publikacja 24.09.2007 06:18
Na katechezie nikt nie może uczniów do niczego zmuszać, narzucać im swoich poglądów. To nie ma być propaganda - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą bp Antoni Długosz.
Aleksandra Klich: Wie Ksiądz Biskup, co dzieci robią na religii w szkole? Biskup Antoni Długosz: Pewnie mnie pani czymś zaskoczy... - Odrabiają zadania domowe, esemesują, jedzą drugie śniadanie, słuchają muzyki z empetrójek. No i kręcą filmiki komórkami z księdzem w roli głównej, a potem wrzucają do Internetu. - Hmm, ten kij ma dwa końce. Dobrze, że dzieci nie boją się katechetów, jednak z drugiej strony to, o czym pani mówi, może wskazywać, że uczniowie lekceważą katechezę. Zastanawiam się dlaczego. Pewnie są katecheci, którzy nie radzą sobie w szkole. Choć mam nadzieję, że te okropnie nudne katechezy to margines. Program katechetyczny w szkole tak jest ustawiony, żeby odpowiadał na doświadczenia życiowe dzieci przez pryzmat katolickiego przesłania. - Co to znaczy? - Każda katecheza ma trzy części. Wychodzimy od sytuacji, która mogła spotkać ucznia w realnym życiu, potem definiujemy problem i interpretujemy go zgodnie z Ewangelią, a na koniec zapraszamy do dyskusji. Ta ostatnia część - dyskusyjna! - jest bardzo ważna, bo interpretacja w duchu religii katolickiej musi być przekazana przez katechetę jako propozycja, a nie restrykcyjny nakaz. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, nikt nie narzuca nikomu swoich poglądów, to nie może być żadna propaganda. Katecheza to zaproszenie do dyskusji. - Twierdzi Ksiądz Biskup, że katecheza ma odpowiadać na doświadczenia życiowe dzieci, tymczasem tematy tych lekcji są kompletnie oderwane od rzeczywistości, w dodatku przekazywane językiem metafor. Jak się nie nudzić na takich lekcjach? - Dzieciom nie powinno się podawać gotowych rozwiązań, one powinny same, z pomocą nauczyciela, dochodzić do prawdy. Podam pani przykład. Mamy do omówienia przykazanie „Nie kradnij”. Zamiast nudzić wykładem, jakie niedobre jest złodziejstwo, prosimy dzieci, żeby wyobraziły sobie, że znajdują na ulicy pieniądze albo mają możliwość darmowego ściągnięcia muzyki z internetu. Nikt nie widzi, więc może wolno nam zabrać pieniądze albo ściągnąć muzykę? Jezus mówi: Oddaj pieniądze na policję i nie ściągaj piosenki. Co wy na to - pytam? Z moich doświadczeń wynika, że tak postawiony problem rozgrzewa klasę i nikt się nie nudzi. - Gorzej jest z gimnazjalistami. Prowokują księży, dręczą zakonnice. Trudniej zainteresować ich jakimkolwiek tematem. - Gimnazjaliści przeżywają trudny okres dojrzewania i trzeba to zrozumieć. Mają naprawdę poważne problemy, np. pornografia leży w każdym kiosku. Oglądać ją czy nie? Pytam na katechezie: „Po co oglądasz takie zdjęcia?”. Uczniowie odpowiadają, że to ładne widoki. Aja drążę dalej: „A jak reaguje twoje ciało, jak się czujesz, gdy przestajesz nad nim panować?”. I już mamy dyskusję, gwarantuję pani, że zabraknie 45 minut lekcji, by ją skończyć.
Z kolei licealiści zastanawiają się, jak Kościół traktuje ewolucjonizm. Nie jest chyba trudno im wytłumaczyć, że według katolicyzmu twórcą przemian zachodzących w świecie jest Bóg. To on jest początkiem materii, która dzięki niemu może przemieniać się z bytów prostych w złożone. A tym doskonałym bytom Bóg daje duszę nieśmiertelną. Czyli nikt nie wyklucza ewolucjonizmu. Żeby to wiedzieć, wystarczy znać Biblię. Jeśli katecheta będzie ją zgłębiał, na pewno nie wystraszy się żadnej dyskusji z uczniami, nawet tymi zbuntowanymi i najgoręcej poszukującymi. On ma być przewodnikiem młodego człowieka po świecie. Jeśli będzie mądrym, szanowanym partnerem, nie będzie miał problemów z dyscypliną. - Jednak wielu katechetów boi się pytań. Są bojaźliwi, niechętnie rozmawiają z dziećmi, ograniczają się do restrykcyjnego przekazywania prawd wiary. - Jeśli tak jest, to nie spełniają swojej misji. Ja się cieszę, gdy dzieci stawiają pytania, i namawiam katechetów, by je do tego zachęcali. Na początku roku szkolnego uczniowie powinni sami napisać na kartkach, o czym chcieliby rozmawiać na katechezie, a nauczyciel ma obowiązek wygospodarowania jednej lekcji w miesiącu na takie dyskusje. - Jeśli sondaż będzie anonimowy, katecheta dostanie listę następujących pytań: dlaczego nie wolno używać prezerwatywy?, czy lesbijki mogą mieć dzieci?, czy gej może iść do nieba?, jak to się stało, że Matka Boża urodziła dziecko, skoro była dziewicą? -I bardzo dobrze, obowiązkiem katechety jest odpowiedzieć na każde takie pytanie. - Większość nie odpowie. - Powinni. Gdyby tego nie zrobili, nie dopełniliby wierności człowiekowi. Nawet jeśli pytania są niewygodne, prowokacyjne, to katecheta nie może się bać uczniów. Także gdy przyniosą mu prezerwatywę na lekcję. Słyszałem o księdzu, który widząc ucznia nakładającego prezerwatywę na banana, zapytał: „A mamusia ci nie mówiła, gdzie to się nakłada?”. Klasa wybuchnęła śmiechem, ale proszę sobie wyobrazić, jak wzrósł autorytet tego księdza! Ja bym tak pewnie nie zrobił, bo dla ucznia to było poniżające, ale czasem nie da się inaczej. - Katecheci nie są kontrolowani ani przez dyrektorów szkół, ani kuratorów, ani ministerstwo. Czy w sytuacji, gdy tak często obwinia się ich o pedagogiczną nieudolność, Kościół nie powinien lepiej i jawnie pracować nad ich umiejętnościami? - To prawda, że nie wszyscy katecheci ma ją charyzmat pedagogiczny. Wszyscy jednak powinni udoskonalać swój warsztat. Czuwają nad nimi wydziały katechetyczne. W Częstochowie organizujemy szkolenia i dni skupienia dla katechetów. Domagamy się od nich, by przez trzy pierwsze lata pisali konspekty. Muszą się naprawdę solidnie przygotowywać. Sam jestem bardzo wymagającym i surowym wizytatorem. Reszta - czyli jak będzie wyglądała zwykła lekcja - zależy od nich samych. - Jeśli nauczyciel matematyki się nie sprawdza, sprawa jest prosta: uczniowie lub rodzice informują o problemie wychowawcę, ten dyrektora szkoły. W przypadku katechety dyrektor jest bezradny, bo religia mu nie podlega. - Trzeba iść do proboszcza, to jemu podlegają katecheci. Jeśli nie można się z nim dogadać, zapraszam do wydziału katechetycznego, są takie przy każdej kurii. - Ale ludzie nie pójdą, bo boją się podpaść księżom... - To źle, wszyscy jesteśmy Kościołem, powinniśmy być odważni i interweniować. Na tym polega rola świeckich, żeby zwracać uwagę księżom, jeśli coś jest nie tak.
- Na lekcji religii uczniowie są edukowani czy katechizowani? - Dobra katecheza łączy cel dydaktyczny z wychowawczyni. Nie może zabraknąć ani jednego, ani drugiego. Przekazywane treści mają służyć formacji życiowej, duchowej ucznia. Gdybyśmy poprzestali na wiedzy, te lekcje mijałyby się z celem. - Ale kryterium oceniania ma być przecież wiedza. - Oczywiście. Podkreślam jednak, że katecheta powinien zdawać sobie sprawę, że nie tylko przekazuje wiedzę, ale i wychowuje. Przykłady biblijne, za których znajomość jest oceniany uczeń, służą czemuś, za co oceniany nie jest. - Nie boi się Ksiądz Biskup, że katecheci nie będą potrafili tego rozdzielić? - Muszą to rozdzielać. Dobry katecheta przekazuje na katechezie prawdę np. o przykazaniach proponowanych przez Pana Jezusa Nie ocenia jednak, jaki jest stosunek ucznia do tych prawd. Ocena jest za wiedzę. Zresztą, jak pani sobie wyobraża ocenianie wiary? Można co najwyżej brać pod uwagę postawę ucznia np. wobec przykazań. Ale powtarzam: ocena włączona do średniej ma być z wiedzy. I jeszcze jedna sprawa: niewierzący powinien mieć możliwość wyboru etyki zamiast religii. To nie wina Kościoła i księży, że tak mało jest nauczycieli etyki w szkołach. Rozumiem, że to trudny przedmiot, ale ministerstwo powinno się zatroszczyć, żeby w żadnej szkole nie zabrakło etyka. Co nie znaczy, że nie chciałbym, żeby niewierzący chodzili na katechezę. Przeciwnie: serdecznie zapraszam. - Czy Księdzu Biskupowi bardzo zależy na tym, by ocena z religii liczyła się do średniej? - Zależy mi na tym, by wreszcie katecheza była wartością dla uczniów, rodziców, nauczy: cieli, dyrektorów szkół. Dla opinii publicznej. - Czy ocena nie będzie batem na dzieci? - W takim samym stopniu jak jest nim na polskim czy matematyce. - Gdy wprowadzano religię do szkół, ks. Franciszek Blachnicki, twórca oazy, powszechnego ruchu młodych katolików, przestrzegał: inicjacja chrześcijańska zmieni się w pogłębianie wiedzy religijnej. Był gorącym przeciwnikiem religii w szkole. Dlaczego polski Kościół katolicki tak się przy niej upiera? - Komuniści siłą usunęli religię ze szkół, jej powrotu domagali się rodzice. A Kościół ma służyć rodzinie. Teraz religia jest potrzebna w szkole, by Kościół mógł spotykać się z dużą ilością młodzieży w godziwych warunkach. Ale proszę pamiętać, że Bóg nikogo nie zmusza do przyjaźni ze sobą. Katecheza to propozycja Kościoła. - Rozumiem, że jeśli rodzice będą chcieli, by katecheza odbywała się w kościołach, tak się stanie? - Ja nie jestem prorokiem, staram się rozwiązywać aktualne problemy i wyciągać wnioski. Jeśli Kościół znajdzie inne rozwiązanie, lepsze od obecnego, to z pewnością je zaproponuje. Co do religii w salkach kościelnych: obawiam się, że gdyby rodzice mieli do wyboru posłać dziecko na angielski czy religię, wybraliby angielski. Groziłoby nam neopogaństwo. - Nie tęskni Ksiądz za religią w salkach? W zaciszu, kameralnie, przychodzą ci, którzy chcą, nikt nie zarzuca Kościołowi despotyzmu... - Nie. Pracowałem w małym Wieruszowie, gdzie w salkach nie było prądu, szkoła zwalniała na religię jednocześnie kilka klas. Uczyłem pierwszoklasistów z 15-latkami. To nie były dobre czasy dla religii. Tęsknię natomiast za sytuacją, gdy i dzieci, i dorośli przychodziliby na dodatkowe katechezy organizowane przy kościołach. I chciałbym, żeby w szkołach uczyło jak najwięcej mądrych świeckich katechetów. Takich jak pewien mój znajomy - ojciec czwórki dzieci, charyzmatyczny, świetny organizator, znakomicie nawiązujący kontakt z uczniami. Księża moim zdaniem nie muszą uczyć w szkołach, mają w parafiach wiele innych zadań. Dlatego gdy jakiś ksiądz nie radzi sobie ze szkolną katechezą, mówię wprost księdzu arcybiskupowi: po co ma męczyć siebie i innych, niech wraca do parafii.