Bunt sprawiedliwych

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 08.10.2007 05:52

Weszło w modę w pewnych dobrych kręgach uważać ateizm za miarę lepszego wykształcenia, wyższego ucywilizowania, oświecenia - napisał na łamach Gazety Wyborczej Ian Buruma, wykładowca praw człowieka w Bard College.

Autorzy najnowszych bestsellerów sugerują, że wiara jest oznaką zacofania, znamionuje średniowieczny prymitywizm ludzi pozostających w tyle za postępami naukowego rozumu. Religia - słyszymy - odpowiedzialna jest za przemoc, zniewolenie, nędzę i wiele innych nieszczęść. Nietrudno o przykłady. Ale czy religia nie bywa też siłą dobroczynną? - zastanawia się Ian Buruma. Czy nie zdarza się na przykład, że ratuje nawet tych, którym nie była dana? Nie doznałem ani łask, ani nieszczęść wskutek przynależności do jakiegokolwiek Kościoła, więc obrona tych, którzy ich doznali, tchnie w moim wykonaniu hipokryzją. Ale widząc w telewizji birmańskich mnichów stawiających czoła siłom bezpieczeństwa jednego z najgorszych reżimów świata, trudno nie dostrzec pewnych zalet wiary. Birma to kraj głęboko religijny, gdzie większość mężczyzn była w jakimś momencie życia buddyjskimi mnichami. Nawet najbardziej łajdacki birmański dyktator zawaha się, nim rozkaże zabijać mężczyzn odzianych w ciemnoczerwone i szafranowe szaty swojej wiary - uważa publicysta. Do mnichów i do zakonnic w różowych habitach przyłączyli się wkrótce studenci, aktorzy i inni mający dość wojskowej junty. Ale pierwsi byli mnisi i zakonnice - to oni ośmielili się protestować, kiedy większość popadła w rezygnację. Stał za nimi moralny autorytet ich buddyjskiej wiary. Romantycy powiedzą, że buddyzm różni się od innych religii - że to bardziej filozofia niż wiara. Ale buddyzm pełnił przez stulecia funkcje religii w wielu częściach Azji i - jak każda wiara - mógł legitymizować przemoc. Wystarczy spojrzeć na Sri Lankę, gdzie wspierał etniczny szowinizm w tlącej się wojnie domowej między buddyjskimi Syngalezami i wyznającymi hinduizm Tamilami - przypomina Ian Buruma. Podobnie jak buddyści ryzykujący życie w obronie demokracji w Birmie postępowali w innych czasach chrześcijanie. W latach 80. los reżimu Marcosa na Filipinach został przesądzony, kiedy zwrócił się przeciwko niemu Kościół katolicki. Kiedy Marcos zagroził zdławieniem Siły Ludu [bloku politycznego utworzonego w 1983 r. przez partie opozycyjne po zabójstwie przywódcy opozycji B. Aquino], naprzeciw czołgów stanęły tysiące zwykłych obywateli, jednak obecność zakonników i zakonnic nadała powstaniu jego wymiar moralny. Wielu dysydentów w Korei Południowej, podobnie jak w Chinach, czerpie inspirację z chrześcijaństwa. Nikt też nie neguje znaczenia religijnego autorytetu papieża Jana Pawła II inspirującego w latach 80. Polaków do buntu przeciw komunistycznej dyktaturze.

Wierzący dostrzegą niewątpliwie w tych poruszających wydarzeniach rękę Boską. Główna przeciwniczka Ferdynanda Marcosa Corazon Aquino chwaliła się, że ma bezpośrednią linię do Boga. Jako niewierzący muszę traktować to ze sceptycyzmem - pisze Buruma. - Jednak moralna moc wiary nie potrzebuje takich nadprzyrodzonych wyjaśnień. Jej siłą jest ona sama - wiara w porządek moralny przeciwstawiony świeckim, a nawet religijnym dyktatorom. Wielu stawiających czynny opór nazistom podczas II wojny światowej było pobożnymi chrześcijanami. Niektórzy - wbrew własnym przesądom - ukrywali Żydów, powodowani po prostu religijnym obowiązkiem. Nie trzeba wierzyć w nadprzyrodzoną istotę; równie twardy opór stawili nazistom ci, którym siłę dała wiara w komunizm. Mimo przerażającej przemocy islamistycznych fanatyków nie zapominajmy, że ostoją prawomocnego oporu przeciwko zwykle świeckim dyktaturom bywa dziś na Bliskim Wschodzie meczet. W świecie politycznego zniewolenia i moralnego zepsucia wartości religijne oferują często alternatywę w postaci ładu moralnego, który nie musi być bardziej demokratyczny, ale może - zwraca uwagę publicysta. Tak czy inaczej wadą wszelkich dogmatyzmów - religijnych i świeckich - jest to, że prowadzą one do różnych form zniewolenia. Święci wojownicy, którzy dowodzili w Afganistanie buntem przeciwko moskiewskiej dominacji, narzucili własny, ponury reżim. Co więcej, można kwestionować charyzmatyczne przywództwo nawet w jego dobroczynnym wydaniu. Na Filipinach Corazon Aquino, która jest jak Madonna, mogła inspirować w gorących czasach Siły Ludu, ale wydaje się mało pomocna w budowie instytucji świeckiej demokracji. W Polsce w ruchu "Solidarności", który pokonał komunizm, rozgorzał wkrótce spór między zwolennikami świeckiej demokracji a tymi, którzy szukali kościelnej inspiracji. Wiara ma do odegrania szczególnie ważną polityczną rolę wówczas, gdy bezsilni stają się świeccy liberałowie - jak za nazistowskiej okupacji, rządów komunizmu czy wojskowej dyktatury. Liberałowie są w cenie wtedy, kiedy trzeba zawierać kompromisy, ale w obliczu brutalnej siły popyt na nich spada. Wtedy wiedzeni wiarą wizjonerzy, romantycy i szczerzy wyznawcy podejmują ryzyko, które większość z nas uznałaby za brawurę. Zwykle źle wychodzimy na rządach bohaterów, ale warto ich mieć, kiedy są potrzebni - podsumowuje Ian Buruma.