Chcemy wychowania seksualnego?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 18.08.2007 05:36

Wychowania seksualnego w szkole chce aż dziewięciu na dziesięciu Polaków - wynika z najnowszych badań CBOS - doniosła Gazeta Wyborcza.

Dla porównania: w 1998 r. chciało go tylko 77 proc. badanych. Czy to oznacza, że rodzice przerzucają na szkołę obowiązek informowania dzieci o "tych sprawach", bo sami wstydzą się rozmawiać? Nie. Rośnie bowiem również liczba osób uważających, że "uświadamianie dzieci" to przede wszystkim obowiązek rodziców. W 1998 r. poczuwała się do niego jedna czwarta dorosłych, teraz - jedna trzecia. Zmalała liczba przeciwników wychowania seksualnego w programie szkolnym - z 18 do 7 proc. Za takimi zajęciami są mieszkańcy dużych miast oraz osoby pracujące na własny rachunek. Najmniej zwolenników takich lekcji jest wśród najstarszych i najsłabiej wykształconych Polaków, najmniej zarabiających mieszkańców wsi oraz osób określających się jako bardzo religijne. Ale nawet w tych grupach zwolennicy wychowania seksualnego przeważają. Według ankietowanych młodzież powinna dowiadywać się o antykoncepcji najlepiej w wieku 13-14 lat. Zdaniem jednej piątej - nawet wcześniej. Pod "wychowaniem seksualnym" kryje się wiedza o znaczeniu seksualności w życiu człowieka, prokreacji i antykoncepcji. Elementy wychowania seksualnego pojawiają się w ramach przedmiotu przygotowanie do życia w rodzinie. Nie jest on jednak obowiązkowy i prowadzi go tylko część szkół. Sondaż CBOS, 29 czerwca-2 lipca, reprezentatywna 1064-osobowa próba losowa dorosłych Badania dowodzą, że nieprawdą jest to, co mówią politycy. W Polsce jest przyzwolenie na obecność w szkole tematów związanych z życiem seksualnym, nie ma natomiast odpowiedniej atmosfery do przekazywania tej wiedzy. O seksualności mówi się w kategoriach politycznych, a nie zdrowotnych. Niezależnie, która opcja rządzi. I to jest problem. Co z tego, że 90 proc. osób jest "za", a na studia przygotowujące do prowadzenia takich zajęć zgłosiło się w Warszawie dwa razy więcej nauczycieli niż rok temu - jeśli szkoła nie realizuje programu. Bo nauczyciel boi się dyrektora albo burmistrza. Albo tego, że ktoś doniesie do kuratorium, a kuratorium do ministerstwa. I zamiast o antykoncepcji czy zagrożeniu HIV, nauczyciel opowiada wyłącznie o wartości małżeństwa i wstrzemięźliwości przed ślubem. O seksualności w szkole trzeba mówić w kategoriach neutralnych światopoglądowo, zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia. Coraz większe przyzwolenie społeczne zda się na nic, jeśli politycy nie przestaną wreszcie wykorzystywać edukacji seksualnej w swoich rozgrywkach.