Media przeciw wliczaniu religii do średniej

Dziennik/Gazeta Wyborcza/Rzeczpospolita/Życie Warszawy/Nasz Dziennik/a.

publikacja 20.08.2007 10:52

Bardzo dużo uwagi poswięcają poniedziałkowe gazety rządowej decyzji utrzymującej wliczanie oceny z religii do średniej wbrew wątpliwościom wyrażanym publicznie przez nowego ministra edukacji Ryszarda Legutko. Komentarze są w zadziwiająco jednakowym tonie.

Ocena z religii będzie jednak wliczana do średniej ocen na świadectwie - ogłosiło w sobotę wieczorem Centrum Informacyjne Rządu. To błyskawiczna reakcja na publikację Dziennika, w której zamieściliśmy wypowiedź abp. Sławoja Leszka Głodzia - relacjonuje Dziennik. W ostrych słowach skrytykował on pomysł usunięcia religii ze średniej na świadectwach. Dalej w Dzienniku czytamy: - Jeżeli nowy minister edukacji Ryszard Legutko chce konfliktu i dysharmonii społecznej, to będzie ją miał - powiedział nam w piątek abp Głodź, współ-przewodniczący komisji wspólnej rządu i Episkopatu. Jak przewidywaliśmy, nie był to jednorazowy akt protestu. Podobnie jak abp Głodź myśli większość hierarchów. Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz w rozmowie z KAI ostrzegł w sobotę rząd w stanowczych słowach, że Kościół „nie chciałby wrócić do czasów walki z religią w szkołach”. Krytyczny wobec planów nowego ministra Legutki, który rozważał uchylenie rozporządzenia w tej sprawie, był także - zwykle umiarkowany - abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański. W tej sytuacji premier Jarosław Kaczyński i jego otoczenie zastanawiali się nie nad tym, czy wycofać się ze sprawy, ale jak to zrobić. Minister Legutko tuż po ukazaniu się naszej informacji dostał nieformalny zakaz udzielania niekonsultowanych wypowiedzi dla mediów. A CIR polecenie wydania krótkiego komunikatu w tej sprawie. - Kontrowersyjna wypowiedź Legutki była tylko jego osobistą opinią - przekonuje teraz poseł PiS Marek Suski. A jego partyjny kolega Krzysztof Putra dodaje: - Oświadczenie CIR kończy temat! To zdecydowanie nadmierny optymizm. Wczoraj w wypowiedzi dla Dziennika abp Sławoj Leszek Głodź dał wyraźnie do zrozumienia, że sprawa będzie miała swój dalszy ciąg. - Zajmie się tym komisja wspólna, a także Konferencja Episkopatu Polski. Bo co to znaczy, że to była wypowiedź prywatna ministra? Prywatna i ministra?! Chodzi o to, żeby w przyszłości nie było takich numerów - powiedział nam arcybiskup. O ile wcześniej decyzję w sprawie wliczania ocen z religii do średniej Roman Giertych przedstawiał jako porozumienie rządowo-kościelne, to teraz nie ma wątpliwości, że ustępstwo rządu jest rezultatem konsekwentnego oporu Kościoła. Zdecydowaną postawę biskupów i chwiejność rządu skwapliwie wykorzystali politycy SLD jako amunicję w antykościelnej ofensywie. - Kościół uważa, że wliczanie ocen z religii do średniej zwiększa frekwencję na mszach i wpływy z tacy. Tupnął nogą, więc premier i rząd się przestraszyli. Wybory za pasem i trzeba się zatroszczyć, żeby proboszcz rozdawał po mszy kartkę z instrukcją, na kogo należy głosować. Gdyby Kościół nie dostał prezentu, proboszcz nie rozdałby kartek - atakuje biskupów Joanna Senyszyn z SLD. I już teraz zapowiada, że ta sprawa i „neutralne światopoglądowo państwo” będą sztandarowymi hasłami SLD w kampanii wyborczej.

Tę kampanię już zresztą widać. Oficjalny apel wydał eurodeputowany lewicy Andrzej Szejna. „Agresywne wypowiedzi najwyższych rangą hierarchów Kościoła katolickiego powodują konieczność przypomnienia konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa” - napisał Szejna. A władze SLD zapowiedziały wczoraj, że zaskarżą wciąż obowiązujące rozporządzenie Giertycha do Trybunału Konstytucyjnego. - Trybunał nas poprze i dopiero wtedy sprawa się raz na zawsze zakończy. Polska nie będzie państwem wyznaniowym - mówi Grzegorz Napieralski, sekretarz generalny SLD. Ale Suski z radością podchwytuje brutalny, kampanijny język: - Komuniści zwalczali Kościół, mordując księży i zamieniając kościoły w magazyny. Krystyna Szumilas, posłanka PO i przewodnicząca sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży, uważa, że rząd sam sobie podstawił nogę. - Wszelkie sprawy dotyczące nauczania religii w szkołach są wynikiem porozumienia z Kościołem. Więc gdyby chciało się coś w tej sprawie zmieniać, trzeba by na nowo podjąć rozmowy -mówi i dodaje: - A tak nadal mamy stare rozporządzenie Giertycha i na dodatek grozi nam powrót ideologicznej wojny. Dziennik poprosił też o komentarze cztery osoby. Oto główne myśli ich wypowiedzi: Marcin Król: Hierarchowie opacznie rozumieją interes Kościoła Znów okazuje się, że politycy podlegają szantażowi ze strony Kościoła. Przecież PiS nie było partią proreligijną, dopóki nie okazało się, że tak trzeba. A czy rząd musi spełniać postulaty Kościoła? Musi, bo idą wybory. Ireneusz Krzemiński: Kościół niebezpiecznie przesuwa granice Przecieram oczy ze zdumienia i zastanawiam się, także jako katolik, w jakim to Kościele uczestniczę? Głosy biskupów brzmią przecież tak, jakbyśmy się cofnęli w czasie, do końca lat Polski przedwojennej. Ks. Kazimierz Sowa: Biskupi mają prawo do takich wypowiedzi Jeśli biskupom nie wolno wypowiadać się w sprawach bezpośrednio dotykających kwestii wiary i obecności religii np. w systemie edukacji, to - pozwalam sobie zapytać komentatorów - w jakich sprawach wolno? Bronisław Komorowski: Młodzi ludzie mogą odwrócić się od religii Nie o zarzuty wobec biskupów tu idzie, lecz o chwiejną postawę rządu. Rezultatem może być większa niechęć młodych ludzi do nauki religii i Kościoła w ogóle.» str. 4-5

Dziennik zamieścił też na drugiej stronie komentarz do sprawy autorstwa Renaty Kim, zatytułowany „Triumf Kościoła nad rozsądkiem”: Jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że zatriumfuje rozsądek nowego ministra edukacji i przynajmniej jeden z chybionych pomysłów Romana Giertycha sromotnie przepadnie. Wystarczyło jednak kilka gniewnych słów ze strony polskich biskupów, by rząd pośpiesznie, w wolną od pracy sobotę wydał komunikat, że stopnie z religii będą wliczane do średniej na świadectwie szkolnym. Dokładnie tak, jak chciał Gier-tych, i tak, jak życzą sobie kościelni hierarchowie. A szkoda, bo pomysł z wliczaniem ocen z religii do średniej jest najzwyczajniej w świecie zły. Dlaczego? Bo krzywdzi tych, dla których dobra został rzekomo skonstruowany, czyli dzieci. Krzywdzi te wszystkie, które z różnych przyczyn nie uczestniczą w lekcjach katechezy w szkołach - bo na ich świadectwach będzie w przyszłym roku o jedną ocenę mniej. A ktokolwiek ma dzieci w wieku szkolnym, dobrze wie, że liczenie średniej i zastanawianie się, jak można by ją podnieść, zajmuje uczniom dobre kilka tygodni przed końcem semestru. Jedni gorączkowo robią wtedy prace dodatkowe, inni proszą nauczycieli o ponadprogramowe kartkówki, a jeszcze inni zgłaszają się na każdej lekcji do odpowiedzi. Teraz ci chodzący na religię zyskają nowy oręż - bardzo dobrą lub nawet celującą ocenę od księdza czy katechetki. A pozostali będą na nich patrzeć z zazdrością i liczyć, ile punktów tracą w wielkim szkolnym wyścigu. Może przez brak tej jednej oceny na świadectwie nie dostaną się do wybranego gimnazjum? A może wymarzone liceum okaże się nieosiągalne? Ale wliczana do średniej ocena z religii krzywdzi również te dzieci, które religii się w szkole uczą - bo wpaja im, że to taki sam przedmiot jak każdy inny. Uczy, że wystarczy wykuć na pamięć prawdy wiary i parę biblijnych historii, by dostać dobrą ocenę i pójść dalej w świat z przekonaniem, że są bystrzy, ambitni i już w tak młodym wieku wiedzą, jak chcą pokierować swoim życiem. Bo tam, gdzie - być może - brakło sił i zdolności na matematykę, wyrównali za pomocą lżejszej katechezy. Czy naprawdę o to chodzi Kościołowi? Czy naprawdę chce, aby w ten sposób wykorzystywano naukę o istocie śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa? Bo przecież lekcja religii powinna polegać właśnie na tym - na tłumaczeniu, czym jest wiara i jak z nią żyć w dzisiejszym świecie. Wliczanie oceny do średniej byłoby sprawiedliwe jedynie wtedy, gdyby w polskich szkołach wykładano przedmiot o nazwie religioznawstwo. W każdym innym wypadku będzie niesprawiedliwością. A przecież, gdy kilkanaście lat temu religia wracała do polskich szkół, ówczesne władze zapewniały, że zrobią wszystko, by z jej powodu nikt nie czuł się dyskryminowany. Potem zapewniali o tym w kolejnych rozporządzeniach kolejni ministrowie edukacji - przecież jeszcze niedawno na świadectwie szkolnym nie wolno było podawać, czy uczeń zdobył ocenę z religii, czy z etyki. Wszystko po to -jak tłumaczono - by wyeliminować dyskryminację. Co się przez te lata zmieniło? - tym pytaniem kończy sie komentarz Dziennika.

Gazeta Wyborcza na pierwszej stronie zamieściła wielki tytuł: „Szatan z szóstką z religii?”. Teskt zaczyna się nastepująco: Religia wliczana do średniej ocen. Ostra reprymenda biskupów poskutkowała. Rząd kategorycznie odciął się od wątpliwości ministra edukacji - donosi GW. Dalej czytamy: Sprawa musiała być gorąca, skoro w sobotnią noc Centrum Informacyjne Rządu wkroczyło w kompetencje ministra edukacji i wydało komunikat: "Rząd działa zgodnie z postanowieniami Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, w związku z czym ocena z religii będzie wliczana do średniej ocen na świadectwie". Zaczęło się we wtorek. Nowy minister edukacji Ryszard Legutko powiedział w TVN 24, że "ma wątpliwości" co do rozporządzenia Romana Giertycha. W "Fakcie" poszedł dalej: "Rozporządzenie o wliczaniu religii do średniej ocen prawdopodobnie będzie musiało być zawieszone. Trzeba sprawdzić, czy to rozwiązanie jest zgodne z konstytucją". Hierarchowie zareagowali z pasją. Kardynał Stanisław Dziwisz powiedział KAI, że Kościół "nie chciałby wrócić do czasów walki z religią w szkole". Abp Sławoj Leszek Głódź, współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, twierdził w Dzienniku, że "nowy minister rozpoczyna urzędowanie od konfliktu z Kościołem" - Jeżeli min. Legutko chce konfliktu i dysharmonii społecznej, to będzie ją miał. Zapowiedź zniesienia religii z listy przedmiotów wliczanych do średniej bez konsultacji z Kościołem uważam za arogancję. Religia nie jest polem do eksperymentów, a Kościół manekinem, na którym można sobie prowadzić badania - stwierdził arcybiskup znany z "betonowych" wypowiedzi, obrony abp. Wielgusa i pewnej życzliwości wobec Radia Maryja, które Episkopat powierzył jego trosce. Wczoraj w Radiu ZET Roman Giertych przypominał, że zmiany rozporządzenia nie można dokonać bez konsultacji z Kościołem. Ma rację. Punkt 2 art. 12 ustawy oświatowej stwierdza, że zmiany nauczania religii muszą być konsultowane z Kościołami i związkami wyznaniowymi. Zostały przeprowadzone, gdy 13 lipca eksminister podpisał rozporządzenie o wprowadzeniu religii do średniej ocen. Zostało to uzgodnione już rok temu przez Komisję Wspólną Rządu i Episkopatu. Przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Wychowania Katolickiego i metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz tłumaczył Gazecie, że idzie o uszanowanie czyjejś pracy. - Katecheza jest przedmiotem nadobowiązkowym, ale wybieranym przez 95 proc. dzieci i 90 proc. młodzieży. Jeśli się przyjmuje obowiązki wynikające z uczęszczania na te lekcje, to powinno się uwzględnić ocenę przy wyliczaniu średniej. Ale sprawa budzi fundamentalne wątpliwości. Według b. ministra edukacji prof. Henryka Samsonowicza religia "dotyka odmiennej rzeczywistości" niż inne przedmioty szkole. Publicystka katolicka Halina Bornowska zwraca uwagę, że religia to nie tylko wiedza, ale i uczucia. I pyta, czy szatan, który ponoć doskonale zna Boga, ale go nie kocha, zasługuje na szóstkę z religii? Wczoraj SLD zapowiedział, że zaskarży rozporządzenie do Trybunału Konstytucyjnego. Ocena z religii w ogóle nie powinna się znajdować na świadectwie, bo religia jest przedmiotem nadobowiązkowym - mówił szef SLD Wojciech Olejniczak. Dodał, że zgodnie z listem Episkopatu Polski przy wystawianiu oceny z religii bierze się pod uwagę także praktyki religijne. A to jest dyskryminujące dla tych, którzy z tych praktyk nie korzystają. Min. Legutko wycofał się wczoraj wieczorem z dyskusji: - Gdy wypowiadałem się o rozporządzeniu, nie miałem wiedzy, którą mam teraz, że sprawa została ustalona na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. To jest już przesądzone, obowiązuje przecież zasada "pacta sunt servanda" - powiedział Gazecie.

Redakcyjny komentarz w GW napisał Zbigniew Pendel. Zatytułował go „Biskupi z czerwonym paskiem”: Wojenna odpowiedź hierarchów na wątpliwości nowego ministra edukacji Ryszarda Legutki, czy wliczać ocenę z religii do średniej, nie mieści się w języku mojego Kościoła. Jest zresztą niepotrzebna, bo od wątpliwości do decyzji droga daleka. Nawet gdyby Legutko chciał zmienić rozporządzenie, musiałby i tak skonsultować się z Kościołami, z czego chyba sobie nie zdawał sprawy. Episkopat, dyskretny i lakoniczny, gdy chodzi o nawet najbardziej skandaliczne wypowiedzi o. Rydzyka, tym razem zagrzmiał jednym głosem. Drobna uwaga (nieuwaga?) ministra wywołała tak gwałtowną obronę tego, co Kościół uznał za swój sukces? I okazała się skuteczna: rząd padł na kolana. A wszystko niepotrzebnie. Od kilkunastu lat w szkołach istniał dobry i cenny kompromis. Na religię w szkołach wolno chodzić. I się chodzi. Nie dla podreperowania cenzurki, ale dlatego, że się wierzy w Boga. Dopiero hiperszkodliwy minister edukacji z LPR Roman Giertych postanowił zburzyć ten święty spokój. Podpisał rozporządzenie o wliczaniu oceny z religii do średniej. Chciał, by religia stała się zwykłą, obowiązkową lekcją. Szef niknącej w sondażach partii walczył o twardy radiomaryjny elektorat. Teraz biskupi podejmują ten sam wątek, jakby religia bez cenzurki miała mniejszą wartość. To smutny dowód na to, jak są oderwani od świata młodych. Miałem w szkole kilku katechetów. Byli lepsi i gorsi. Jedni potrafili tylko odpytywać z prawd wiary. Inni dyskutowali z nami, jak powinien żyć młody katolik. Tak czy inaczej, chodziliśmy na zajęcia z własnej, dobrej woli - za komuny do salek na plebanii, w III RP do klas w szkole. Nie dla czerwonego paska na świadectwie! Nie wiadomo, co postanowiłby minister Legutko. Zresztą wypowiedzi hierarchów oraz rządowe oświadczenie nie dały mu szansy na dialog. Nie wiadomo też, za co uczniowie będą dostawać szóstki z religii, poprawiając sobie średnią: za klasówkę z przykazań, referat z rekolekcji, a może za regularne chodzenie na niedzielną mszę świętą? Jeśli zmusza się młodzież do bitwy o celujący z religii, to zwycięstwo może być pyrrusowe. Z religii może i będą szóstki, ale na lekcjach religii przybędzie pustych ławek. Gazeta Wyborcza poprosiła równiez o wypowiedzi: bp. Tadeusza Pieronka, który mówi, że religia to taki sam przedmiot jak inne; Irenę Dzieżgowską, która nie rozumie ataku nowego szefa MEN; Halinę Bortnowską, która w sprawie ocen z religii na świadectwach i wliczaniem ich do średniej zgadza się z ministrem Ryszardem Legutką; Sławomira Sierakowskiego, który uważa, że neutralność światopoglądowa i rozdział Kościoła od państwa od dawna jest w Polsce mitem.

Rzeczpospolita swój tekst na temat problemów z oceną z religii zaczyna następująco: Ocena z religii będzie wliczana do średniej - to ostateczna decyzja rządu. Według sondażu Rzeczpospolitej przeciw takiemu rozwiązaniu jest aż 60 procent Polaków. Dalej czytamy: Jeszcze w sobotę nowy minister edukacji prof. Ryszard Legutko powtarzał, że nie jest zwolennikiem wliczania oceny z religii do średniej na świadectwie. Zastanawiał się, czy zmienić rozporządzenie Romana Giertycha. Ale już późnym wieczorem Centrum Informacyjne Rządu podało, że "rząd działa zgodnie z postanowieniami Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, w związku z czym ocena z religii będzie wliczana do średniej ocen na świadectwie". Reakcja była spowodowana ostrymi wypowiedziami hierarchów. - Jeśli rząd chce wojny, będzie ją miał - ostrzegał abp Sławoj Leszek Głódź, szef Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Zdziwiony opinią ministra kardynał Stanisław Dziwisz mówił, że Kościół nie chce powrotu do czasów walki z religią w szkole. Nadzieję, że rząd dotrzyma podpisanych umów, wyrażał abp Kazimierz Nycz. Z sondażu, jaki dla Rz przeprowadziła GfK Polonia, wynika, że tylko 36 proc. opowiada się za tym, by stopień z religii był wliczany do średniej, 60 proc. jest przeciwnych. Wśród uczniów przeciwnych temu jest 64 proc., za - tylko 31 proc. Dlaczego?- Lekcje religii nie są traktowane jak inne. To nie jest przedmiot oparty tylko na wiedzy, ale i światopoglądzie ucznia czy jego rodziny - mówi socjolog dr Mirosława Grabowska. - Drugi powód to nierówny poziom lekcji. Zdarzają się wybitni katecheci, ale przeciętna jest słaba. Dlatego istnieje świadomość, że do pewnego stopnia te oceny są sztuczne i niesprawiedliwe. Rozporządzenie Giertycha dotyczy wliczania do średniej nie tylko stopni z religii i etyki, ale wszystkich przedmiotów nadobowiązkowych. Tak jest np. w Niemczech i we Włoszech. W Polsce przeciw wliczaniu oceny z religii do średniej opowiada się także część katechetów, którzy traktują katechezę bardziej jak ewangelizację niż przekazywanie wiedzy o religii. Już widać, że sprawa może się stać tematem politycznej rozgrywki w kampanii wyborczej. SLD zapowiedział, że zaskarży rozporządzenie Giertycha do Trybunału Konstytucyjnego. Szef Sojuszu Wojciech Olejniczak podkreśla, że przy wystawianiu oceny bierze się pod uwagę i wiedzę, i praktykę religijną ucznia, a to dyskryminuje osoby niepraktykujące.

Spór o stopnie z religii zakończył się przegraną nowego ministra edukacji Ryszarda Legutki. Mimo jego wątpliwości, religia będzie wliczana do szkolnej średniej - napisało Życie Warszawy. Po tym jak prof. Legutko powiedział, że „nie jest entuzjastą pomysłu, żeby religia była liczona do średniej ocen” posypały się na niego gromy ze strony Kościoła. Przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu abp Sławoj Leszek Głódź wypowiedź ministra ocenił jako nieroztropną i szkodliwą. Jego zdaniem, decyzja o nieuwzględnianiu religii w obliczaniu średniej dyskryminowałaby wierzących różnych wyznań. – Jeżeli minister Legutko chce konfliktu, to będzie go miał – ostrzegł abp Głódź i zapowiedział interwencję u wicepremiera Przemysława Gosiewskiego. Także metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz wyraził zdziwienie wypowiedzią ministra. – Nie chcielibyśmy wrócić do czasów walki z religią w szkole – podkreślał kardynał. Już w sobotę wieczorem rząd uległ naciskom Kościoła i Centrum Informacyjne Rządu poinformowało, że stopnie z religii będą wliczane do średniej z ocen. Tym samym premier zakwestionował zdanie swojego nowo mianowanego ministra. Legutko objął tekę po liderze LPR Romanie Giertychu zaledwie w ubiegły poniedziałek. Zapowiadał wtedy, że nie szykuje rewolucji. Utrzymał m.in. decyzję o wprowadzeniu mundurków dla uczniów. Właśnie w ubiegły wtorek mówił o wątpliwościach co do oceny z religii – wliczania jej do średniej chciał jeszcze Giertych. Walkę o to, czy ten przedmiot wliczać do szkolnej średniej, czy nie zapowiada także druga strona konfliktu – SLD. Sojusz zapowiedział złożenie w najbliższych dniach wniosku w tej sprawie do Trybunału Konstytucyjnego. Szef SLD Wojciech Olejniczak stwierdził, że ocena z religii „w ogóle nie powinna się znajdować na świadectwie”. – A to z tego względu, że religia jest przedmiotem nadobowiązkowym – zaznaczył i przypomniał, że inne przedmioty nadobowiązkowe nie są brane do średniej. – Ponadto wybór między religią, a etyką jest iluzoryczny, bo w większości szkół, ok. 90 proc., młodzież etyki wybrać nie może, bo tam takich lekcji nie ma – dodał Olejniczak. Zdaniem Olejniczka przy wystawianiu oceny z religii „bierze się pod uwagę także praktyki religijne”, co oznacza, że mamy do czynienia „nie tylko z oceną wiedzy religijnej, ale też praktyk religijnych, co jest dyskryminujące”.

W Naszym Dzienniku czytamy: Ocena z religii będzie wliczana do średniej ocen na świadectwie - poinformowało w swoim oświadczeniu Centrum Informacyjne Rządu. To reakcja na niekonsultowaną ze stroną kościelną i państwową wypowiedź ministra edukacji narodowej Ryszarda Legutki, że nie jest on entuzjastą takiego rozwiązania. W wydanym w sobotę specjalnym oświadczeniu CIR stwierdza, że rząd działa zgodnie z postanowieniami Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, w związku z czym stopień z religii będzie wliczany do średniej ocen. W zeszłym tygodniu nowy minister edukacji narodowej Ryszard Legutko w telewizyjnej wypowiedzi przyznał, że "nie jest entuzjastą pomysłu, żeby religia była liczona do średniej ocen", a decyzję w tej sprawie chciał podjąć w najbliższym czasie. Jego postawa wywołała krytyczne uwagi księży biskupów. "Wypowiedź nowego ministra edukacji dotycząca ocen z religii budzi wielkie zdziwienie, także u rodziców i młodzieży. Nie chcielibyśmy wrócić do czasów walki z religią w szkole" - oświadczył w sobotę metropolita krakowski ks. kard. Stanisław Dziwisz. Według przewodniczącego Rady Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia, decyzja szefa MEN o niewliczaniu ocen z religii do średniej na świadectwie byłaby "politycznie nieroztropną, społecznie szkodliwą, a religijnie dyskryminującą ludzi wierzących, nie tylko katolików, ale także prawosławnych i protestantów". Ordynariusz warszawsko-praski podkreślił, że "religia jest zakorzeniona w polskiej tradycji i dlatego pomijanie tego wymiaru jest niczym innym, jak tylko dyskryminacją ludzi wierzących, zwłaszcza że jest to prawo do religii, a nie łaska". Ksiądz arcybiskup wyraził przekonanie, że do kwestii oceny z religii na świadectwie szkolnym i wliczania jej do średniej ocen odniosą się biskupi na najbliższym zebraniu Episkopatu na Jasnej Górze 25 sierpnia. Sojusz Lewicy Demokratycznej zapowiedział wczoraj, że w najbliższych dniach złoży do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie zgodności z Konstytucją RP rozporządzenia wliczającego ocenę z religii do średniej na świadectwie. Zdaniem przewodniczącego SLD Wojciecha Olejniczaka, religia "jest przedmiotem nadobowiązkowym", co oznacza "że mamy również do wyboru inne przedmioty nadobowiązkowe i z tej racji ocena z przedmiotów nadobowiązkowych nie może być brana do średniej".