Pamięć czy tożsamość? (debata)

Joanna Kociszewska

publikacja 07.11.2007 13:34

W ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej odbyła się debata na temat „Pamięć czy tożsamość. O powołaniu i historii." Uczestniczyli w niej o. Jacek Salij, dominikanin, Bronisław Wildstein, Piotr Dardziński i Marek A. Cichocki.

Kanwę do dyskusji stanowiła książka Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”. Tytuł debaty, w którym pojawiła się alternatywa, był z jednej strony prowokacją, z drugiej – przyczynkiem do dyskusji o tym, czy pamięć jest tożsamości potrzebna, czy można budować tożsamość niezależnie od pamięci i dowolnie ją kształtować. Jakie jest miejsce pamięci w tożsamości? Dyskutanci wyszli z założenia, że pamięć jest konieczna dla tożsamości. „Nie ma tożsamości bez pamięci” – mówił Bronisław Wildstein. Stawiali pytania o to, czym jest pamięć, jak wpływa na tożsamość, ale także jak dziś budować swoją tożsamość i jak ją przekazywać swoim dzieciom. Podkreślono, że słowo pamięć, to nie tylko pamięć osobista, ale też pamięć we wspólnocie, pamięć człowieka jako członka pewnej wspólnoty, a w końcu – pamięć najbardziej podstawowa, choć może nieuświadamiana, pamięć Tego, na którego obraz i podobieństwo zostaliśmy stworzeni. Ciekawe wydawały mi się stwierdzenia, że współczesny świat oczekuje niejako wyrzeczenia się pamięci i budowania swojej tożsamości we wspólnotach większych, niż narodowe. Wskazano jednak, że to oczekiwanie nie nowe, tego typu próby budowania jedności przez wyrzeczenie tożsamości można dostrzec w historii przed 2000 laty. Warto chyba podkreślić intuicje, że historia nie jest tylko czymś, co działo kiedyś. Historia dla nas istnieje wówczas, gdy jest jakąś naszą teraźniejszością. To ona nas kształtowała, także wtedy gdy nie mieliśmy możliwości wyboru, gdy w danych sytuacjach byliśmy po prostu stawiani. Teza Bronisława Wildsteina, który mówi o szlifowaniu nas przez pewne determinizmy, przez daną nam historię życia, i wskazuje na brak wolności w kształtowaniu samego siebie budzi jednak mój głęboki sprzeciw. Owszem – nie możemy stać się dowolnie wymyśloną postacią, nie możemy z zupełną i nieskrępowaną swobodą wybrać, kim będziemy. Niemniej nigdy nie ma tak, byśmy nie mieli wyboru. Kształtuje nas nie tyle sytuacja, co konieczność odpowiedzi na nią i sposób tej odpowiedzi. Ludzie, których nie tylko spotykamy, ale których niejako doświadczamy. Na to, by doświadczyć drugiego człowieka, by jego doświadczenie w pewnym stopniu stało się naszym, trzeba pozwolić.

Warto jednak zauważyć, że chodzi nie tylko o odpowiedzialność za teraźniejszość, ale także za przeszłość. Nasza tożsamość rodzi się także z odpowiedzi na naszą przeszłość i przeszłość wspólnot, do których należymy. Piękny przykład stanowiła opowieść z życia Karola Wojtyły, jeszcze arcybiskupa krakowskiego. W młodości, gdy grał w teatrze, w pewnej sztuce grał Bolesława Śmiałego, w konflikcie z biskupem Stanisławem. Na pierwszym przedstawieniu zagrał go tak, że publiczność w większości stanęła po stronie króla. W kolejnym bardzo stonował, a osobom mającym do niego pretensję tłumaczył, że zrozumiał, że gra niejako spowiedź króla, a nie broni jego racji. Wiele lat później jako arcybiskup Krakowa, następca św. Stanisława, wracając z Rzymu zatrzymał się na grobie Bolesława Śmiałego i odprawił na nim Mszę Św. Dla Jana Pawła II pamięć wspólnoty, której był przedstawicielem, była jego teraźniejszością. On – jako biskup Krakowa – chciał ofiarować Mszę Św. za kogoś, kto biskupa Krakowa zamordował. Nie miało znaczenia, że stało się to wiele stuleci wcześniej. On – głowa Kościoła katolickiego – przepraszał za grzechy Kościoła, także te popełnione przed wiekami. Ta część historii, ta pamięć wspólnoty domagała się zakończenia. Przebaczenia. Zadośćuczynienia. Dla niego ta historia nie była tylko przeszłością, nad którą można przejść do porządku dziennego. On nie mówił, że to było dawno, już jest nieaktualne i wszyscy powinni zapomnieć. On – traktując przeszłość jako element teraźniejszości – na nią odpowiadał. Ten wątek podjął też wspaniale o. Salij, wskazując że pamięć to też problem pojednania się z samym sobą. Powołał się przy tym na refleksje Karla Jaspersa. Ten filozof - mówił - który z całą jednoznacznością zdawał sobie sprawę, że jego ojczyzną są Niemcy, kraj który w czasie wojny dopuścił się rzeczy strasznych, podjął trudny problem pojednania Niemców z samymi sobą po tym, co się stało, podjął wielkie zadanie zrozumienia, co się stało i skruchy. Właśnie po to, żeby się nie rozmyć w bylejakości, żeby nie podjąć nierzetelnej ucieczki od swojej tożsamości. „Gdyby czyjś rodzony brat stał się mordercą, to nie jest powód do wyrzeczenia się go, ale wielkie zadanie.” – dodał, podając inny przykład. To ten sam sposób patrzenia na pamięć i tożsamość, który swoim życiem, nie tylko książką, potwierdzał Jan Paweł II.

Piotr Dardziński stwierdził, że tożsamość jest dziedzictwem, ale też przetwarzaniem tego dziedzictwa. Z pierwszą częścią tej wypowiedzi się nie zgadzam. Tożsamość nie jest dziedzictwem. Ona wyrasta z dziedzictwa, dziedzictwo niejako rodzi człowieka (Jan Paweł II w książce Pamięć i tożsamość wskazywał na bliskość słów naród i rodzenie). Jednak nie wystarczy się urodzić, trzeba jeszcze dojrzewać. Dziedzictwo jest tym, z czego rodzi się tożsamość człowieka, ale sytuacje przed którymi stajemy, ludzie których spotykamy i wybory których dokonujemy są tym dojrzewaniem, które ostatecznie decyduje o jej kształcie. W tym kontekście wydaje mi się, że nie można mówić o przekazaniu tożsamości dzieciom. To, co można im dać, to właśnie dziedzictwo. Można je urodzić. Ale to, kim będą, zależy od ich własnych wyborów. W końcu – tożsamość człowieka skupia w sobie wiele różnych. Tożsamość członka rodziny, wspólnoty, klasy, nie wyklucza tożsamości jako Polaka, Europejczyka, obywatela świata. To tylko coraz szersze kręgi wspólnoty doświadczeń i zarazem szersze kręgi odpowiedzialności. Jeśli uważam się za Polkę, nie wyrzekam się bycia córką czy siostrą. Nie ma powodu, bym uważając się za Europejczyka (Europejkę? niektóre słowa w formie żeńskiej brzmią co najmniej dziwnie…) wyrzekała się przynależności do innych wspólnot, które stanowią element mojej tożsamości. A jednocześnie byłoby bardzo źle, gdyby – jak powiedział o. Salij – tożsamość kogoś jako mieszkańca danego miasta w Polsce przeszkadzała mu w byciu Polakiem. Można to przenieść także na każde „wyższe piętro”.