę ma się odbyć aż dziewięć ślubów. Księża nie wiedzą,który z nich zamówiono na niby, tylko po to, żeby odsprzedać jego termin. Do szczęśliwców, którzy wstąpią w związek małżeński 7.07.07. należy Inga Habiba. – Już jakiś czas temu przesunięto nam termin o tydzień i okazało się, że... przez zupełny przypadek mamy tę szczęśliwą datę – mówi Inga. – Teraz za nic nie zrezygnujemy z tego terminu. Obydwoje wierzymy w magię liczb, siódemki to szczęśliwe cyfry. Poza tym mieszkamy na siódmym piętrze. Z kolei Tomasz Marciniak, warszawiak, który w najbliższą sobotę będzie panem młodym, nie przywiązuje do tej daty żadnego znaczenia. – Ale od jakiegoś czasu zacząłem dostawać telefony z propozycjami odstąpienia wynajmu sali weselnej od innych par, które strasznie chciałyby mieć wtedy ślub. Niektórzy oferowali całkiem niezłe pieniądze. Nawet 3,5 tys. zł. Gdyby nie to, że moja narzeczona 15 lipca zaczyna pracę w jednym z londyńskich banków, pewnie byśmy się nawet skusili – przyznaje Tomasz. Wśród narzeczonych niektóre terminy są szczególne popularne. – Siódmy lipca mam zarezerwowany od ubiegłego roku – mówi Mariusz, wodzirej z 15-letnim stażem. – Ale ogromną popularnością cieszą się też terminy w czerwcu i we wrześniu. Trzeba je rezerwować z rocznym wyprzedzeniem. Nic dziwnego, miesiąc z literą „r” w nazwie uważany jest za szczęśliwy. Według innego wodzireja, Krzysztofa Karpińskiego, niesamowitym powodzeniem cieszy się też ostatni weekend sierpnia i wakacji. W tym roku wypada 25. – Mój kolega wodzirej dostał ponad 60 ofert na ten dzień – mówi Karpiński. Ciekawą sytuację będziemy mieli też 8 sierpnia 2008 r. Trzy ósemki w dacie ślubu też są atrakcyjne. – Jest bardzo duże zainteresowanie tym terminem. To porządna data, mimo że ósmy sierpnia wypada w piątek – mówi Artur Żołek, wynajemca sali bankietowo-weselnej Akant 1 w Warszawie. – Ludzie pytają też o 15 sierpnia przyszłego roku, czyli święto Matki Boskiej Zielnej, które również wypada w piątek. U nas oba terminy są już zarezerwowane.

Dokładnie odwrotnie ukazuje problem Metro: Młode pary odwołują śluby zaklepane na dzień 7 lipca 2007 r. Wszystko przez przesąd, który mówi, że siódemki zamiast przynosić szczęście, to - gdy sąsiadują ze sobą - mogą przynosić pecha. Najbliższa sobota - 7 lipca 2007 r. - miała być rekordowym dniem pod względem liczby ślubów. O magii trzech siódemek w dacie mówiło się już od roku. Niektóre młode pary już wtedy zarezerwowały w Urzędach Stanu Cywilnego terminy, by mieć pewność, że na swym akcie małżeństwa zobaczą szczęśliwe cyfry. Jednak teraz - gdy do magicznej daty zostało już kilka dni - okazuje się, że coraz więcej młodych par odwołuje ceremonie. - Na początku wszyscy byli pod wrażeniem tej daty. Już pół roku temu dzwonili pierwsi chętni na ślub w tym terminie. Jednak wszyscy porezygnowali, bo dowiedzieli się o przesądzie, że jak dwie "kosy" [czyli siódemki] są w dacie obok siebie, to przynosi nieszczęście. A tu były aż trzy "kosy" - tłumaczy Renata Ścierska, z-ca kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Lędzinach, gdzie już wiadomo, że 7 lipca nie odbędzie się żaden ślub. Jak dużo osób zrezygnowało w całym kraju - do końca nie wiadomo: - Przyszli małżonkowie nie mają obowiązku zawiadamiać, że odwołują ślub. Mamy przypadki, że młodzi i goście po prostu nie przychodzą w wyznaczonym terminie. Miejmy jednak nadzieje, że większość, która ma termin na sobotę, nie będzie zbyt przesądna i śluby się jednak odbędą - tłumaczy Małgorzata Zawadzka, z-ca kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Krakowie, gdzie na razie o swojej rezygnacji powiadomiła tylko jedna para. Podkreśla, że nawet jeśli te pary nie dadzą znać o rezygnacji i nie zjawią się w sobotę, urząd i tak będzie miał obowiązek oddać im opłatę 84 zł, którą każda z nich wniosła za ślub. - Problem pojawia się wtedy, gdy młoda para zaplanowała przyjęcie weselne, opłaciła fotografa i wynajęła limuzynę - mówi Zawadzka. To prawda, bo - jak mówi nam Adam Wieczorek, który właśnie odwołał ślub zaplanowany na sobotę w jednym z warszawskich kościołów - ci, którzy rezygnują w ostatniej chwili, muszą się liczyć z tym, że większość pieniędzy przepadnie: - Z wpłaconych już na te cele ponad 7 tys. zł zaliczek na różne "ślubne fajerwerki" udało mi się odzyskać 5 tysięcy - tłumaczy. - Miałem jednak szczęście, bo moja babcia już dwa tygodnie temu powiedziała mi o pechowych "kosach" i od razu zacząłem działać i wszystko odwoływać. Lepiej nie ryzykować - mówi.