Lustrowanie stygmatyka

Rzeczpospolita/a.

publikacja 05.11.2007 20:19

Włoski historyk sugeruje, że Ojciec Pio mógł fałszować swoje stygmaty. Jako że kanonizowany pięć lat temu przez Jana Pawła II kapucyn otaczany jest we Włoszech szczególną czcią, sprawa wywołała lawinę zajadłych polemik - napisała Rzeczpospolita.

Świętemu mężowi z San Giovanni Rotondo towarzyszyły uwielbienie maluczkich i poważne oskarżenia – przede wszystkim ze strony Watykanu i włoskich hierarchów. Sergio Luzzatto postanowił do nich wrócić w liczącej 410 stron książce „Ojciec Pio: cuda i polityka w XX-wiecznych Włoszech”. Pisał ją sześć lat na podstawie dokumentów procesu beatyfikacyjnego, które Watykan udostępnił mu jako pierwszemu historykowi z zewnątrz. Jak się wywiązał z pokazania fenomenu religijno-społecznego, któremu na imię Ojciec Pio, ocenić teraz nie sposób. Książki jeszcze nie ma w sprzedaży, a wydawnictwo Einaudi udostępniło zaledwie kilka, zapewne najbardziej sensacyjnych, fragmentów. Zakonnik zamawia środki żrąceW rozdziale „Ojciec Pio i tajemnica stygmatów” Luzzatto cytuje z watykańskich dokumentów zeznania aptekarza Valentini Vista i jego kuzynki Marii De Vito złożone przed biskupem Foggii Salvatorem Bellą w 1920 r. Dwa lata wcześniej dr Vista prosił Ojca Pio, by pomodlił się za duszę jego zmarłego brata. Rok później z pielgrzymką do San Giovanni Rotondo udała się Maria. Wówczas Ojciec Pio przekazał przez nią prośbę do aptekarza o dostarczenie 100 g fenolu. Miał też prosić o dyskrecję. Ponieważ fenol jest trujący i wywołuje oparzenia, doktorowi Vista przyszło do głowy, że Ojciec Pio nie potrzebuje specyfiku do dezynfekcji, lecz do sztucznego wywołania stygmatów, z których już wówczas słynął. Tym bardziej że kilka miesięcy wcześniej w neapolitańskim dzienniku „Il Mattino” niejaki prof. Morrica podobnie skomentował plotkę o tym, że w celi Ojca Pio znaleziono zapasy fenolu. Podejrzenie ugruntowały następne prośby mnicha, najpierw o 200 – 300 g fenolu, a potem o 4 czystej weratryny – żrącego środka, wydawanego na receptę. Aptekarza zaniepokoiła ilość zamówionego specyfiku, używanego wyłącznie w dawkach od 1 do 5 mg w 5-proc. stężeniu. Te zeznania wraz z potwierdzającymi je zamówieniami skreślonymi ręką Ojca Pio biskup Foggii przekazał Świętemu Oficjum. Luzzatto pyta: Dlaczego Ojciec Pio starał się o specyfiki i zachowanie dyskrecji, skoro mógł poprosić o receptę na miejscu u lekarza kapucynów? Fetor oszustwaWe włoskich mediach i w Internecie rozpętała się burza. Najostrzej i w dość haniebny sposób zaatakował autora Pietro Stiffi, przewodniczący Katolickiej Ligi Antydefamacyjnej: „Pytamy, jaki skandal wywołałaby społeczność, do której należy Sergio Luzzatto, gdyby katolik wyrażał podobne sądy na temat kwestii dotyczących judaizmu. Pozwalamy sobie zasugerować prof. Luzzatto, by poświęcił swój czas i energię na studiowanie własnej religii”. Luzzatto w wywiadzie dla Radia Watykańskiego tłumaczył, że nie chciał wywoływać polemik ani tym bardziej rozsądzać sprawy stygmatów. Po prostu przedstawił i omówił to, co znalazł w watykańskich dokumentach. Skarżył się, że choć w książce są przedstawione również inne dokumenty i wiele ciekawych spraw, już została ona zdyskwalifikowana, przed publikacją, na podstawie kilku niefortunnie, choć pewnie celowo wybranych przez wydawnictwo do reklamy najbardziej kontrowersyjnych stron.

Być może więc po rozdziale podającym w wątpliwość nadprzyrodzone pochodzenie stygmatów Ojca Pio cytowane są wyniki diametralnie różnych i znanych od lat ekspertyz. Niemniej jednak w opublikowanym fragmencie Luzzatto nie ogranicza się do chłodnej analizy bezstronnego historyka, lecz zajmuje dość wyraźne stanowisko, i to w tonie raczej kpiącym:„Pętla wokół Ojca Pio zaczęła się zaciskać w czerwcu i lipcu 1920 r., zaraz potem gdy Święte Oficjum otrzymało list od o. Agostino Gemelli, wysłanego do Ojca Pio w charakterze eksperta, w którym pisał, że mnich to człowiek o ograniczonym polu świadomości, osoba chora i mistyk nadający się na oddział psychiatryczny. Dwa zaprzysiężone oświadczenia dobrych katolików przed biskupem Foggii rzucają złowieszcze cień na kapucyna. Jak się wydaje, z celi Ojca Pio dobywały się nie tyle zapachy fiołków i świętości, ile kwaśny odór trucizny i fetor oszustwa”. Luzzatto dość jasno sugeruje więc, że Jan Paweł II w 2002 r. w obecności 300 tys. wiernych podczas uroczystości oglądanej w TV przez pół świata kanonizował oszusta. Taka sugestia musiała szczególnie dotknąć Włochów, bo Ojca Pio wymieniają wśród największych postaci chrześcijaństwa XX w. jednym tchem z Janem XXIII, Matką Teresą i Janem Pawłem II. Portrety i pomniki brodatego zakonnika w półrękawiczkach spotyka się tu wszędzie. Obrazki Ojca Pio zatknięte są w okolicach lusterka lub licznika w co drugiej taksówce, bo włoscy taksówkarze uznali go za swego patrona. Spogląda ze ścian warsztatów, sklepów i domów. Z badań przeprowadzonych wśród włoskich katolików wynika, że 70 proc. ma w domu lub w samochodzie obrazek z jakimś świętym. W połowie przypadków jest to Ojciec Pio. Do niego najczęściej zwracają się w modlitwach o wstawiennictwo u Pana Boga. Po całych Włoszech rozsianych jest grubo ponad 300 jego pomników – na miejskich placach, przed kościołami, na trasach górskich wycieczek czy w przydrożnych kapliczkach. Działa blisko 3000 wspólnot modlitewnych Ojca Pio, a także stacja radiowa i telewizyjna Ojciec Pio. Do San Giovanni Rotondo bez przerwy ciągną pielgrzymki. Przedmioty, które miały jakikolwiek związek ze świętym, kupowane są na pniu. 28 października br. w Padwie za 240 tys. euro sprzedano mercedesa 190 D z 1959 r., którym jeździł. Entuzjastami Ojca Pio są m.in. Giulio Andreotti i Andrea Bocelli. W uzdrowicielskie zdolności i świętość Ojca Pio wierzył też Karol Wojtyła (powszechnie znany przypadek uleczenia Wandy Połtawskiej). Rewerencja i dosłowność, z którymi Włosi traktują swoich świętych, wynika z natury ich religijności. Wyraża się ona najżywiej właśnie w kultach i procesjach. W dzień patrona wsi, miasteczka czy metropolii ulicami ciągną pochody jak u nas w Boże Ciało. Włoski katolicyzm w swoich objawach jest niezwykle radykalny i spontaniczny. Wiele w nim średniowiecznych tradycji – biczowania, czynów pokutnych. W Neapolu od XIII wieku do dziś ludność dwa razy do roku czeka na cud skroplenia zastygłej w ampułkach krwi św. Januarego. W życiu codziennym przekłada się to na zachowania zgoła niekonwencjonalne. Tylko we Włoszech można bez żenady poprosić księdza, żeby w czasie wizyty pobłogosławił kota albo rybki w akwarium. Tylko włoski trener piłkarski (Giovanni Trapattoni), gdy drużynie idzie źle, kropi ławkę wodą święconą. O ile wszyscy katolicy uznają cuda, o tyle we Włoszech wierzy się w nie jakby głębiej. Pewnie dlatego podawanie w wątpliwość stygmatów Ojca Pio spotkało się z tak powszechnym oburzeniem. To, co o Luzzatto wypisują teraz włoscy internauci, nie nadaje się do druku. Tym bardziej że nawet ci, którzy uważają kult Ojca Pio, przypisywane mu zdolności lewitacji, bilokacji, roztaczania wokół aromatu róż i fiołków, przepowiadania przyszłości i licznych uzdrowień za jeden wielki zabobon, wobec zagadki stygmatów są bezradni.

Na ciele Ojca Pio stygmaty pojawiły się po raz pierwszy w 1910, a potem w 1918 r., by w niewytłumaczalny sposób zniknąć dopiero w chwili śmierci. W liście z 22 października1918 r. Ojciec Pio napisał: „Stało się to rankiem 20 września 1918 roku. Byłem na chórze, po odprawieniu Mszy Świętej, gdy niespodziewanie ogarnął mnie błogi spokój podobny do miłego snu. Wewnątrz mnie i wokół panowała głęboka cisza, przejął mnie pokój i potem w mgnieniu oka odczułem nagle całkowite opuszczenie wraz z kompletnym oderwaniem się od wszystkiego. Gdy to się działo, zobaczyłem tajemniczą postać, podobną do tej, którą już widziałem 5 sierpnia, jedyna różnica była w tym, że z Jego rąk, nóg, i z boku kapała krew. Ten widok przestraszył mnie: tego, co czułem w tym momencie, nie da się opisać. Myślałem, że umrę – i umarłbym – gdyby Pan nie interweniował i nie podtrzymał mego serca, które omalże nie rozsadziło mi piersi. Zjawisko zniknęło, a ja zdałem sobie sprawę, że moje ręce, stopy i bok były przebite i sączyły krew. Możesz wyobrazić sobie mękę, jaką odczuwałem wówczas i jaką niemalże odczuwam każdego dnia. Rana serca nieprzerwanie krwawi, zwłaszcza od czwartku wieczór do soboty. Mój Boże, umieram z bólu, męki i wstydu, jaki odczuwam w głębi duszy. Boję się, że wykrwawię się na śmierć! Mam nadzieję, że Bóg słyszy moje jęki i odwróci tę rzecz ode mnie”„. Wieść o stygmatach Ojca Pio rozeszła się po Italii lotem błyskawicy. Święte Oficjum natychmiast wysłało do zbadania sprawy swego eksperta, franciszkanina Agostina Gemellego (którego imieniem nazwano potem słynną rzymską klinikę), wykształconego lekarza i psychologa. W druzgocącym raporcie nie pozostawił na Ojcu Pio suchej nitki. Stygmaty uznał za oszustwo, mimo, a może właśnie dlatego, że Ojciec Pio mu ich nie pokazał, żądając upoważnienia na piśmie od władz kościelnych. Niemniej jednak na podstawie tego raportu abp Mafredoni Pasquale Gagliardi ogłosił, że Ojciec Pio „wywołuje stygmaty kwasem azotowym, a potem perfumuje je wodą kolońską”. Potem badało je wielu lekarzy. Pierwszym w 1918 r. był profesor Luigi Romanelli. W świadectwie napisał: „W boku zauważyłem wyraźne nacięcie, równoległe do żebra, długie na siedem do ośmiu centymetrów. Rana mocno krwawi, a krew ma charakter tętniczy”. W dwa miesiące później, na prośbę władz kościelnych, do San Giovanni Rotondo przybył prof. Amico Bignami, kierownik katedry patologii na Uniwersytecie w Rzymie. Doszedł do tych samych wniosków, choć tłumaczył przyczyny „patologią neurotyczną”, cokolwiek by to miało znaczyć. Nieco później dr Festa doszedł do wniosku, że medycyna nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć przyczyn powstawania stygmatów. Wreszcie z inicjatywy Bignamiego zrobiono eksperyment. Rany Ojca Pio zabandażowano, a bandaże opieczętowano. Po ośmiu dniach się okazało, że rany krwawią obficiej niż dawniej. Ostatnie badanie zrobił dr Festa w 1925 r. i napisał: „Badając teraz rany, które miałem okazję badać przed pięciu laty, spostrzegłem, że mają one charakter identyczny z tymi, które opisałem w pierwszych moich relacjach”. Potem zarzucano Ojcu Pio związki z kobietami i malwersacje. Z polecenia władz kościelnych zamontowano mu po kryjomu podsłuch w celi, od-dzielono od wizytujących i spowiadających się kratą. Ale do stygmatów już nikt nie wracał. Zrobił to dopiero teraz prof. Luzzatto. Sam Kościół do stygmatów podchodzi ostrożnie. Odnotował 300 takich przypadków. W sumie kanonizowano blisko 80 stygmatyków, ale nadprzyrodzone pochodzenie tajemniczych ran Kościół uznał jedynie w trzech przypadkach: św. Franciszka z Asyżu, Katarzyny ze Sieny i niemieckiej mistyczki Katheriny Emmerich. W sprawie stygmatów Ojca Pio Watykan milczy do dziś.