Nie straszcie grzechami

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 15.07.2007 07:15

Stosując strategię "niet", powtarzając bezustannie, czego nie należy robić, Kościół przesłania dobro, którego chce bronić - mówi kard. Godfried Danneels w miesięczniku Trenta Giorni. Fragmenty wywiadu opublikowała Gazeta Wyborcza.

Oto kilka pytań i odpowiedzi z tego wywiadu: Gianni Valente: Ksiądz Kardynał wspomniał słowa prawosławnego metropolity Ignatiosa z Latakii, które wypowiedział w 1968 r. podczas spotkania ekumenicznego w Uppsali: „Kiedy zabraknie Ducha Świętego, Chrystus pozostaje przeszłością, Ewangelia staje się martwą literą, Kościół - zwyczajną instytucją, władza wydaje się dominacją, misja jest propagandą, religia - ewokacją, życie chrześcijańskie - niewolniczą moralnością”. Słowa te wydają się stale aktualne. Kard. Godfried Danneels: Te słowa pasują do wszystkich czasów. Od wniebowstąpienia Chrystusa po koniec świata będzie tak zawsze. Ja dodałbym jedno: bez Ducha Świętego Kościół jest pogrążony w lęku. Widać to nawet w dzień Zielonych Świątek: tam, w wieczerniku, zwyciężał lęk. I wtedy to Duch Święty kładzie kres lękowi i daje głosić Ewangelię nie tylko tym, którzy żyli zgodnie z prawem mojżeszowym, ale również poganom. Kościół ma za zadanie także strzec tradycji. Ale to Duch Święty uwalnia od lęku i ofiarowuje dar przeżywania tego samego w różnych okolicznościach. W Kościele to Duch Święty strzeże depositum fidei [depozytu wiary]. Tylko on jest zdolny być wiernym przeszłości i przygotowanym na przyszłość, ponieważ nie należy ani do przeszłości, ani do przyszłości, lecz jest teraźniejszością. - Zmartwieniem Kościoła jest tendencja społeczeństw zachodnich do lekceważenia niektórych fundamentalnych wartości moralnych. - Jest faktem, że nie ma już chrześcijańskiej civitas, że średniowieczny model chrześcijańskiej civitas nie pasuje do chwili obecnej. Być może niektórzy jeszcze tego nie zauważyli, ale chrześcijanie żyją na świecie jak iskry rozrzucone na polu. Żyjemy w diasporze. Jednak diaspora jest normalnym stanem chrześcijaństwa na świecie. Typowym sposobem bycia chrześcijan na świecie jest ten opisany w „Liście do Diogneta” z drugiego wieku. Chrześcijanie „nie mają własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem”. Mieszkają „każdy w swojej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną, a każda ojczyzna jest obcą ziemią”. I w taki właśnie też sposób jesteśmy obywatelami nowego, zeświecczonego społeczeństwa.

- Jest faktem, że w debacie publicznej często chrześcijanie postrzegani są jako ci, którzy nieprzejednanie walczą z ułomnościami ludzkimi. Péguy powiedziałby: ludzie z gotową duszą. - Ludzie naszej epoki nie zdają sobie sprawy z tego, że z moralnego punktu widzenia są infantylni i ograniczeni. Czują się moralnie dojrzali. A potem zdarza się im teoretyzować na temat praktyk i zachowań dalekich od naturalnego prawa moralnego, ale to już inna kwestia. I w takiej sytuacji nie wiem, na ile warto stosować strategię „niet”. Powtarzać bezustannie, czego nie należy robić, w rezultacie nieomal przesłaniając dobro, którego chce się bronić. Benedykt XVI przed podróżą do Kolonii powiedział, że być chrześcijaninem „to tak jakby dostać skrzydeł”, a chrześcijaństwo to nie bezmiar zakazów, „coś uciążliwego i przytłaczającego, z czym trudno żyć”. - Ale jaką należy przyjąć postawę wobec prawodawstwa cywilnego i nowych projektów ustaw, które kłócą się z zasadami moralności chrześcijańskiej? - Jest raczej normą, że prawodawstwo cywilne nie jest sprzeczne z nakazami Ewangelii i moralności chrześcijańskiej. To prawda, że jeśli ustawowo uznaje się na przykład związki homoseksualne, to wartość pedagogiczna prawa zanika. Prawo staje się rodzajem termometru, który ogranicza się do rejestrowania i regulowania zachowań indywidualnych takimi, jakie one są, rezygnując ze swojej funkcji termostatu. Ale tak to już wygląda w naszych nowoczesnych społeczeństwach: prawo często przestaje wychowywać. Nie jest to rzeczą dobrą, ale w takim miejscu historii przyszło nam żyć. Należy ujawniać zagrożenia, ale potem chodzi o to, byśmy sami żyli Ewangelią w sytuacji, której nie jesteśmy autorami. Dzieje się tak nie po raz pierwszy. - Antykoncepcja, pary żyjące ze sobą w niezalegalizowanych związkach. Rodzą się kontrowersje co do tego, jak powinni postępować ustawodawcy chrześcijańscy w tych kwestiach. - Zawsze dobrze jest rozróżnić rzeczy, które są nie do zaakceptowania, od tych, które określamy mianem „praw niedoskonałych”, które można tolerować na podstawie tradycyjnie pojmowanego mniejszego zła. A poza tym, w odniesieniu do zachowań pojedynczych osób istnieje mądrość Kościoła, zdolność patrzenia na rzeczywistość taką, jaka jest, która przez całe wieki ujawniała się głównie w konfesjonale. Dobry siewca musi tylko siać. Nie robi nic ponad to, że sięga po ziarno i rozrzuca je na polu. To nie on wytwarza owoce. Sieje szczodrze, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, że są części pola lepsze lub gorsze. W nadziei, że z którejś strony znajdzie się zawsze kawałek dobrej ziemi, która obrodzi i da plon, nawet jeśli nie wiemy, gdzie on się znajduje.