Lekcje religii to nie malunki

Gazeta Wyborcza/ks. Piotr Karpiński/a.

publikacja 09.09.2007 17:05

Katechetom stawiane są takie same wymagania zawodowe jak wszystkim nauczycielom. W mojej szkole jako pierwsza stopień nauczyciela dyplomowanego uzyskała właśnie katechetka. Moje lekcje były natomiast w tym roku hospitowane przez dyrektorkę, a nie wizytatorów z kurii - napisał ks. Piotr Karpiński w Gazecie Wyborczej.

Magdalena Środa w artykule o wymownym tytule "Stopień z Anioła Pańskiego" (Gazeta z 20 sierpnia 2007) pisze: "Zgodnie z podstawową zasadą demokracji nawet gdyby wszyscy uczniowie byli katolikami prócz kilku, to żaden z nich nie może być dyskryminowany i traktowany gorzej tylko dlatego, że katolikiem nie jest i na religię nie chodzi". Czytając artykuł Środy, to ja poczułem się dyskryminowany jako katolik, katecheta i ksiądz - napisał ks. Karpiński. Według niego w artykule Magdaleny Środy już na pierwszy rzut oka uderza fałszywa, "odpustowa" wizja Kościoła. Kościół według Środy to organizm jednolity, kuźnia ciemnogrodzian, bezkrytyczna i ogłupiona masa odmawiająca Anioł Pański i śpiewająca "Pod Twoją obronę". Brak w nim myślicieli i teologów ("katechetów teologów jest garstka"), zaś jego reprezentantami są o. Rydzyk i abp Głódź ("teraz Kościół, czy to w osobie Tadeusza Rydzyka, czy biskupa Sławoja Głódzia, kontroluje życie polityczne"). Odpowiadam: taki Kościół nie istnieje. A jeśli istnieje, to na pewno nie jest nim Kościół katolicki - stwierdza stanowczo ks. Karpiński. Druga sprawa - zdaniem ks. Karpińskiego - to kwestia prawdy. Prawda u Środy pozostaje na usługach ideologii - uważa publicysta. Autorka ubolewa, że "Kościół coraz bardziej ekspansywnie zagarnia władzę nad różnymi obszarami życia doczesnego". Problem jest ważny i złożony. W Kościele jest pokusa traktowania religii w sposób polityczny jako środka do zdobycia władzy. Przestrzegał przed nią Sobór Watykański II, wprowadzając jako kluczową ideę wolności religijnej, a także Jan Paweł II. Pokusie tej uległ swego czasu abp Lefebvre i środowiska integrystyczne. Ale opisując w ten sposób sytuację całego Kościoła, autorka dopuszcza się nieuprawnionego redukcjonizmu. Zresztą, jak to zawłaszczanie państwa przez Kościół wygląda w praktyce? Jakie to obszary Kościół zagarnia? Odpowiada zatroskana Środa: "Od bieżącej polityki, przez częstotliwości radiowe, aż po edukację". A ja nie słyszałem o partiach politycznych założonych przez biskupów. To, że istnieją radia katolickie (nie tylko Radio Maryja), nie oznacza, że inne nie mogą istnieć. Podobnie jest ze szkolnictwem. Problem prawdy jest chyba problemem Magdaleny Środy. Widać go wyraźniej, gdy autorka cytuje Konstytucję RP. Była minister przywołuje art. 25 konstytucji, który - w jej interpretacji - ustanawia model stosunków państwo - Kościół oparty na zasadzie autonomii obydwu podmiotów. To prawda, ale nie cała. Środa pominęła inną zasadę z przywołanego przepisu: Kościół i państwo mają współdziałać dla dobra człowieka i dobra wspólnego. To z tej zasady wyprowadzono zwyczaj konsultacji uregulowań prawno-wyznaniowych z Kościołem. To na tej podstawie mogę owocnie współpracować z dyrekcją mojej szkoły i nauczycielami. Trzecia sprawa to kwestia stosunków między wiarą a rozumem - kontynuuje ks. Karpiński. W ostatnich latach powstało sporo opracowań z tego zakresu, co pokazuje, że jest to dynamiczna część filozofii nauki. Okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie. Środa przekreśla dorobek swoich kolegów po fachu jednym stwierdzeniem: "Religia nie ma nic wspólnego z rozumem, a według wielu Ojców Kościoła rozum jest niebezpieczny dla religii". Szkoda, że nie wspomniała o św. Augustynie i jego zasadzie, że wiara szuka zrozumienia, ale i rozum szuka wiary. Dalej ks. Karpiński streszcza zarzuty postawione przez Magdalenę Środę i odpowiada na nie:

Po pierwsze, lekcje religii według Środy nie spełniają "standardów rzetelności naukowej i dydaktycznej", "ich programy nie są ani znane, ani poddane kryteriom merytorycznej oceny", "lekcje religii nie wymagają przyswojenia jakiejkolwiek wiedzy - dzieci najczęściej rysują, malują, modlą się, śpiewają ( ) Najwyższa ocena z religii nie wymaga (...) żadnego wysiłku". Już samo zestawienie tych wypowiedzi pokazuje ich niedorzeczność. W zdumienie wprawia mnie jednak fakt, jak była minister i filozof może nie wiedzieć, że programy nauczania religii są zatwierdzane i mają odpowiedni numer, zaś szkoła sprawuje nadzór dydaktyczno-organizacyjny także nad lekcjami religii. Lekcje religii, które prowadzę w szkole średniej wymagają wysiłku. Spośród 150 uczniów, których uczę, tylko dwoje uzyskało na koniec roku ocenę celującą i wiązało się to m.in. z udziałem w konkursie biblijnym, a więc podjęciem aktywności ponadprogramowej. Oceny rozłożyły się według krzywej Gaussa. Jeden uczeń był zagrożony oceną niedostateczną - zdał jednak całoroczny egzamin i uzyskał ocenę dopuszczającą. Po drugie, zdaniem Środy "wiele do życzenia pozostawiają kwalifikacje merytoryczne i pedagogiczne katechetów", zaś "państwo nie ma prawa, by weryfikować dydaktyczną rzetelność wykonywanej pracy". Nic dziwnego, że zatroskana Środa grzmi: "Jak zostali przygotowani, jakim kryteriom oceny są poddawani, jak powiększają swoje kwalifikacje? Tego nie wie nikt, od dyrektora po ministra". Powiedzmy szczerze: wszędzie są patologie. Na lekcjach religii także. Nie mam jednak takiej pewności jak Środa, że odsetek dyletantów wśród katechetów jest zdecydowanie większy niż wśród matematyków czy biologów. Środa wie nawet to, czego nie wiedzą dyrektorzy szkół. Katechetom stawiane są takie same wymagania zawodowe jak wszystkim nauczycielom. W mojej szkole jako pierwsza stopień nauczyciela dyplomowanego uzyskała właśnie katechetka. Moje lekcje były natomiast w tym roku hospitowane przez dyrektorkę, a nie wizytatorów z kurii. Skoro lekcje religii prezentują tak opłakany poziom - jak chce tego Środa - to jasnym jest, że wliczanie stopni z religii do średniej z ocen to niesprawiedliwość. Środa chętnie posługuje się słowem dyskryminacja. Warto zwrócić uwagę na konkluzję, do której dochodzi ks. Karpiński: Dziwię się, dlaczego nikt nie zapyta, czy niewliczanie oceny z religii do średniej to nie jest dyskryminacja. Uczeń niechodzący na religię ma dwie godziny tygodniowo czasu więcej, który może spożytkować na dodatkową naukę. To, co uzyskuje uczeń chodzący na lekcje religii (większa średnia, choć szóstki z religii to mit), uczeń nie chodząc na religię, zyskuje przez czas na dodatkową naukę z innych przedmiotów. Myślę, że ten pragmatyczny argument pozwala sprowadzić ideologiczną wojnę do właściwych rozmiarów. Ks. Piotr Karpiński jest kapłanem diecezji łowickiej, absolwentem Akademii Ekonomicznej w Krakowie, mieszka i pracuje w Skierniewicach.