Dlaczego milczą polscy biskupi?

Dziennik/a.

publikacja 18.07.2007 13:45

Ksiądz Rydzyk w swym przekazie dotyczącym zagrożonego Kościoła i narodu wstrzelił się, jak sądzę, w samą dziesiątkę mentalności znacznej liczby biskupów i sporej części duchowieństwa w Polsce - stwierdził na łamach Dziennika Wojciech Jędrzejewski OP.

Rok temu rozmawiałem z jednym z polskich biskupów o ocenie fenomenu Radia Maryja. Wyraziłem wtedy swoją opinię, wypowiadając bardzo krytyczne słowa pod adresem księdza Rydzyka. Mój szacowny rozmówca odpowiedział: „Mówi ojciec językiem GazetyWyborczej” - wyznaje w Dzienniku o. Jędrzejewski i dodaje: - Fraza ta jest bardzo znamienna, gdyż oddaje pewien dość powszechny dla hierarchii kościelnej sposób myślenia. Jestem głęboko przekonany, iż większość polskiego Episkopatu uważa wszelkie głosy krytyki pod adresem ojca dyrektora za przejaw podlegania manipulacji albo złej woli. Medialnym ośrodkiem postrzeganym jako źródło tychże przekłamań jest w przekonaniu niemałej grupy biskupów właśnie Gazeta Wyborcza (a ostatnio również TVN). Zdaniem znanego dominikanina istota sprawy wyraża się w następującej tezie: jeśli ktokolwiek ośmiela się postrzegać negatywnie księdza Rydzyka, może tak czynić wyłącznie dlatego, że liberalne media zrobiły mu wodę z mózgu! Ci zaś duchowni, którzy nie sekundują poczynaniom ojca dyrektora, szkodzą Kościołowi, Polsce i stają w jednym szeregu z cyniczną bandą postkomunistów. Ksiądz Rydzyk w swym przekazie dotyczącym zagrożonego Kościoła i narodu wstrzelił się, jak sądzę, w samą dziesiątkę mentalności znacznej liczby biskupów i sporej części duchowieństwa w Polsce - pisze o. Jędrzejewski. - Myślę, że jego słowa oddają dokładnie to, czego wysoko postawieni hierarchowie nie powiedzą głośno. Owszem, dzielą się tym w swoim gronie, jednak publicznie, roztropnie, są zazwyczaj bardziej powściągliwi. I tu właśnie tkwi powód, dla którego wszelkie apele (np. obecnego papieża) o reagowanie na niektóre zachowania księdza Tadeusza Rydzyka napotykają mur lojalnego milczenia. Co sprawiło, że nasi biskupi odnajdują się w poglądach księdza Rydzyka? Jaki socjologiczny i psychologiczny kontekst do tego się przyczynia? I pytanie jeszcze ważniejsze: na czym polega teologiczny błąd owego poczucia solidarności z poglądami o. dyrektora? - stawia pytania o. Jędrzejewski. Elementem rodzącym w wielu biskupach poczucie solidarności z księdzem dyrektorem jest, w moim przekonaniu, obawa przed sterowaną laicyzacją. Ten proces bywa często rozumiany przez naszych hierarchów jako odchodzenie ludzi od Kościoła i moralności chrześcijańskiej. Dzieje się tak w wyniku świadomych zabiegów różnych grup ludzi, gdzie wiodącą rolę pełnią Żydzi, masoni i komuniści. Istnieje, jak sądzę, wśród biskupów mocny pogląd, że wielorakiej maści deprawatorzy chcą zniszczyć Kościół, jego autorytet i znaczenie w polskiej kulturze. Takie jest przekonanie wielu biskupów i tak ma odwagę głosić ksiądz Tadeusz. Nie dziwi zatem, że ma on ciche (a czasami głośne) wsparcie Episkopatu - konstatuje dominikanin i zadaje kolejne pytania: - Jak to właściwie jest z ową laicyzacją w świetle nauki Jezusa? I co tak naprawdę niszczy Kościół?

Ilekroć Kościół doznaje przykrości i spadają nań słowa surowej krytyki lub szyderstwa, obowiązkiem wierzącego człowieka jest zastanowić się, czy właśnie nie dokonuje się deptanie zwietrzałej soli. Tak zwana laicyzacja to przecież niejednokrotnie odwrotna strona procesu klerykalizacji, czyli niemądrej i agresywnej obecności duchownych w życiu politycznym - zauważa o. Jędrzejewski. Jeśli obserwujemy odchodzenie ludzi od Kościoła, zmniejszającą się liczbę powołań, to po prostu jesteśmy świadkami „odchudzania" polskiego katolicyzmu. Odchudzania z wszelkiej nadmierności: znaczenia społecznego, prestiżu, rytualnej obecności w przestrzeni publicznej, liczby osób duchownych, metryk chrzcielnych i monopolu na etykę - konstatuje publicysta. Polski katolicyzm, tracąc uprzywilejowaną społecznie pozycji jest postrzegany z większym realizmem. Niejednokrotnie widać, że król jest nagi. I wiele osób z zewnątrz nie boi się tego powiedzieć głośno. Jesteśmy zwyczajnymi grzesznikami, nierzadko postępującymi mniej etycznie niż ludzie niechodzący do kościoła. Bardziej pokorna świadomość naszej kondycji jako polskiego Kościoła ma szansę okazać się zbawienna. W końcu Jezus przyszedł do tych, którzy się źle mają. Nie potrzebują lekarza zdrowi (Łk 5,31). Kościoła - rozumianego jako przestrzeń duchowego uzdrowienia mocą miłości Bożej - nie zniszczy liberalna lewica ani go nie ocali konserwatywna prawica. Prezentowany przez księdza Tadeusza styl zaangażowania kapłana wobec kwestii społecznych i kulturowych przemian jest skazany na klęskę - uważa o. Jędrzejewski i znów zadaje pytania: - Jak wielu naśladowców tego stylu, zwłaszcza wśród biskupów, pociągnie za sobą ten upadek? Otwarte pozostaje też pytanie o powód milczenia i brak zdecydowanej reakcji tej części Episkopatu, którą poczynania księdza Tadeusza napełniają smutkiem i gniewem. Lęk przed schizmą czy zwykły brak odwagi?