Wioska i troska

Franciszek Kucharczak

GN 37/2013 |

publikacja 12.09.2013 00:15

Z rzeczy poważnych zawsze da się zrobić ubaw, ale nigdy radość.

Wioska i troska rysunek franciszek kucharczak /gn

Jak pisałem ostatnio, lekcje religii zajęły ważne miejsce w mediach inaczej kochających Kościół. Wśród wielu „zatroskanych” głosów, moją uwagę zwrócił tekst Wojciecha Maziarskiego, który w „Wyborczej” nawiązał do listu biskupów na nowy rok szkolny. Wzywali oni tam, „aby rodzice czuwali nad tym, co szkoła przekazuje ich dzieciom”. Publicysta ironizował, że to dobra rada, ale odniósł to… do lekcji religii. I opowiedział, jak to kilka miesięcy temu w „pewnej wiosce we wschodniej Polsce” spotkał sześciolatkę, która oświadczyła mu, że „Harry Potter to znak szatana”. Ponoć dowiedziała się o tym od siostry katechetki na religii.

No i zaczyna się używanie. Maziarski przypuszcza, że gdyby to było w mieście, rodzice wnieśliby protest przeciw „ogłupianiu dzieci i zniechęcaniu ich do lektur i kontaktu ze współczesną kulturą”, ale cóż, to się działo na wsi, a tam „nie ma obyczaju ani tradycji otwartego kwestionowania tego, co mówią przedstawiciele Kościoła”. Dalej było o przepaści cywilizacyjnej między dziećmi z Polski A i Polski C, a jeśli chcemy ją zasypać, musimy znaleźć sposób na „uchronienie polskiej prowincji przed zgubnym wpływem takich katechetek”.

Tak się to robi: chcesz osłabić grupę – uderzaj w jedną osobę. Chcesz wywołać wrażenie, że wszyscy katecheci są ciemni, ośmiesz jednego. Nawet nie musisz wskazać dowodu ciemnoty, wystarczy jakaś rozmowa z jakąś dziewczynką w jakiejś wsi (notabene jeśli to była sześciolatka kilka miesięcy temu, to chyba nie chodziła jeszcze na religię do szkoły?). Przypraw to pogardą dla wsiowych i już nic więcej nie trzeba. Zwłaszcza nie trzeba się zastanawiać nad tym, czy ta katechetka, gdyby rzeczywiście powiedziała coś przeciw lekturze „Harry’go Pottera”, nie miałaby ani trochę racji. Redaktor wystawił cel do wyśmiania, więc ha, ha, ha, ale ci katecheci głupi. Uczą dzieci, że Harry Potter… nie, ludzie, trzymajcie mnie.

Tymczasem jest wielu poważnych ludzi – nawet z Warszawy, panie Maziarski! – którzy w takim stężeniu tak podanej magii widzą duchowe zagrożenie. To nie jest prawda wiary, ale dlaczego twierdzenie, że „Harry Potter” jest nieszkodliwy ma być podane do wierzenia?

Byłem parę razy z dziećmi na bajkach w kinie, ale gdybym wiedział, co w nich będzie, to na większość z nich bym nie poszedł. W niewinnych z pozoru historyjkach przemyca się nieraz pochwały rozwodów i życia bez zobowiązań, panteistyczny stosunek do świata, jakieś przytulanki z drzewami i podobnie słuszniackie brednie. I spróbuj się sprzeciwić. Zaraz cię wyśmieją, że się w bajkach doszukujesz podtekstów.

Ale powiedzmy sobie jasno: dla wojującego „neutralisty światopoglądowego” WSZYSTKO, co chrześcijańskie, nadaje się do wyśmiania, poczynając od najświętszych tajemnic naszej wiary. Kobieta poczęła bez udziału mężczyzny? Jakiś człowiek ożył i wstąpił do nieba? – nie no, toż to Polska Ź! Jeśli z tego publicznie nie kpią, to dlatego, że zbyt wielu jest tych, co ich rechotu nie podchwycą. Ale zaczną, gdy tylko usłyszą powszechny śmiech z tego, że ktoś troszczy się o dusze naszych dzieci.

Lubimy cię prywatnie

Nasza ulubiona Katarzyna Wiśniewska z „Wyborczej” zgłosiła się na organizowany przez Fundację Pro – Prawo do Życia kurs dla prolajferów. „Jestem przeciwniczką aborcji i chciałabym się dowiedzieć, jakimi metodami przekonywać ludzi, że aborcja jest złem” – napisała w uzasadnieniu. Oświadczyła, że studiuje, zaś dopytana, czy to jej jedyne zajęcie, odpisała: „obecnie tylko studiuję”. Zapytana wprost, czy nie jest dziennikarką „Wyborczej”, odpowiedziała pytaniem: „Czy ten kurs jest niedostępny dla mediów?”. Gosc.pl zapytał ją więc, dlaczego skłamała, na co usłyszeliśmy, że chciała wziąć udział w kursie jako osoba prywatna. Trzeba przyznać, iż pani Katarzyna w czyn wprowadza ideologię swych pryncypałów, wedle której przekonania są sprawą prywatną i należy je oddzielić od tego, co się robi publicznie. Wiśniewska publicznie jest więc zwolenniczką aborcji (tzw. wyboru kobiet), a prywatnie jest przeciwniczką aborcji. Publicznie pracuje w „Wyborczej”, a prywatnie tylko studiuje.

Teologia zmiany

Do księży „postępowych”, cieszących się chwałą doczesną, dołączył ks. Jacek Stasiak z Aleksandrowa Łódzkiego, który został zawieszony w czynnościach kapłańskich przez swojego biskupa, ale to zignorował. Pochwalił się tym w programie Tomasza Lisa. Przy okazji jego parafianie mogli go zobaczyć w koloratce, co ponoć wcześniej nie było normą. Widocznie ksiądz potraktował studio telewizyjne jak świątynię. Przy tej okazji orzekł, iż „kwestia posłuszeństwa nie jest bezdyskusyjnym, bezkrytycznym przyjmowaniem poleceń”, a także, że „od »nieposłuszeństwa« dobrze rozumianego zaczynały się zawsze wszelkie zmiany”. A to święta prawda – pierwsza zmiana (i to od razu jaka!) zaczęła się już w raju.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.