Im mocniej go krytykują, tym staje się silniejszy

Życie Warszawy/a.

publikacja 14.07.2007 06:20

Funkcjonuje jak rosyjska wańka-wstańka: im mocniej i ostrzej go krytykują, tym staje się silniejszy, tym łatwiej mu zapanować nad tysiącami zwolenników. Mocne słowa: „prezydent to oszust, a jego żona to czarownica" pewno i tym razem wyjdą o. Rydzykowi na zdrowie, tak jak poprzednie ataki na biskupów, polityków i potencjalnych konkurentów - napisało Życie Warszawy.

Zdaniem Moniki Kresy i Bartłomieja Leśniewskiego z Życia Warszawy, biznes, media, ruch społeczny i polityczny – wszystko napędzają konflikty. Maszynka funkcjonuje sprawnie tylko wtedy, gdy uda się przekonać wyznawców toruńskiego zakonnika, że ojcu Dyrektorowi zagraża niebezpieczeństwo. Dlatego o. Rydzyk nieustannie szuka wrogów, a gdy ich nie znajduje, obraca się przeciwko dotychczasowym przyjaciołom. Gdyby za kilkadziesiąt lat obecni wyznawcy o. Rydzyka upomnieli się o proces beatyfikacyjny (co nie jest nieprawdopodobne), mieliby zapewne niemały problem z przedstawieniem pełnej biografii swego bohatera - uważają dziennikarze ŻW i przypominają jego biografię. Urodził się w 1945 r. w ubogiej rodzinie z Olkusza. Tam spędził dzieciństwo – z matką, dwójką braci i siostrą (siostra nie żyje, bliższy kontakt o. Rydzyk utrzymuje z bratem Mirosławem). Nauczyciele i koledzy wspominają go jako nieśmiałego, skrytego i małomównego. Nie obnosił się ze swoją religijnością, ale do kościoła chodził regularnie. Po maturze kształcił się w Wyższym Seminarium Duchownym Ojców Redemptorystów w Tuchowie i na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, gdzie studiował teologię biblijną. Wieczyste śluby zakonne złożył w 1971 r., w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Pracował jako katecheta w Toruniu, Szczecinku i Krakowie. W 1986 r. skierowano go na placówkę misyjną do katolickiej parafii Oberstaufen w Bawarii – największym katolickim landzie Niemiec. Został na dłużej, wbrew władzom kościelnym i zakonnym. Uczył się prowadzenia biznesu radiowego, podglądając pracę rozgłośni katolickiej w Augsburgu. Nawiązał kontakt z rozgłośnią Radio Maria International w Balderschwang, która stała się pierwowzorem polskiego Radia Maryja. Oskarżana o ksenofobię rozgłośnia zdołała zgromadzić wokół siebie jedynie wąską grupę zwolenników i wkrótce została zamkniętą (jej nazwa została zmieniona na Radio Horeb). Nazwisko o. Rydzyka można też odnaleźć na liście kursantów założonego przez Amerykanina Lyndona LaRoche’a Instytutu Schillera (według Schillera, światem kieruje „globalny rząd spekulantów”, a dla jego obalenia potrzebna jest budowa silnych państw narodowych). Po powrocie do Polski w 1991 r. założył Radio Maryja. Zadbał o utrzymanie pełnej kontroli nad biznesem – w dokumentach rejestrowych przy jego nazwisku tkwi adnotacja: „jednoosobowy organ nadzorczy, jednoosobowy organ zarządzający i jednoosobowy organ kontrolny”. Ideologia rozgłośni to od początku kalka tego, co o. Rydzyk podpatrzył w Niemczech – zlepek poglądów szefostwa Radia Maria z Balderschwang i amerykańskiego antyglobalisty. Jednak to, co w Niemczech nie trafiało do przekonań słuchaczy, w Polsce okazało się wielkim sukcesem. Przede wszystkim dlatego, że Radio Maryja od początku postawiło na pracę u podstaw – dobrą robotę pośród ludzi, którzy nie radzili sobie w niepodległej Rzeczypospolitej. Więcej niż 90-proc. czasu antenowego Radia Maryja, a później także Telewizji Trwam, wypełniają modlitwy, psychologiczne wsparcie dla ludzi niedających sobie w życiu rady, organizowanie ruchu, który pozwoli zapełnić czas emerytom i bezrobotnym. W sumie to jednoznaczny, pozytywny przekaz, tak jak często cytowane zawołanie o. Rydzyka: „Alleluja i do przodu”.

Obok pociechy duchowej słuchacze wysłuchują wiadomości, które nakłaniają do wspierania konkretnych opcji i partii politycznych, oraz apeli o wsparcie finansowe. Nawoływanie o dobrowolne datki jest częste i nachalne. Na stronie internetowej www.radiomaryja.pl okienka z numerami kont zajmują drugie miejsce po reklamie Telewizji Trwam. Przeplatane z Dobrą Nowiną i propagandą polityczną, przynoszą ogromny skutek. Datki stanowią podstawę imperium o. Rydzyka, które rozrosło się tymczasem o „Nasz Dziennik”, Telewizję Trwam oraz Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej. Finansowym sercem koncernu o. Rydzyka jest Fundacja Lux Veritatis. W latach 90. były rzecznik komunistycznego rządu Jerzy Urban i wydawca tygodnika „Nie” wpadł na pomysł wykorzystania entuzjazmu swoich czytelników do utworzenia ruchu społecznego i politycznego. Powstały pod radykalnymi hasłami ruch „Nie” z czasem przerodził się w organizację, która w ramach SLD obsadziła swoimi ludźmi kilkanaście sejmowych foteli. Podobną drogą poszedł o. Rydzyk, ale osiągnął lepsze skutki. Jego sympatycy startowali z prawicowych list, a rydzykowe media wspierały ich kampanie. Z czasem o. Rydzyk dopracował się kilkunastu, potem kilkudziesięciu sejmowych szabel. Jego „Alleluja i do przodu” najpierw wsparło AWS, potem wyhodowaną na własnej piersi Ligę Polskich Rodzin, a w ostatniej kampanii – PiS. Gdy jednak przyjrzeć się losom przyjaźni politycznych o. Rydzyka, to strzeż nas Boże przed takimi przyjaciółmi. O AWS po zerwaniu mówił: „Tyle razy nas oszukali. I ta Solidarność to oszustwo. Ci, którzy te idee wzięli, przywłaszczyli i na nich żerowali”. Od LPR odciął się jeszcze ostrzej: „To Judasz przyszedł na ostatnią wieczerzę!”. Przyjaźń z PiS mogą zakończyć jego słowa zapisane na taśmach ujawnionych przez tygodnik „Wprost”, że prezydent Kaczyński to „oszust”, a jego żona to „czarownica”. Nie pierwszy raz z koncernu redemptorysty wyciekły taśmy - przypomina Życie Warszawy. Już wcześniej ujawniono nagrania ze zorganizowanych przez niego odpraw, w których abp. Dziwisza nazwał „kamerdynerem”. Jednak w gronie współpracowników o. Rydzyk nadal wypowiada się chętnie i ostro. Zakonnik, ksiądz, teolog, katecheta. Z jednej strony – kapłan, który pociąga za sobą tłumy, a z drugiej – sprawia olbrzymi kłopot hierarchii. Bo nie jest do końca prawdą, że jego zwolennicy to same starsze panie spod znaku moherowych beretów, skoro pielgrzymki słuchaczy RM od lat gromadzą na Jasnej Górze po 10 tys. młodzieży. Jak podaje KAI, do podwórkowych kółek różańcowych należy 102 tys. dzieci z 22 krajów świata. Budzący kontrowersje o. Rydzyk jest dla swych zwolenników niemalże namaszczonym przez Boga prorokiem. – W ostatecznej argumentacji ten kierunek religijności sprowadza się do stwierdzenia: „bo tak powiedział o. Rydzyk” – uważa kard. Józef Glemp. Starszym ludziom daje poczucie, że są jeszcze potrzebni. Odsunięci na margines społeczeństwa stają się nagle trybikiem w maszynie „świętej sprawy”. – Daje poczucie wspólnoty. Codziennie piętnaście po szóstej Radio mówi: W imię Ojca i Syna, i ja też mówię. Największą radością jest dla mnie to, że w tym samym czasie ktoś inny, na drugim końcu świata, też razem z Radiem mówi te słowa – wyznał podczas pielgrzymki Rodzin Radia Maryja prałat Zbigniew Peszkowski. Niebezpieczeństwo, które stwarzają osoba i rozgłośnia ojca Rydzyka, już kilka lat temu zostało dostrzeżone przez Kościół - odnotowuje Życie Warszawy. Jeżeli Radio Maryja chce być katolickie, to powinno kształtować jedność Kościoła, a tymczasem działalność tej rozgłośni prowadzi do rozbicia. Selekcjonowanie współczesnego nauczania Kościoła wprowadza podziały wśród wiernych, duchownych i biskupów. Zwłaszcza że o. Rydzyk i Radio Maryja nie ograniczają się do selekcjonowania nauczania, ale organizują akcje nieposłuszeństwa wobec decyzji hierarchów, np. w związku z rezygnacją Stanisława Wielgusa, oskarżanego o współpracę z SB, z funkcji arcybiskupa warszawskiego. Na działalność toruńskiego duchownego nie wpływają ani nawoływania biskupów, ani sugestie papieża Benedykta XVI, który wzywał media katolickie w Polsce do „autonomii sfery politycznej” i jedności z episkopatem. Wydaje się jednak, że jedności już dawno nie ma i nastąpi rozłam. W tej sytuacji zdecydowane powiedzenie „non possumus” może doprowadzić do otwartego konfliktu, czego obawia się Kościół „nietoruński”. Bo na konflikcie o. Rydzyk zawsze wygrywa.