Koniec katolicyzmu otwartego?

Rzeczpospolita/Tomasz P. Terlikowski/a.

publikacja 05.08.2007 14:51

Kłopoty finansowe Więzi to symptom końca pewnej epoki w historii polskiego Kościoła. Katolicyzm otwarty odegrał już swoją rolę i powoli odchodzi w przeszłość - stwierdził na łamach Rzeczpospolitej Tomasz P. Terlikowski.

Wychodząc od informacji o kłopotach finansowych, które mogą doprowadzić do likwidacji miesięcznika Więź, Terlikowski stwierdza: Dla mnie historia Więzi zaczyna się w gorącym okresie "zimnej wojny religijnej" na początku lat 90. To z kolejnych numerów miesięcznika, ale jeszcze bardziej z wydawanych przez Towarzystwo Więź publikacji, takich jak fundamentalne "Dzieci Soboru zadają pytania" czy zbiorki tekstów prof. Stefana Świeżawskiego, uczyłem się tego, czym jest posoborowy, ale jednocześnie jakoś zakorzeniony w tradycji katolicyzm, jak być świeckim w Kościele wciąż zdominowanym, by posłużyć się terminem Świeżawskiego, przez herezję klerykalizmu, czy na czym polega nowoczesny patriotyzm Polski jagiellońskiej. Kolejne numery "Więzi" pomagały także zrozumieć, czym jest dialog katolicko-judaistyczny czy polsko-żydowski, jak będzie wyglądało chrześcijaństwo pod koniec XXI wieku, uświadamiały, jak można odczytywać w nowym kontekście klasyczne powieści Fiodora Dostojewskiego, a nawet wprowadzały w przestrzeń mistyki erotyzmu. Dalej publicysta Rzeczpospolitej pisze: Jeśli za fundament projektu Więzi (ale szerzej także KIK, Znaku i Tygodnika Powszechnego) uznać plan inkorporacji Soboru Watykańskiego II w życie intelektualne polskich katolików - to został on w znaczącym stopniu zrealizowany. Nie ma już w Polsce, i prawdopodobnie długo nie będzie, środowisk, które byłyby na bakier z literą dokumentów soborowych. Świeccy odzyskują autonomię, płacąc za to niekiedy cenę konfliktów z częścią hierarchii czy utratą wygodnych posad w katolickich instytucjach. Ekumenizm, choć ślimaczy się na górze, owocuje rozmaitymi inicjatywami na dole, a potrzeba dialogu z judaizmem jest oczywista nawet dla środowisk nastawionych tradycjonalistycznie. Również Radio Maryja, które pozostaje negatywnym bohaterem bajki środowisk katolików otwartych, jest przecież tworem z istoty swej posoborowym, zanurzonym w strukturach myślowych, które wprawdzie mogą się nie podobać, ale (poza ekscesami "retorycznymi") są jak najbardziej nowoczesne. Nie ma co ukrywać, że zasługi w takim zwycięstwie soboru ma i środowisko Więzi, dla niego jednak jest ono także zagrożeniem, bo odbiera mu cel działania. Zwracał zresztą na to uwagę przed laty Jarosław Gowin w "Kościele w czasach wolności", wskazując, że jeśli katolicyzm otwarty "ma nadal odgrywać tak ważną rolę w życiu publicznym, musi przyjąć do wiadomości, że pewien etap został już zamknięty", a przed polskimi katolikami stają nowe wyzwania. I wiele wskazuje na to, że przesłanie to zostało uświadomione także przez warszawskie środowisko. Tematyka numerów, zachowując oczywiście właściwy "Więzi" dialogiczny charakter, ewoluowała, a postawy polityczne wielu z redaktorów pisma często przesuwały się na prawo.

Najwyraźniejszym świadectwem takiego przesunięcia i otwarcia na nowe wyzwania stające przed polskim Kościołem była postawa środowiska "Więzi" wobec lustracji, także w łonie własnej redakcji. Otwartość w sprawie ks. Michała Czajkowskiego - wieloletniego asystenta kościelnego i przyjaciela wielu z "więziowców", oraz późniejsze zaangażowanie w sprawę abp. Stanisława Wielgusa pokazało żywotność, otwarcie i niechęć do ideologizacji sporów polityczno-społecznych całego miesięcznika. Zdaniem Terlikowskiego jedno pozostaje jednak niezmienne i, jak się wydaje, właśnie to założenie pozostaje istotną słabością linii wybranej przez następców środowisk "katolicyzmu otwartego". Chodzi tu o głębokie przekonanie (wyrażone zresztą przez Jarosława Gowina w cytowanej już książce), że to właśnie linia otwartości i dialogiczności zarysowała "kontury chrześcijaństwa XXI wieku". Dialog bowiem, choć pozostaje niewątpliwie jednym z fundamentów chrześcijaństwa, nie może go wyczerpywać, szczególnie w sytuacji, gdy wokół toczy się coraz jaskrawsza walka ideologiczna i religijna. Czas dialogu, poznawania się wzajemnego czy wzajemnej akceptacji poglądów, wydaje się dobiegać końca. Zaczyna się okres ostrego konfliktu ideowego - diagnozuje Terlikowski. I dotyczy to nie tylko Polski, z naszymi sporami o aborcję, eutanazję czy handel w niedziele. Kościół, a może lepiej powiedzieć Kościoły i wspólnoty chrześcijańskie po okresie "inkluzyjności", stawiania na dialog, otwartości i pluralizmu dość gwałtownie wracają do własnych tożsamości. Świadectwem tego - zdaniem publicysty Rzeczpospolitej - jest w Kościele katolickim przywrócenie pełnych praw liturgii trydenckiej czy przypominanie w kolejnych dokumentach tradycyjnego stanowiska w kwestii tożsamości eklezjalnej katolicyzmu. Związane to jest, być może, z pogłębiającym się rozdziałem między sferą religijną a świecką. Zjawisko "dwóch kultur", o którym od dawna się mówi w Stanach Zjednoczonych, powoli się globalizuje. Poważny dialog z relatywistami, utylitarystami czy radykalnymi sekularystami staje się niemożliwy, a powrót do własnych tożsamości nieuchronnie zakłada określenie się w stosunku do innych. Proces ten prowadzi zaś do marginalizacji "dialogistów", którzy tego zjawiska nie dostrzegają i próbują ignorować fakt toczącej się wojny cywilizacji. Mimo to Terlikowski apeluje o uratowanie miesięcznika: Taka ocena ukierunkowania Więzi nie powinna oznaczać zgody na jej upadek. Jej głos, nawet jeśli w wielu kwestiach nie do końca się z nim zgadzamy, pozostaje bowiem istotnym świadectwem pewnej wrażliwości w Kościele. Jego znaczenie umacnia fakt, że - niezależnie od obecnej pozycji na mapie sporów światopoglądowych - zdecydowana część świeckich katolików wychowywała się lub przynajmniej określała w debacie z Więzią. I dlatego trzeba zrobić wszystko, by nie dopuścić do jej upadku, by nadal mogła ona - w sporze z mentalnością walki - prezentować to, co w jej spuściźnie pozostaje aktualne.