Syndrom niewiedzy kontra publicysta

Rzeczpospolita/a.

publikacja 06.11.2007 20:13

Niektórzy publicyści grają Kościołem w Polsce. I uważają się przy tym za najwierniejszych jego synów. Taki przypadek stanowi redaktor Tomasz P. Terlikowski - pisze w Rzeczpospolitej rzecznik prasowy abp. Dziwisza ks. Robert Nęcek. Odpowiada mu publicysta Rzeczpospolitej.

Ks. Nęcek napisał: W czasie kampanii wyborczej milczałem, ale dziś chcę się podzielić smutną refleksją. Z wielką zadumą i rosnącym smutkiem przeczytałem teksty redaktora Tomasza P. Terlikowskiego „Kardynał Dziwisz i Donald Tusk” zamieszczony w jego blogu 18 października 2007 roku i „Kościół wciągnięty w partyjną wojenkę” zamieszczony 24 października na łamach „Rzeczpospolitej”. Moje zniechęcenie wynika z zafałszowania i jednostronnego ukazania faktów. Autor w bezwzględny sposób recenzuje spotkania metropolity krakowskiego w czasie tegorocznej kampanii wyborczej i snuje tezy o uwikłaniu pasterza Kościoła w bieżącą politykę. Ale zostawmy styl pracy głównego recenzenta działań Kościoła katolickiego w Polsce. Zastanówmy się raczej nad zarzutami. Otóż redaktor Terlikowski stwierdza, że kardynał Stanisław Dziwisz, spotykając się z szefem Platformy Obywatelskiej Donaldem Tuskiem w przeddzień wyborów, zlekceważył zasady nieangażowania się politycznego Kościoła katolickiego w kampanię. Z tego zaś wynika, że od teraz wszystkie zarzuty kierowane w tej sprawie do Radia Maryja można będzie traktować nie jako wyraz duszpasterskiej troski o jedność Kościoła, ale jako atak na środowisko, które wspiera polityków niemiłych kardynałowi. Można byłoby się z tym zgodzić, gdyby nie fakt, że dzień wcześniej metropolicie krakowskiemu wizytę złożyli przedstawiciele PiS – minister sportu i turystyki Elżbieta Jakubiak i minister koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann, a jeszcze wcześniej w Krakowie przebywała pani wicepremier Zyta Gilowska. W tym czasie byli również obecni przedstawiciele PSL, nie mówiąc o wrześniowej wizycie szefa Bundestagu i przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Niestety, o tych spotkaniach nie ma wzmianki w soczystych tekstach redaktora „Rzeczpospolitej”. Dziwne, że wielu dziennikarzy o tych faktach wiedziało, a jedynie redaktor Terlikowski był niedoinformowany. Inne zarzuty pana redaktora dotykają historii. Autor stwierdza, że kard. Dziwisz promował jedną partię (PO), głosząc dla niej słynne rekolekcje w Łagiewnikach. Otóż takie stwierdzenie mija się z prawdą. Metropolita nie głosił żadnych rekolekcji. W 2005 roku wygłosili je dwaj krakowscy księża – ks. prof. Jacek Urban i ks. prof. Grzegorz Ryś. Natomiast 20-minutowe spotkanie na ul. Franciszkańskiej 3 odbyło się na wyraźną prośbę samych posłów. Należy jednak pamiętać, że nie tylko ta polityczna formacja przybyła z delegacją na spotkanie do domu arcybiskupów krakowskich. Innych spotkań z politykami było w okresie ostatnich dwóch lat bez liku. Ale chcemy zapytać: czy autora znowu opanowała „twórcza” amnezja? Najśmieszniejszy zarzut dotyczy rzekomego poparcia kandydatury Hanny Gronkiewicz-Waltz na stanowisko prezydenta Warszawy. Pan Terlikowski pisze: „kardynał Dziwisz wsparł kandydatkę na prezydenta Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, wykorzystując do tego autorytet Jana Pawła II”. Na czym ma polegać kardynalskie poparcie wykorzystujące autorytet papieża w wyborach na urząd w Warszawie? Nie jest tajemnicą, że Jan Paweł II darzył wielką sympatią dwie damy z kręgów polityki o tym samym imieniu – Hannę Gronkiewicz-Waltz i Hannę Suchocką. Niejednokrotnie dawał temu wyraz w Watykanie, podkreślając ich zasługi dla spraw ojczyzny i szacunek, jakim się cieszą na arenie międzynarodowej. Słyszałem już o tym, gdy studiowałem w Rzymie. Czy więc ta „krucjata” publicysty wobec jednej z nich ma sens? Czy jego sądy nie są wypowiadane pochopnie? Czy źródła, z których korzysta, nie są podtrute emocjami i określonymi wyborami ideologicznymi?

Pan redaktor Terlikowski niejeden raz wypowiadał się w telewizji na temat właściwego przekazu informacji. Udzielał rad i mocno rozdawał razy. Wypowiadał pikantne opinie, reformował Kościół i malował zdecydowanymi barwami jego pasterzy. Jako publicysta miał – i ma – do tego prawo. Jednak jako czytelnicy nie możemy być w ten sposób traktowani i winniśmy mieć możliwość poznania całej prawdy! I proszę o to pana redaktora w imię etyki zawodu dziennikarza i w imię przykazań. Proszę tym samym o wrażliwość opinii publicznej na podobne opinie. Szukajmy w nich powodów, dla których są pisane… Swoją odpowiedź Tomasz P. Terlikowski zatytułował: "Niewdzięczna jest rola rzecznika" Rolą rzecznika prasowego jest obrona swojego pracodawcy. Dlatego tekst ks. Roberta Nęcka mnie nie dziwi – odpowiada publicysta Rzeczpospolitej. Jeśli w trakcie czytania tekstu księdza Nęcka miałem jakieś uczucie – to było nim zażenowanie. Trudno patrzeć, jak duchowny dla obrony swojego pracodawcy sięga po argumenty ad personam. A gdy brakuje konkretów, to sięga po insynuacje. Rozumiem, że to cena, jaką ks. Nęcek jest skłonny płacić. Nic mi do tego, więc nie będę się odwoływał, jak mój adwersarz, do przykazań. Nie mogę jednak bez odpowiedzi zostawić zarzutów, które rzecznik prasowy krakowskiej kurii mi stawia. Najmocniejsze z nich to niewiedza i/lub polityczne uwikłanie, które ma czynić mnie niewiarygodnym dla opinii publicznej. Cóż, nie ukrywam, że jeśli chodzi o znajomość programu dnia kardynała Dziwisza, to rzeczywiście daleko mi do jego rzecznika prasowego. Dysponuję tylko wiedzą, jaką przekazują media oraz biuro prasowe. I tak się złożyło, że przed wyborami słychać było wyłącznie o spotkaniu metropolity z Donaldem Tuskiem (sygnalizował to również Bogumił Łoziński z „Dziennika”). O pozostałych spotkaniach było cicho. Nie mnie sądzić, kto ponosi za to odpowiedzialność. Być może politycy PiS byli bardziej dyskretni i nie chcieli wciągnąć kardynała w partyjną wojenkę. Dla mnie nie ulega jednak wątpliwości, że w okresie przedwyborczym metropolita w ogóle nie powinien się spotykać z politykami. Szczególnie zaś powinien unikać – na dwa dni przed wyborami – spotkania z liderem jednej z dwóch głównych partii rywalizujących o zwycięstwo. Takie spotkanie siłą rzeczy nabiera bowiem polityczno-partyjnego charakteru. Podobnie jak – wcześniejsze – ale równie nagłośnione spotkanie kardynała z Ryszardem Krauzem. Tylko człowiek zupełnie nieznający się na mediach może tego nie zauważać. Podobnie trzeba potraktować uwagi na temat Hanny Gronkiewicz-Waltz i powszechnej ponoć w Rzymie wiedzy o sympatii dla niej Jana Pawła II. Otóż, nie każdy Polak – choć ks. Nęcek zdaje się tego nie zauważać – miał okazję studiować w Rzymie i obracać się w kręgach kurii rzymskiej. Nie każdy musi też o tej sympatii wiedzieć. Ale nawet gdyby każdy to wiedział, to przypominanie tego akurat w czasie kampanii wyborczej trudno interpretować inaczej niż jako poparcie. Nie sposób także poważnie traktować porównania spotkań kardynała Dziwisza z politykami (które zresztą, także na łamach „Rzeczpospolitej” krytykowałem) z rekolekcjami dla posłów PO. Materiałem do adekwatnych porównań mogłyby się stać dopiero rekolekcje dla innych partii. Takich zaś nie było. Być może to przypadek, ale połączony z innymi przypadkami może służyć do wyciągania publicystycznych wniosków. I wreszcie ostatnia kwestia: powodów, dla których te wnioski są formułowane. Odpowiedź jest prosta. Są one próbą – nie mnie oceniać, na ile udaną – opisania polskiego Kościoła. Podobnie prosta jest odpowiedź na pytanie o to, jakie jest źródło opinii wyrażanych przez ks. Nęcka – jest nim fakt bycia rzecznikiem prasowym.