Oby czas miłosierdzia nigdy dla nas się nie skończył

Nasz Dziennik/a.

publikacja 14.10.2007 17:43

Działalność charytatywna nie jest dla Kościoła rodzajem opieki społecznej, którą można powierzyć komuś innemu. Należy ona do Jego natury; jest niezbywalnym wyrazem Jego istoty - przypomniał w rozmowie z Naszym Dziennikiem przewodniczący Komisji Charytatywnej Konferencji Episkopatu Polski bp Grzegorz Balcerek.

- "Wszyscy jesteśmy powołani do miłosierdzia" - te słowa przyświecały ostatnim dniom. Kończy się 63. Tydzień Miłosierdzia, co zrobić, aby w naszym życiu nie kończył się czas miłosierdzia? - Trzeba przede wszystkim uważnie wsłuchiwać się w Słowo Boże, które głosi Kościół. Stara się on formować zarówno całą społeczność, jak i poszczególne grupy wiernych, odpowiedzialnych za pracę na rzecz ludzi będących w potrzebie. We wszystkich wymiarach nauczania Kościoła dotykamy problemu świadczenia miłosierdzia. Wynika to z ogólnego - nazwijmy to - "urobienia" duchowego. Bóg jest miłością. Tej miłości nas uczy. Do miłości bliźniego wychowuje nas Kościół, uwrażliwiając nasze serca na ludzi w potrzebie. Ta wrażliwość nakazuje nam pochylić się nad drugim i - co więcej - zadbać o jego przynajmniej podstawowe potrzeby życiowe. To tak, jak w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10, 30 i n.), który napotkał na drodze pobitego przez zbójców podróżnego. Pochylił się nad nim i zadbał o jego rany, jak potrafił. Na koniec jeszcze opłacił pobyt jego w gospodzie, bo sam takiej opieki nie mógł mu zagwarantować. Przypowieść ta jasno wskazuje, jak winniśmy postępować względem bliźnich, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Jeśli będziemy kierować się w życiu tym Słowem Dobrej Nowiny, jestem przekonany, że czas miłosierdzia nigdy w naszym życiu się nie skończy. - Stoi Ksiądz Biskup na czele Komisji Charytatywnej Konferencji Episkopatu Polski. Jakie cele stawia sobie Komisja i jakimi sposobami je realizuje? - Działalność charytatywna nie jest dla Kościoła rodzajem opieki społecznej, którą można powierzyć komuś innemu. Należy ona do Jego natury; jest niezbywalnym wyrazem Jego istoty. Zatem do obowiązków pasterskich każdego biskupa należy troska o najmniejszych w ewangelicznym rozumieniu tego słowa. Komisja Charytatywna w ramach Konferencji Episkopatu Polski ma służyć pomocą biskupom diecezjalnym w spełnianiu tej właśnie powinności. Mówiąc inaczej, zadaniem Komisji Charytatywnej jest budzenie wrażliwości na świat ludzkiej biedy, koordynowanie pomocy wobec różnorakich potrzeb oraz troska o to, aby dzieła charytatywne prowadzone w imieniu Kościoła nie zatraciły swego eklezjalnego charakteru. Dzisiaj bardzo łatwo można popaść w rodzaj "aktywizmu społecznego", sprowadzić miłosierdzie do ludzkiej filantropii. Komisja Charytatywna czuwa nad tym, aby ci, którzy w imieniu Kościoła posługują ubogim, wypełniali swą służbę w duchu Chrystusowej miłości. Chodzi o zachowanie ewangelicznej motywacji tego, co robimy dla potrzebujących pomocy. Konieczność zachowania specyfiki chrześcijańskich dzieł miłosierdzia bardzo mocno akcentuje Benedykt XVI w swej encyklice "Deus caritas est".

Już od siedemnastu lat zasadnicze ogólnopolskie działania charytatywne podejmuje Caritas Polska, na szczeblu diecezji zaś Caritas diecezjalne, powołane przez miejscowych biskupów. Trzeba pamiętać, że są to instytucje różne, choć o tej samej nazwie. Do tych instytucji dochodzą inne, prowadzone przez zgromadzenia zakonne, katolików świeckich, etc. Jest ich dzięki Bogu bardzo wiele i stanowią one o żywotności Kościoła w Polsce. Komisja Charytatywna stawia sobie ambitny cel: pomagać, aby te wszystkie działania były całkowicie przeniknięte duchem caritas Christi. Dokonuje się to przede wszystkim poprzez pracę formacyjną dla tych, którzy podejmują posługę na rzecz potrzebujących. Każdego roku Komisja Charytatywna podaje temat oraz przygotowuje materiały homiletyczno-liturgiczne oraz katechezy na Tydzień Miłosierdzia. Zależy nam też na tym, aby wzrastała świadomość wśród wiernych, że Chrystus dał nam dwa największe przykazania - miłości Boga i bliźniego. Nie ma wypełnienia jednego z tych przykazań bez wypełnienia drugiego. Każdego dnia ci, którzy są uczniami Chrystusa, mają praktykować caritas - miłość, w czynie. Są jednak problemy i zadania, których nigdy nie rozwiąże jeden tylko człowiek, choćby był najbardziej ofiarny. By dobro było skuteczniejsze, trzeba łączyć różne inicjatywy, programować działania. Dotyczy to wszystkich wymiarów życia kościelnego, także Caritas. Potrzeba nie tylko dobrych uczynków spełnianych indywidualnie, ale też parafialnych zespołów Caritas, organizacji diecezjalnych i ogólnokrajowych. Wiele ze zgromadzeń zakonnych, powstałych na przełomie XIX i XX wieku, wyrosło z potrzeby zorganizowania pomocy potrzebującym, różnych dzieł caritas. Komisja Charytatywna KEP pomaga w koordynacji tych działań. - Jakie najbardziej pilne wyzwania w sferze wsparcia potrzebujących dostrzega Ksiądz Biskup w naszej Ojczyźnie? - Kościół musi być otwarty na znaki i potrzeby naszych czasów. Nie tylko na świecie, ale i w Polsce pojawiają się coraz większe dysproporcje między bogatymi i biednymi. Obok dzielnic zamkniętych z ekskluzywnymi domami są dzielnice dziedziczonej biedy materialnej i duchowej. Powstają ciągle nowe obszary biedy, a nawet nędzy ludzkiej. Bieda ma nie tylko swój wymiar materialny, choć o nim mówimy najwięcej. W Polsce istnieje również ubóstwo moralne. Jemu również trzeba zaradzać. Zdajemy sobie sprawę z tego, że Caritas w obecnym czasie to nie tylko przysłowiowa kromka chleba, ale wyjście naprzeciw takim problemom, jak np. bezrobocie i bezdomność, migracja zarobkowa za granicę powodująca osłabienie więzi małżeńskich i rodzinnych, narkomania czy alkoholizm. Bogu dzięki mamy w naszym Kościele wielu gorliwych chrześcijan, gotowych do pomocy potrzebującym. Trzeba tym ludziom umożliwić właściwą formację; trzeba nimi pokierować. Tak więc nie chodzi o dobroczynność rozumianą tylko jako zbieranie funduszy czy przeprowadzanie imponujących jednorazowych akcji, ale o uczynienie "caritas" stylem życia naszych wiernych.

- Miarą przyszłości każdego Narodu są dobrze wychowane dzieci. Czasem pomocy potrzebują nie tylko te dzieci z ubogich rodzin, ale też i z tych zamożnych, które cierpią na brak miłości, zainteresowania... - Dotknął Pan bardzo trudnego problemu. To prawda, że młodzież jest pełna ideałów i lubi konkrety. Życie ich musi być pełne. Nie może zaistnieć jakakolwiek pustka. Jeśli wystąpi, młodzież natychmiast ją zapełnia, niestety także sprawami złymi. Stąd coraz więcej uzależnionych, będących w depresji; żyjących z poczuciem braku perspektyw i bezsensu własnego życia. Takich młodych nie można pozostawić samym sobie. Młodzież próbuje sobie nawzajem pomagać. Chętnie włącza się w działania, które są dobrze zorganizowane, które spieszą z pomocą w konkretnej potrzebie. Wówczas zdobywa się na wielką ofiarność. Jedną z form angażowania młodzieży i dzieci są coraz bardziej rozwijające się Szkolne Koła Caritas. Powstają inne grupy wolontariatu, które podejmują różne lokalne inicjatywy, choćby na rzecz swoich kolegów i koleżanek, zbierając ofiary czy nawet pracując na rzecz zakupu sprzętu rehabilitacyjnego. To zaangażowanie w wolontariat jest pożyteczne nie tylko dla tych, którym młodzi pomagają, ale dla nich samych. Uczy odpowiedzialności i samodyscypliny, pozwala realniej spojrzeć na życie, otwiera na innych. - Czym powinna odznaczać się pomoc udzielana przez kościelne instytucje, tak aby nie stały się one tylko jednymi z wielu organizacji dobroczynnych? - Przede wszystkim winno się postrzegać człowieka integralnie. Nie wolno ograniczać się tylko do zaspokajania potrzeb materialnych. Wielkim niebezpieczeństwem jest ubóstwo duchowe. I to właśnie ono pojawia się tam, gdzie społeczeństwa dochodzą do dobrobytu. Dotyka ono coraz bardziej i nasze społeczeństwo, w miarę bogacenia się poszczególnych ludzi. Samotność dzieci, młodzieży, przepracowani rodzice, zanik więzi małżeńskich i rodzinnych, opuszczenie ludzi starszych. Stąd problem narkomanii, alkoholizmu, samobójstw, niezdolność do odnalezienia się w życiu. Ludzie gdy się bogacą, mogą wpaść w niesamowity egoizm i zamknięcie na innych. To jest bardzo poważny problem, bo traci się największe bogactwo, jakie człowiek może posiadać - przyjaźń z Chrystusem. - W tym roku Tydzień Miłosierdzia bezpośrednio poprzedza obchody Dnia Papieskiego. Jego hasło to "Jan Paweł II - obrońca godności człowieka". Pomoc w wychodzeniu z ubóstwa materialnego czy duchowego to chyba także ważna sfera obrony godności ludzkiej? - Często do ludzi z marginesu społecznego, biednych, bezdomnych wielu z nas odnosi się z lękiem lub pogardą. Nie zadajemy sobie trudu, aby dowiedzieć się, dlaczego ten człowiek jest właśnie taki. Dlaczego nie ma domu, dlaczego nie pracuje, dlaczego nie ma rodziny, a jeśli ją ma, to ona także dzieli jego nędzny los. Rodzi się pokusa łatwego osądzania tych ludzi i ich potępiania. Bywa, że pozbawiamy tych ludzi nawet ich godności. Nie tak uczył nas Ojciec Święty Jan Paweł II. Tegoroczny Papieski Dzień nam o tym przypomina.

Pozwolę sobie wspomnieć jeszcze jedną przypowieść ewangeliczną o powrocie syna marnotrawnego (Łk 15, 11 i n.). Ten młodszy syn, choć wszystko roztrwonił, nie zapomniał, że jest synem Ojca. Nie zapomniał o swoim szlachetnym pochodzeniu. To znamię pozwoliło mu w pewnej chwili pozbierać się i podjąć decyzję o powrocie. Pamiętajmy o tym, że każdy człowiek - nawet najbardziej zepsuty - posiada w sobie to szlachectwo, którym jest człowieczeństwo. Nikomu nie wolno niszczyć i szargać jego godności. Pamiętajmy też, że każdy chrześcijanin otrzymał w sakramencie chrztu łaskę wiary. To ona pozwala nam widzieć w każdym człowieku dziecko Boże. - Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie swej ostatniej pielgrzymi do Polski apelował o "wyobraźnię miłosierdzia". Czy nam tej wyobraźni wystarcza? - Czasami rzeczywiście można odnieść wrażenie, że właściwie poza pogonią za środkami materialnymi, realizacją życia zawodowego, kariery, zdobywania odpowiedniego wykształcenia, to właściwie dla współczesnego Polaka nic więcej się nie liczy. Tymczasem jest to zbyt niesprawiedliwe uogólnienie. Każdy jeden apel Kościoła o pomoc dla potrzebujących, zwłaszcza ofiar nieszczęść, kataklizmów i wojen nie zostaje bez echa. Zadziwiają nas wysokości zebranych ofiar na rzecz poszkodowanych. Podziwiamy też ludzi, którzy nie mają zbyt wiele i dzielić się właściwie nie mają czym, ale w chwilach trudnych solidaryzują się na modlitwie. Niemalże natychmiast, dowiedziawszy się o jakiejś tragedii, udają się do świątyni, aby ogarnąć wszystkich poszkodowanych, jak i udzielających pomocy swoją modlitwą. To właśnie świadczy o wyobraźni miłosierdzia. Polacy otwierają się na wszystkie inne akcje służące drugiemu człowiekowi. Jako przykład może posłużyć organizowana w wielu miastach w Tygodniu Miłosierdzia akcja oddawania krwi. Wiem, że w diecezji sosnowieckiej zainicjowała tę akcję sama młodzież szkół ponadgimnazjalnych. Organizowane są zbiórki żywności i odzieży. Odbywają się festyny charytatywne i koncerty. Trzeba przyznać, że my, Polacy, niezwykle solidarnie reagujemy na ludzkie nieszczęścia. Przykładem mogą być te wyrazy wsparcia i solidarności z ofiarami tegorocznej tragedii polskiego autokaru we Francji czy trąby powietrznej w rejonie częstochowskim. W czasie koncertu "Nadzieja to my" w Częstochowie oraz kilkunastu następnych dni zebrano 2,5 mln zł na pomoc dla rodzin ofiar i poszkodowanych. - Plakat prezentujący tegoroczny Dzień Papieski ukazuje Ojca Świętego z jego niedoszłym zabójcą. Mamy tu zatem jeszcze jeden wymiar miłosierdzia, jakim jest przebaczenie. To chyba czasem o wiele trudniejsze niż np. jałmużna? - Jeśli jałmużna zostanie sprowadzona wyłącznie do gestu zewnętrznego, to z pewnością łatwiej jest ją dawać, niż przebaczać. To przebaczenie rodzi się na dnie duszy, często wbrew naszym uczuciom czy też ludzkiemu "poczuciu sprawiedliwości". Ojciec Święty, przebaczając człowiekowi, który chciał go zabić, uczy nas miłosierdzia, któremu na imię "przebaczenie". To, co wydarzyło się w celi między Ojcem Świętym a zamachowcem jest oczywiście tajemnicą. Trudno nam wyobrazić sobie, co czuł Jan Paweł II i jego niedoszły zabójca. Możemy tylko powiedzieć, że w świecie współczesnym, pełnym napięć, okazywać i otrzymywać przebaczenie jest niełatwo. To dla nas wspaniała lekcja. Z pewnością Ojciec Święty chciał, abyśmy w geście przebaczenia dostrzegli znak obecności Boga, który cały czas działa. Który chce przemieniać i przemienia nasze życie na lepsze. Przebaczenie daje radość obu stronom - temu, kto przebacza, i temu, kto je otrzymuje.