Czas pokoju dla Kościoła?

Gazeta Wyborcza/Mirosław Czech/a.

publikacja 05.11.2007 05:50

Episkopat nie chce stracić kontaktu z żadną z krain, których istnienie ujawniły wybory. Z krainą wnuków uzbrojonych w telefony komórkowe - i z krainą babć strojnych w moherowe berety - napisał w Gazecie Wyborczej Mirosław Czech.

Po okresie PiS-owskiej burzy i naporu większość hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce wyczekuje czasu uspokojenia dla swojej wspólnoty - twierdzi publicysta GW. - Chcą kontynuacji Polski powstałej po 1989 r., a nie radykalnych pomysłów budowy IV RP i rewolucji moralnej w wersji, którą realizowali wspólnie Jarosław Kaczyński i o. Tadeusz Rydzyk. Dość mają zawartego przez nich sojuszu tronu i ołtarza. Zwycięstwo PO daje Kościołowi pewność, że powtórki z tej rozrywki nie będzie- uważa Czech. - W sprawach światopoglądowych Platforma to ugrupowanie konserwatywne - bliskie Kościołowi, wsłuchane w głos jego nieradiomaryjnych hierarchów. Rząd Donalda Tuska nie podważy żadnego z praw i przywilejów Kościoła. Jak ognia unikał będzie wchodzenia w jego sprawy wewnętrzne. Z Episkopatem będzie życzliwie współpracował, wystrzegając się jakichkolwiek działań, które biskupom mogłyby dać powód do krytyki. PO przeszła podobną do wielu biskupów ewolucję w sprawie oceny III RP oraz hasła IV Rzeczypospolitej. Dwa lata temu potępiała państwo powstałe po 1989 r. i popierała "rewolucję moralną". Dziś jej politycy przyjmują tezę, że choć idea IV RP była słuszna, to zawiodło wykonanie. A do tego, co się skompromitowało, nie ma powrotu. Dzięki temu PO przeszła na "jasną stronę mocy", jak w końcówce kampanii mówił Tusk. Na kilka dni przed wyborami Platforma otrzymała pełne rozgrzeszenie - kard. Stanisław Dziwisz przyjął jej lidera. Wymowa polityczna tego gestu była jednoznaczna - w tym samym czasie Radio Maryja odmawiało Tuskowi gościny, zanim nie przeprosi radiosłuchaczy za obrazę pań w moherowych beretach - zwraca uwagę Czech. Po tym kroku kardynała Tomasz Terlikowski pisał: "Metropolita krakowski nie traktuje poważnie zasady niezaangażowania politycznego Kościoła katolickiego w kampanię wyborczą. (...) Spotkaniem tym zatem zakończył kard. Dziwisz sprawę politycznego zaangażowania Radia Maryja. Jego listu [chodzi o wystąpienie Dziwisza podczas obrad Rady Stałej Episkopatu krytyczne wobec o. Rydzyka] nie sposób już traktować całkowicie poważnie. Pozostaje czekać na podobne decyzje innych biskupów. (...) Każde zaangażowanie partyjne hierarchów jest zwyczajnie niezgodne z ich powołaniem" ("Rzeczpospolita" z 19 października br.). Hierarchowie nie ulękli się tego napomnienia - uważa publicysta. - Na wyniki wyborów zareagowali jednoznacznie. Metropolita gdański, arcybiskup Tadeusz Gocłowski oznajmił: „Zwycięstwo partii wywodzącej się z »Solidarności «, która jasno deklaruje swój system wartości, na pewno mnie cieszy. PO ma w swoim programie liberalizm, ale w sferze gospodarczej, co Kościół akceptuje. Natomiast nie widzę powodów do niepokoju w sferze etycznej, bo przywódca zwycięskiej partii Donald Tusk jasno deklaruje pozytywny stosunek do życia czy małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny” („Dziennik” z 25 października br.).

"W wyborach - mówił metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz - zwyciężyła troska o Polskę. Mam nadzieję, że skutkiem tych wyborów będzie teraz kreatywna kontynuacja tej Polski, która powstała w roku 1989 i której sprawcą był w znacznej mierze Jan Paweł II". Trudno o bardziej negatywną ocenę polityki polskiej ostatnich lat. Abp Nycz przypomniał, że Polska odzyskała niepodległość w roku 1989, a nie w 2005, jak tego chcieli zwolennicy "dokończenia rewolucji solidarnościowej". Nie była "bękartem Okrągłego Stołu", owocem "sojuszu agentów z oficerami prowadzącymi", lecz Polską Jana Pawła II. Dzisiaj potrzebna jest jej kreatywna kontynuacja, a nie "odzyskiwanie". Żeby jaśniej pojąć sens jego słów, arcybiskup dodał: "Ci, którzy tego nie rozumieją, nie szanują woli wyborców i nie potrafią z honorem przyjąć porażki". Hierarchom odpowiedział Jarosław Gowin: „Platforma nie przesunie się na lewo. W sprawach obyczajowych nie będziemy starali się upodobnić Polski do »postępowych « krajów Europy Zachodniej. Przeciwnie, silne przywiązanie do religii, do tradycji i wartości, jaką jest naród, uważamy za wielką polską przewagę. Platforma popiera wolny rynek. Ale równie ważne są dla nas tradycyjne wartości i więź solidarności. W rzeczywistości PO to jedyna nowoczesna partia prawicowa w naszym kraju. Mam nadzieję, że dzięki lojalnej współpracy z PSL po czterech latach stworzymy zalążek szerokiej formacji centroprawicowej (coś na kształt niemieckiej koalicji CDU/CSU)” (tekst opublikowany na portalach internetowych 30 października br.). Gowin to wiarygodny świadek. Przeszedł szkołę "Znaku" i ks. Józefa Tischnera, ale był też wśród najgłośniejszych heroldów rewolucji moralnej, IV RP i lustracji w Kościele. Szybko się jednak wycofał. Dziś jest liderem frakcji konserwatywnej w PO. Z nową władzą Kościół powinien czuć się komfortowo, choć nie będzie brakowało problemów trudnych - prognozuje Mirosła Czech. - Dla ministra edukacji najważniejszym wyzwaniem stanie się likwidacja spuścizny po Romanie Giertychu. Czy sam zrewiduje zarządzenie o wliczaniu oceny z religii do średniej na świadectwach szkolnych, czy też będzie go bronił przed Trybunałem Konstytucyjnym, jak tego zapewne oczekuje Episkopat? Czy wprowadzi do programów szkolnych wychowanie do życia w rodzinie, czy też ulegnie presji, by tego nie czynić? Nowa władza nie zakwestionuje natomiast żadnej ze spraw, jakie biskupi wymienili w swoim "Słowie" przed wyborami parlamentarnymi jako kryteria, którymi powinni się kierować wyborcy katoliccy. Nie powrócą więc pytania o obecność Kościoła w sferze publicznej, próby zmiany prawa aborcyjnego czy podważanie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Konserwatywno-ludowa władza PO-PSL nie podejmie niczego, co byłoby Kościołowi niemiłe.

Sam Kościół wykazuje w tych sprawach daleko posuniętą wstrzemięźliwość. Pytany o możliwość zmiany prawa antyaborcyjnego prymas Józef Glemp odparł: "Nie spodziewam się w tej sprawie żadnych zmian. Ja zresztą nie wiążę kwestii wzmacniania ochrony życia z wprowadzaniem jakichś nowych ustaw. Według mnie obecnie ważniejsza jest świadomość społeczeństwa, otwartość na życie, edukacja. (...) Chodzi o to, aby przekonywać ludzi, lekarzy i uczonych do spojrzenia prosto w oczy wielkiej prawdzie o życiu" ("Dziennik" z 29 października br.). Takie stanowisko prymasa to novum, choć w pełni zrozumiałe. Większość biskupów bynajmniej nie marzy o tym, by nowy parlament zafundował Polsce fundamentalny spór światopoglądowy. Zżyli się z kompromisem między państwem a Kościołem, jaki został osiągnięty w pierwszej połowie lat 90. Kilku z nich otwarcie wystąpiło przeciw inicjatywie byłego marszałka Sejmu Marka Jurka, który na początku tego roku dążył do zaostrzenia prawa antyaborcyjnego. Mówili, że prawo, które obowiązuje, nie w pełni ich zadowala, ale jest lepsze od ciągłej wojny w tej sprawie. Wojna prowadzić może do referendum, a jak wiadomo, kwestie przynależące do sumienia nie powinny być poddawane pod głosowanie. Ten rysujący się konsens mogą naruszyć politycy, którym marzy się zmiana konstytucji. Debata nad tą sprawą niejako automatycznie otworzy spór o Invocatio Dei w preambule, nową redakcję zapisu o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich w sferze publicznej, a przede wszystkim o całkowity zakaz aborcji. Jeśli Zgromadzenie Konstytucyjne wpisze do konstytucji propozycje integrystów, pozostanie jeszcze głos społeczeństwa. Nową ustawę zasadniczą zatwierdza się bowiem w referendum. A na to tylko czeka lewica. Dla niej to wymarzony pretekst, by odbudować wpływy, dzieląc społeczeństwo wzdłuż wygodnej dla siebie osi: wolność kobiet i ich prawo do decydowania o sobie versus pełne ubezwłasnowolnienie. Europa versus ciemnogród. Wynik takiego plebiscytu jest dalece niepewny. Wie o tym Episkopat - i dlatego zmian nie chce. Wielu biskupów jest świadomych, że przesunięcie nastrojów społecznych na prawo nie oznacza przyzwolenia większości Polaków na całkowity zakaz aborcji czy też na model zaangażowania politycznego duchowieństwa prezentowany przez Radio Maryja. Dotyczy to zwłaszcza młodego pokolenia, które weszło w dorosłe życie w ostatnich latach. Z tej perspektywy dla Kościoła będzie najlepiej, gdy umilkną wszelkie projekty uszczęśliwiania Polaków nową konstytucją - napisał Czech. Kłopot Kościoła polega na tym, że jego wierni są politycznie podzieleni na dwa zwalczające się obozy. Dla "Naszego Dziennika" PO to liberalno-lewicowy spisek skierowany przeciwko ludziom wierzącym. Z kolei Platforma w kampanii wyborczej prezentowała wizerunek o. Rydzyka jako jeden z symboli czasów, które powinny odejść w niepamięć. Pomiędzy tak napiętymi emocjami trudno o kompromis i współdziałanie. W cytowanym już wywiadzie prymas Glemp pouczał: "Dążenie PiS do moralnego oczyszczenia Polski było słuszne i mam nadzieję, że PO je podejmie. Dziwię się, że teraz wszyscy tak odcinają się od idei IV Rzeczypospolitej. Nie chodzi o numerację, ale odnowa życia społecznego musi być kontynuowana. Rzeczywiście, PiS nie wszystko się udało, ale to nie jest tylko ich wina. (...) Wciąż musimy leczyć się z zakłamania z okresu komunizmu. Próbowało to robić PiS i jestem przekonany, że będzie to robić Platforma. Polacy muszą czuć własną godność, a takie zjawiska jak korupcja ją zabijają". Prymas zdaje się nie dostrzegać, że dla milionów Polaków PiS-owska terapia okazała się gorsza od diagnozy. W plebiscycie, jaki zafundował Jarosław Kaczyński, większość głosujących jednoznacznie odrzuciła pomysł na Polskę, jaką próbował zaaplikować do spółki z Samoobroną, LPR i o. Rydzykiem.

Słowa obecnego metropolity warszawskiego abp. Nycza dowodzą, że tę lekcję Kościół odrobił z nawiązką. Wypowiedź prymasa Glempa - że niekoniecznie. Na tę różnicę można spojrzeć jak na problem bogactwa - Kościół w naturalny sposób odpowiada na sytuację powyborczą, z jej głębokim podziałem na Polskę PO i Polskę PiS. Dlatego stosuje podział ról - jedni biskupi mówią do zbuntowanej przeciwko PiS-owi Warszawy, drudzy do "moherowej" Galicji i Kongresówki. W ten sposób Episkopat nie chce stracić kontaktu z żadną z krain, których istnienie ujawniły wybory. Z krainą wnuków uzbrojonych w telefony komórkowe - i z krainą babć strojnych w moherowe berety. W kampanii wyborczej ze strony Jarosława Kaczyńskiego Kościół doznał pokusy "uduszenia w objęciach miłosnych" - diagnozuje Czech. - Obraz premiera, który wspiął się na jasnogórski ołtarz, by z tej wysokości prowadzić agitację partyjną, na długo zapadnie w pamięć jako ostrzeżenie przed władzą, która za przywileje każe sobie płacić w politycznie wymiernej walucie. Dla stosunku Episkopatu do PiS kluczowe znaczenie będzie miał los o. Rydzyka. Prymas Glemp przypomniał, że Radio Maryja nie było posłuszne wskazaniom biskupów o nieangażowaniu się mediów katolickich po stronie żadnej partii. Dodał przy tym: "Pozostaje pytanie, czy kierownictwo takiej instytucji może spoczywać w ręku jednego duchownego, bez relacji do Episkopatu? Przecież Episkopat powołał gremia do rozmów z tą rozgłośnią. Tymczasem o. Rydzyk odmawia uczestniczenia w ich pracach. Dialog jest pusty, bo nie mamy z kim rozmawiać. Czy bez o. Rydzyka Radio Maryja może nadal istnieć?". Dla rozwiązania tego dylematu prymas przywołał maksymę Włodzimierza Majakowskiego: "Lenin to partia, a partia to Lenin". Znamienne, że Jarosław Kaczyński, krytykując bardzo stanowczą wypowiedź kard. Dziwisza na temat o. Rydzyka, też mówił o jedności osoby i instytucji. Państwo rządzone przez Platformę na ołtarze wchodzić nie będzie. Kościół może być spokojny o swą pozycję, prawa i przywileje. To państwo będzie potrzebowało Kościoła jako autorytetu, którego życzliwa neutralność okaże się pomocna w trudnych momentach. Dla hierarchów rządy PO i jej poparcie wśród ludzi młodych dają nadzieję na to, że Polska nie podzieli losu katolickich Hiszpanii i Irlandii, w których procesy laicyzacyjne przebiegły w wyjątkowo szybkim tempie. Pod władzą Platformy Polska długo jeszcze pozostanie "zawsze wierna" Chrystusowi i Watykanowi. Nie dołączy do europejskiego trendu sekularyzacji i prawnego podważania fundamentów etyki katolickiej. W nadchodzących latach nie dojdzie do wielkich wstrząsów - sprawy będą szły niespiesznym rytmem chrztów, pierwszych komunii, ślubów i pogrzebów. I masowych praktyk religijnych w niedziele i święta. Biskupi mogą słusznie liczyć na to, że w Polsce nadszedł czas Treuga Dei - Pokoju Bożego. Zamilknie szczęk oręża, nadejdzie okres uspokojenia. Episkopat ma na to duże szanse, jeśli tylko radykałowie i integryści nie zechcą zburzyć pokoju w imię swojej wizji Królestwa Bożego na ziemi i własnych ambicji politycznych. Dla polskiego Kościoła wciąż najgroźniejszym wyzwaniem nie jest lewica, lecz jego najgorliwsi z gorliwych sług - podsumowuje Mirosław Czech.