Benedykt XVI o kontemplacji i aktywizmie

Radio Watykańskie/J

publikacja 26.07.2007 09:38

O Bogu, o Kościele, o współczesnej ludzkości - 10 pytań i 10 odpowiedzi padło wczoraj na spotkaniu Benedykta XVI z duchowieństwem diecezji Belluno-Feltre i Treviso.

Odbyło się ono w kościele św. Justyny niedaleko Lorenzago di Cadore, gdzie Papież spędza wakacje. Choć było zamknięte dla dziennikarzy dziś udostępniono zapis dźwiękowy tego wydarzenia. Do poszczególnych tematów spotkania w Auronzo powracać będziemy w kolejnych programach. Jedno z pytań dotyczyło kwestii, która często się pojawia, szczególnie w czasie wakacji: kontemplacja czy aktywność? Ojcze Święty, wierni oczekują od księży tylko jednej rzeczy: aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. To nie są moje słowa, ale Waszej Świątobliwości ze spotkania z duchowieństwem [w Warszawie]. Mój ojciec duchowny w seminarium, podczas mozolnych spotkań w ramach kierownictwa duchowego, powiadał: „Lorenzino, po ludzku sądząc jest w porządku, ale...” i kiedy mówił „ale” chciał powiedzieć, że bardziej lubiłem grać w piłkę niż iść na adorację eucharystyczną. A to nie służyło mojemu powołaniu, bo nieładnie było opuszczać wykłady z teologii moralnej i prawa, bo przecież profesorowie więcej wiedzieli ode mnie. I to „ale” mogło mieć jeszcze jakieś inne znaczenia. Teraz myślę, że jest w niebie i odmawiam za niego „Wieczny odpoczynek”. Jestem księdzem od 34 lat i nawet jestem szczęśliwy: cudów nie zdziałałem, ale katastrofy też nie, przynajmniej żadnej znanej. „Po ludzku sądząc jest w porządku”. To dla mnie wielki komplement. Czyż przybliżanie człowieka do Boga, a Boga do człowieka nie dokonuje się głównie przez to, co nazywamy człowieczeństwem, czyli tym, co niezbywalne nawet dla nas, księży? Dziękuję. Odpowiedziałbym po prostu „tak” jeśli chodzi o to, co ksiądz powiedział na koniec. Trochę upraszczając można powiedzieć, że katolicyzm był zawsze uważany za religię wielkiego et, et – „i, i”, a więc nie za religię wielkich ekskluzywizmów, ale syntez. „Katolicki” znaczy właśnie łączny. Dlatego byłbym przeciwny stawianiu alternatywy: albo grać w piłkę, albo studiować Pismo św. czy prawo kanoniczne. Róbmy obie te rzeczy. Sport jest piękny. Sam nie jestem wielkim sportowcem, ale czasem lubiłem chodzić w góry, kiedy byłem młodszy. Teraz chodzę na znacznie łatwiejsze spacery, ale zawsze znajduję dużo piękna mogąc stąpać po tej pięknej ziemi, którą Bóg nam dał. A zatem nie da się zawsze żyć w „górnych rejestrach medytacji”. Być może jakiś święty, na ostatnim stopniu swej ziemskiej drogi, jest w stanie to osiągnąć, ale normalnie żyjemy stojąc na ziemi, a patrząc w niebo. Obie te rzeczy zostały nam dane przez Pana, a zatem umiłowanie rzeczy ludzkich, piękna ziemi, nie jest tylko bardzo ludzkie, ale także bardzo chrześcijańskie, właśnie katolickie. Powiedziałbym, iż do dobrego i rzeczywiście katolickiego duszpasterstwa należy także i ten aspekt: życie w owym et, et „i, i”, życie człowieczeństwem i humanizmem ludzkim, wszystkimi darami, jakie Bóg nam powierzył i które rozwinęliśmy, a jednocześnie nie zapominanie o Bogu. Ostatecznie wielkie światło przychodzi od Boga i tylko od niego pochodzi to światło, które daje radość z wszystkich rzeczy. A zatem chciałbym po prostu zaangażować się na rzecz wielkiej katolickiej syntezy, na rzecz owego et, et „i, i”, być prawdziwie człowiekiem wg jego darów i zgodnie z charyzmatem kochać ziemię i te piękne rzeczy, które Bóg nam dał. A z drugiej strony trzeba być wdzięcznym, bo ziemia rozbłyska Bożym światłem, które wszystkiemu nadaje blasku i piękna. W tym sensie żyjmy radośnie katolickością. To byłaby moja odpowiedź.