O proboszczu, który sytuację opanował

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 28.07.2007 06:39

O proboszczu ze Skrzydlowa, ks. Macieju Woszczyku, który po przejściu trąby powietrznej nad tą miejscowością sprawnie organizował akcję pomocy, napisała Gazeta Wyborcza.

- Nie ma jedzenia? Już jadę! - ksiądz Maciej Woszczyk odkłada słuchawkę, pakuje co się da do bagażnika srebrnej beemwicy i rusza do parafian poszkodowanych przez trąbę powietrzną - relacjonuje GW. - Super mamy księdza! - zgodnie twierdzą mieszkańcy Skrzydlowa, Adamowa i Hub. - Przesadzają - odpowiada ich proboszcz Maciej Woszczyk i nie jest to fałszywa skromność. - Przecież ja robię tylko to, co zrobiłby każdy na moim miejscu. Gdy w poniedziałek w Skrzydlowie był premier Jarosław Kaczyński, ktoś do niego zadzwonił. - To ksiądz nie na spotkaniu z premierem? - pytał ten ktoś. - Ja jestem od pracy. Od pokazywania się są inni. Muszę siedzieć w domu [czyli na plebanii - przyp. red.], bo ludzie z pomocą dzwonią - tłumaczył ksiądz rozmówcy. 42-latek parafię w Skrzydlowie objął w lutym tego roku. Wcześniej był proboszczem w Gaszynie koło Wielunia. Do ubiegłego piątku nie poznał jeszcze wszystkich parafian, bo po kolędzie chodził jeszcze jego poprzednik. Teraz zna już wszystkich, odwiedził każdą rodzinę, by sprawdzić, czego potrzebuje i jak sobie radzi. Bo w ubiegły piątek nad trzema wsiami należącymi do jego parafii przeszła się trąba powietrzna, niszcząc wszystko, burząc i łamiąc. Ledwo ucichła, ksiądz już był w drodze, by sprawdzać, kto ucierpiał, komu potrzebna jest pomoc. Opowiadał nawet, jak zgubił się, szukając jednej z rodzin mieszkającej w lesie na uboczu. Zaraz zaczął organizować pomoc. Powiadomił Caritas i zaraz do parafii zaczęły ściągać samochody pełne jedzenia. Już na wtorek załatwił pierwszy transport materiałów budowlanych potrzebnych do naprawy domów. - Skąd te materiały? - pytali mieszkańcy Stanisławę Siołę, sołtysa Skrzydlowa, która zbierała zamówienia na cegły, folię, papę. - Nie wiem, ksiądz załatwił - odpowiadała. To do proboszcza zgłosili się harcerze ze Skarżyska-Kamiennej, że chcą przyjechać pomóc. - Pielgrzymka ze Skarżyska nocuje u nas w drodze na Jasną Górę i harcerze postanowili się odwdzięczyć za gościnę. - wyjaśnia. - Przyjechali też harcerze z Kluczborka. Wszystko, co jest do załatwienia, notuje, żeby nie zapomnieć. - A nie mógłby ksiądz z ambony przestrzec parafian, żeby bez ochrony nosa i ust nie sprzątali eternitu? - pytam go. - Mógłbym - odpowiada i też notuje. Woli sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby taka tragedia wydarzyła się w dużym mieście. I to nie tylko z powodu ogromu strat. - Tu wszyscy się znają, w sąsiedztwie mieszkają całe rodziny, więc sobie nawzajem pomagają - mówi. Tydzień po tragedii jest już spokojniejszy. - Sytuacja jest opanowana - ocenia. - Jedzenia jest w bród, poszkodowanym niczego nie brakuje - zapewnia. - Sporo już udało się wszystko uprzątnąć, pomoc finansowa zaczęła płynąć i można zacząć odbudowę, więc trochę bardziej optymistycznie patrzą na przyszłość. Teraz najbardziej potrzeba im rąk do pracy, bo sami wszystkiego zrobić nie mogą.