Chrześcijaństwo festiwalowe, ale nie festyniarskie

Dziennik/a.

publikacja 28.10.2007 17:08

Polacy mają skłonność do podlewania religijności staroświeckim sosem. Zamiast być czymś żywym i atrakcyjnym, taka religijność staje się nieco siermiężna. Ale ostrzegałbym przed popadaniem w drugą skrajność - mówi w rozmowie z Dziennikiem ks. Kazimierz Sowa, szef religia.tv.

BARBARA KASPRZYCKA: Czy wiara to rzecz zabawna? KS. KAZIMIERZ SOWA: Wiara na pewno nie powinna być ani smutna, ani nudna. Wiara jest przecież spotkaniem z Bogiem, który kocha człowieka, i choćby z tego powodu jest czymś radosnym. To natomiast nie może, a przynajmniej nie powinno oznaczać, że jest śmieszna. - Ale są próby "ewangelizacji na wesoło". Jak wesoło opowiedzieć o grzechu? - Tego nie da się zrobić. To nie jest dobry sposób krzewienia wiary. Niezwykle trudno byłoby znaleźć taką formułę, która jednocześnie nie stawałaby się kpiną, obrażaniem wierzących. - A zagląda ksiądz na stronę GodTube? - Zdarza mi się. Jest to z pewnością jakaś próba wykorzystania internetu dla wyrażenia swojego zainteresowania religią. Kiedy zajrzałem tam pierwszy raz, odniosłem jednak wrażenie, że jest to twórczość dość często naiwna, a nieraz przekraczająca granice dobrego smaku. Przebojem stała się tam przeróbka raperskiej piosenki o tym, jak pociągające są „laski z grubymi tyłkami”. Przeróbka polega na tym, że pociągające stały się „laski z grubą Biblią pod pachą”. No cóż, pastisz i nabijanie się z rzeczy świętych najczęściej stają się grubiaństwem. Osobie wierzącej trudno zaakceptować tego rodzaju twórczość. W tym wypadku nie mogę uwierzyć w dobre intencje autora. Przypomina mi to przeróbkę fragmentu programu "Ziarno", w którym biskup Długosz śpiewał z dziećmi piosenkę. Ktoś nadał temu klubowy rytm i umieścił na YouTube. Byłoby to dość wdzięczne, gdyby nie tytuł pliku: "Klecha tańczy", i gdyby całe ujęcie nie zostało zmiksowano w psychodeliczną sekwencję klatek. Może twórcy GodTube mogliby to uznać za rzecz godną umieszczenia na swojej stronie. Ja jednak nie mogę przyjąć, że ten kto zmiksował w ten sposób biskupa Długosza miał w tym intencje zbożne, a już na pewno nie było to działanie ewangelizacyjne. - Co jest nieodpowiedniego w wyrywaniu się z religijnej konwencji? - Pewna forma nie przystaje do religii katolickiej. To, co dopuszczalne w niektórych wspólnotach protestanckich, dla mnie pozostaje nie do przyjęcia. Po prostu nie lubię popadania w ostentację i skrajność. Tak samo odpycha mnie nadawanie charakteru hardrockowego religijnym pieśniom, jak i słodkie sacro polo niektórych muzycznych dokonań ruchów oazowych. Katolicyzm jest religią powszechną i jako taka najlepiej oddziałuje w tonacji klasycznej, bez popadania w subkulturowość wszelkiej maści. Mam nawet czasem przeczucie, że Bóg ponad skrajności wyżej ceni religijność mainstreamową. Ale może to tylko moje odczucie. Nie potępiam z góry wszystkich prób wyrywania się z konwencji, ale przyznaję: nigdy nie należałem również do fanów np. montypythonowskiego "Żywotu Briana".

- Czy w Polsce GodTube też może zrobić furorę? - Zadaniem internetu jest przekraczanie różnic kulturowych, nie mogę więc wykluczyć, że uda się to także stronie GodTube. Moim zdaniem mamy jednak zupełnie inną wrażliwość kulturową niż Amerykanie. Tam zdarzają się takie zachowania podczas liturgii, których my nigdy byśmy nie zaakceptowali. Bardzo trudno się przekonać, że szalenie ekspresyjne śpiewy, tańce, okrzyki, awangardowe koncerty w świątyniach odbywają się na chwałę Pana. Dla Europejczyka będą to zachowania rażące. Myślę, że GodTube pozycjonuje się raczej poza naszym typem wrażliwości. Co nie znaczy, że Polacy tam nie zaglądają. Pytanie tylko, czy szukają tam nowego wymiaru wiary, czy raczej powodu do śmiechu. - Czy to może być sposób na ewangelizację naszych czasów? - Nie zachęcam. Może dla osoby niewierzącej któreś z nagrań stanie się inspiracją do poszukiwania wiary. Jeśli jednak ktoś wierzy i szuka inspiracji poważniejszej, bardziej formacyjnej, polecałbym inne portale: Wiara.pl, Mateusz.pl czy Katolik.pl. - A może nam brakuje niesztampowych wyrazów wiary? - Czasem rzeczywiście mam wrażenie, że Polacy mają skłonność do podlewania religijności staroświeckim sosem. Zamiast być czymś żywym i atrakcyjnym, taka religijność staje się nieco siermiężna. Ale znów ostrzegałbym przed popadaniem w drugą skrajność. Trzeba przyznać, że jest niedostatek udziału wiernych w liturgii, śpiewania, aktywności w parafiach. Jednak jeszcze bardziej szokujące stają się niektóre próby popkulturowego odczytywania Pisma Świętego. Ostatnio np. wiele mówiło się o "Dobrej wieści zioma Jana" - Ewangelii św. Jana napisanej językiem blokersów. Owa "nowoczesność" wydaje się raczej sztuką dla sztuki, bez prawdziwej intencji ewangelizacyjnej. Z dwojga złego wybieram jednak tradycyjne nabożeństwo, nawet w murach "milczącej" świątyni. - Jak nie przekroczyć granicy między radością a kpiną? - Wystarczy, jeśli o sprawach ważnych - a do takich zaliczam sprawy wiary - będziemy mówić ciekawie i zrozumiale. Poważne potraktowanie tych dwóch elementów nie pozostawia miejsca na śmieszność. Szczypta dobrego humoru nikomu nie zaszkodziła - nawet papież Jan XXIII mawiał, że żaden święty nie może być kanonizowany, jeśli się nie uśmiechał. Ale stąd daleko jeszcze do pajacowania. Pajacujący duszpasterz przestaje być przecież wiarygodny w sprawach, do których został powołany. Kiedyś profesor Szlęzak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika zrobił analizę współczesnego chrześcijaństwa w Polsce. Jeden z typów religijności nazwał chrześcijaństwem festiwalowym. Trzeba bardzo uważać, by ta festiwalowość nie stała się w naszym wykonaniu festyniarstwem.