Islamska chusta znowu dzieli Turków

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 21.09.2007 06:09

Turcja ma nowy wielki konflikt - prezydent i premier poparli wykreślenie z konstytucji zakazu noszenia chust na uniwersytetach państwowych - podała Gazeta Wyborcza.

Jeśli musiałbym wybierać między mułłami a generałami - mówił mi Orhan Pamuk, zanim jeszcze dostał Nobla - wybrałbym tych ostatnich. To zdumiewające stwierdzenie - generałowie czterokrotnie w minionym półwieczu robili zamachy stanu, zaś Pamuk jest znanym obrońcą praw człowieka - pozwala zrozumieć dramatyczność konfliktu dzielącego Turków. Z jednej strony jest konserwatywna nowa klasa średnia. Z drugiej - tradycyjne świeckie elity i głęboko antyreligijna armia. Konserwatyści, w których domach większość kobiet nosi chustę, ponownie poparli w ostatnich wyborach umiarkowanie islamską AKP - dając jej niemal 50 proc. głosów. Tradycyjne elity świeckiego państwa okopały się na swoich pozycjach: tureckie prawo zakazuje noszenia chust w urzędach publicznych. Konflikt wybuchł z całą ostrością, gdy wczoraj prezydent i premier - obaj z AKP - poparli projekt zmiany konstytucji i zapowiedzieli zniesienie zakazu noszenia chust na uniwersytetach państwowych. Konferencja rektorów oraz świecka opozycja natychmiast potępiły ten pomysł i zapowiedziały walkę w obronie konstytucji. Mogą liczyć na miliony tych Turków, którzy islamizmu boją się jak ognia. Sprawa chusty stała się dla obu stron papierkiem lakmusowym. Islam nakazuje kobietom zakrywać włosy (czyni tak 48 proc. Turczynek), ale pozostawia im w tym dużą dowolność - od zwykłej chusteczki zasłaniającej część głowy po pokrywającą szczelnie całe ciało burkę, w Turcji niemal nieznaną. Premier Erdogan wprawdzie zapowiedział, że burka zostanie w nowej konstytucji zakazana, lecz dla obrońców świeckości nawet chusteczka to nieznośny symbol islamistycznej groźby. Obrońcy świeckości powołują się na Kemala Atatürka, twórcę nowoczesnej Turcji, który wprowadził ustawodawstwo zakazujące wszelkiego stroju religijnego w miejscach publicznych. Tyle tylko że przestrzegano go dość niekonsekwentnie - Atatürk wiedział, że w muzułmańskiej Turcji rygoryzm w tej kwestii grozi buntem. Jego żona Latife apelowała wprawdzie do Turczynek, by zrzuciły hidżab, lecz na niektórych zdjęciach występuje obok męża w chuście. Dziś pani Hayrunisa Gul, żona prezydenta, nie mogła pojawić się na zaprzysiężeniu męża, bo jej chusta jest zakazana. Ten zakaz jednak to spuścizna nie Atatürka, lecz generałów, którzy po zamachu stanu w 1980 r. pozostawili dość antydemokratyczną konstytucję nie tylko zakazującą chust, lecz także gwarantującą wojsku uprzywilejowaną pozycję w państwie. Broniąc jej, antyislamscy liberałowie bronią także spuścizny dyktatury i całkiem narażają się na zarzut, że wolą - jak Pamuk - generałów od mułłów, a odgórny zamordyzm od woli ludu.

Ich opinie podzielił jednak Europejski Trybunał Praw Człowieka, który w 1999 r. odrzucił skargę studentki usuniętej z uniwersytetu za noszenie chusty. Trybunał uznał, że zakaz jest zgodny z konstytucją oraz sprzyja utrzymaniu porządku społecznego i przeciwdziała uprzywilejowaniu jakiejkolwiek religii. Słowem, że zakaz chust (nieobejmujący uczelni prywatnych) to nie kwestia swobody wyznania czy wolności osobistej, lecz uprawnione narzędzie walki z zagrożeniem dla demokratycznego porządku. Za tym stanowiskiem są mocne argumenty. Wśród tych, którzy walczą o prawo do noszenia chusty, są także ludzie popierający nacjonalistyczny lub islamski terroryzm, który w Turcji w ostatnich latach krwawo dochodził do głosu. Uzasadnione są też obawy tych, którzy twierdzą, że gdyby zalegalizować chusty, presja, by je nosić, mogłaby się okazać większym zagrożeniem dla indywidualnych swobód niż obecny zakaz. Gorzej, że bojowi sekularyści winni są zbrodni znacznie poważniejszych, z zamachami stanu na czele - a zakaz chust ogranicza nie tylko prawo do edukacji. Urzędniczkom państwowym, np. nauczycielkom, też nie wolno nosić chust i wiele z nich z tego powodu straciło pracę. Niektóre z nich doprowadziło to do paradoksalnego na pierwszy rzut oka upolitycznienia. "Czy reagowałam jako obywatelka na ucisk Kurdów albo lewicowców, albo demonstrantów wleczonych po ulicy przez policję, albo czy popierałam prawa homoseksualistów, których nie pochwalam?" - samokrytycznie pyta Hatice Guler, zwolniona nauczycielka religii islamskiej. Dyskryminacja, która ją dotknęła, sprawiła, że sama stała się bardziej wrażliwa na dyskryminację innych, nawet nielubianych. To klasyczna postawa liberalna, której popularności wśród islamistów należałoby sprzyjać. Tymczasem zagorzali obrońcy świeckości zdają się uważać, że wystarczy odgórnie orzec, co jest dozwolone, a co zakazane, a lud ma się do tego stosować. Tak właśnie sądzą generałowie - ale mułłowie też. Tymczasem kobiety w chustach ryzykują nie tylko pracę, ale też życie. W 2002 r. umierającą na raka 71-letnią Medinę Bircan klinika uniwersytecka w Stambule przyjęła wprawdzie, lecz następnie odmówiła jej pomocy ambulatoryjnej, gdyż w dowodzie osobistym miała zdjęcie w chuście. Nim jej syn zorientował się, że można elektronicznie usunąć chustę ze zdjęcia w jednym z pobliskich zakładów fotograficznych, starsza pani zmarła. Trudno o bardziej jaskrawy przykład dyskryminacji. Zaś popularność przerabiających zdjęcia zakładów fotograficznych pokazuje, że nie jest to odosobniony wypadek. Nowa konstytucja bez zakazu chusty zapewne przejdzie - AKP znajdzie w parlamencie sojuszników. Nie ona pierwsza zresztą usiłowała znieść ten zakaz - czyniła to już w latach 90. rządząca wówczas prawicowa i świecka Partia Ojczyźniana, lecz wojskowi i sądy zablokowały jej drogę. Jeśli świeccy liberałowie zmienią front i poprą tę zmianę - a są tego pierwsze sygnały - to pokażą, że bliżej im do pani Hatice Guler niż do generałów. Jeśli jednak, jak twierdzą dziś i rektorzy, i świecka opozycja - nadal uznawać będą, że taka zmiana byłaby kapitulacją przed islamskim fundamentalizmem, to trudno by się pani Guler dziwić, jeśli stwierdzi, że od generałów woli mułłów. A wówczas świeckie obawy staną się samopotwierdzającą się przepowiednią.