Biskup przyznaje się do korzystania z pomocy SB

Głos Wielkopolski/a.

publikacja 13.11.2007 05:11

Służba Bezpieczeństwa miała agenta we władzach największego polskiego zgromadzenia zakonnego. Wiele wskazuje na to, że mógł być nim późniejszy biskup, ks. Stanisław Stefanek. Obecny bywalec Radia Maryja i obrońca abp. S. Wielgusa przyznał się nam do częstych spotkań z wysokimi funkcjonariuszami bezpieki oraz korzystania z pomocy SB w stanie wojennym - napisał Głos Wielkopolski.

Od "swojego" oficera dowiedział się, że zostanie biskupem. Dwa tygodnie temu w reportażu "Zakon na usługach SB", przedstawiliśmy okoliczności współdziałania w 1980 roku władz Towarzystwa Chrystusowego (TChr) z bezpieką - pisze Głos Wielkopolski. - Prześladowano nowicjuszy o antypaństwowych poglądach. Złamano powołanie zakonne, ujawniano tajemnice kościelne. Jedna z ofiar, Jan J. dopiero od nas, po 27 latach, dowiedział się, że był celem gry bezpieki prowadzonej rękami duchownych. Zachowane dokumenty tłumaczą, dlaczego zakon był tak podatny na działania SB. – Oni byli dobrze poinformowani o tym, co się dzieje w TChr – przyznaje ks. Czesław Kamiński, były generał zakonu, ale nie dopuszcza, by w zgromadzeniu byli agenci. Tymczasem z zachowanej dokumentacji wynika, że w prześladowaniu nowicjusza wykorzystano przynajmniej dwóch tajnych współpracowników. Jeden z nich, TW "Staszek" należał do ścisłych władz zgromadzenia. Informacje od niego dotyczyły decyzji kierownictwa, o których nie powiadamiano innych członków zgromadzenia. Kim był agent? Przed ponad dwoma laty jeden z poznańskich dziennikarzy był przypadkiem świadkiem rozmowy dwóch byłych funkcjonariuszy SB. Z tego co mówili, wynikało, że od dawna nie utrzymywali kontaktu. Padło pytanie: "A co robi ten, co jego zakonnik został przed sierpniem osiemdziesiątego biskupem?". Śmiali się, że dostał tylko marny medal, bo stracił swojego agenta, gdyż wysłano go z Poznania. Zyskał na tym jego szef. Miał otrzymać bardzo wysoki awans. W rozmowie nie padło żadne imię, nazwisko ani kryptonim. Treść podsłuchanego dialogu była enigmatyczna. Sprawdzenie strzępków informacji nic nie dało. W kościelnych wykazach biskupów z Poznania jest tylko jeden konsekrowany przed podpisaniem Porozumień Sierpniowych 1980 roku – bp. Stanisław Napierała. Nie mogło chodzić o niego, gdyż został on w Poznaniu aż do 1992 roku, poza tym nie był zakonnikiem. Sprawa była zagadkowa, aż do czasu, gdy podczas realizacji wniosków badawczych w IPN natrafiliśmy na akta spraw dotyczących TChr i nie uzyskaliśmy dostępu do teczek personalnych funkcjonariuszy. Relacje i dokumenty wskazują na to, że eSBecy nie fantazjowali. Okazało się, że przed Sierpniem 1980 roku oprócz ks. Stanisława Napierały powołano na biskupa jeszcze jednego kapłana z Poznania. Był nim ks. Stanisław Stefanek pełniący od 1976 roku funkcję wikariusza generalnego TChr. Duchownego natychmiast przeniesiono z Poznania do Szczecina, dlatego w kościelnych rejestrach nie figuruje jako hierarcha poznański. Z biskupem Stefankiem rozmawialiśmy w jego rezydencji w Łomży. Było to – jak nas poinformował – po sprawdzeniu przez Kościelną Komisję Historyczną dotyczących go dokumentów. – Jak te IPN-owskie rzeczy zaczęły się dziać, to zastanawiałem się, co jest w mojej teczce. Prosiłem Komisję Historyczną, by sprawdziła, czy jestem notowany w spisie TW – oświadczył duchowny. Komisja, ku zaskoczeniu biskupa, niewiele znalazła. Czy dlatego rozmawiał z nami tak swobodnie? Hierarcha nie wiedział, że istnieją dokumenty, do których kościelni badacze nie dotarli. – Miałem stałego stróża z SB, gdy byłem wikariuszem generalnym. Był kapitanem. Ja te rozmowy traktowałem z humorem. Nie przypuszczałem, by mój rozmówca brał je na poważnie – twierdzi biskup. Czy duchowny był TW "Staszkiem"? Nasuwa się to podczas analizy jednego z donosów. Agent relacjonował SB, że decyzję o odłożeniu wyrzucenia nowicjusza podjęło trzyosobowe grono – ks. Czesław Kamiński, ks. Stanisław Brzostek i ks. Stefanek. Treść raportu TW nie pozostawia wątpliwości, że był on jedną z tych trzech osób. Tylko one miały tak dokładne informacje oraz znały szczegółowe uzasadnienie podjętych decyzji.

Jawnie wtedy uległe wobec władz postępowanie ks. Kamińskiego wyklucza, by on był TW. Gdyby był agentem – sprawę kolportującego ulotki nowicjusza bezpieka załatwiłaby od ręki. Tajnym współpracownikiem nie mógł być też ks. Brzostek. Nie był on chętny do dzielenia się swoją wiedzą nawet przed generałem. "Przełożony nowicjatu, ks. Brzostek będący uczestnikiem rozmowy (...) przemilczał fakt posiadania informacji o osobistym zaangażowaniu się Jana J. w działalność antysocjalistyczną" – odnotował 9 lutego 1980 roku ppłk Edward Giera, szef antykościelnego IV Wydziału. Z trójki decydentów w kręgu podejrzeń pozostaje zatem ks. Stefanek... Pokazaliśmy duchownemu zdjęcia kilku oficerów z poznańskiej "czwórki" - relacjonuje Głos Wielkopolski. - Biskup Stefanek wskazał na Włodzimierza Sawczaka (zajmującego się w SB zakonami) jako tego, z którym prowadził rozmowy w Poznaniu. Zastanawiające, że pod informacją uzyskaną od TW "Staszka" jest podpis właśnie... kpt. Sawczaka. Także inne okoliczności odpowiadają podsłuchanej rozmowie. Na okres wyświęcenia biskupa przypadają awanse oficerów „czwórki" z Poznania. Ppłk Giera, szef wydziału IV w Poznaniu we wrześniu 1980 roku został awansowany na komendanta SB w Rzeszowie. Był to najwyższy w tamtych okresie awans w poznańskiej bezpiece. W okresie, kiedy ks. Stefanek został biskupem, zyskał także kpt. Sawczak. W sierpniu 1980 roku został szefem sekcji w wydziale IV, a trzy tygodnie później otrzymał Brązową Odznakę „W Służbie Narodu" przyznawaną w PRL wyróżniającym się pracownikom resortu MSW. – Któregoś dnia powiedział mi, że od przyszłej wizyty będzie opiekował się mną ktoś inny. Miał to być pułkownik z Warszawy. Kapitan powiedział "wami to już zajmują się pułkownicy z centrali". Zapytałem, co to znaczy, a on "niech ksiądz nie udaje, przecież ksiądz wie, że szykuje się istotna zmiana". Wtedy nie wiedziałem, że zostanę biskupem, ale on już wiedział. Potem przedstawił mi tego pułkownika. Złożył mi on nie tylko wizytę w Poznaniu, ale był też na święceniach w Szczecinie – relacjonuje bp Stefanek. – Tak wyglądała klasyczna zmiana oficera prowadzącego agenta – ocenia dr hab. Jan Żaryn, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Co ciekawe, TW „Staszek" zniknął po roku 1980 z wykazu poznańskiej agentury Wydziału IV SB. Odpowiada to przenosinom ks. Stefanka. Biskup twierdzi, że pułkownik nachodził go w Szczecinie z propozycjami pomocy. Skorzystał z nich po ogłoszeniu stanu wojennego. Otrzymał dzięki eSBekowi przepustkę na poruszania się autem po całym kraju – co było wtedy niezwykle trudne do uzyskania. Duchowny twierdzi, że nie pamięta, jak nazywał się "jego" pułkownik. W trakcie rozmowy zdradził jednak, że wie, iż zajmujący się władzami kościelnymi Zenon Płatek (wtedy pułkownik) używał w kontaktach operacyjnych rodowego nazwiska "Potocki". Skąd duchowny jest w posiadaniu tak poufnej informacji? Czy to właśnie płk Płatek był na święceniach biskupa? Duchowny podał nam uzasadnienie częstych rozmów z SB. – To było oficjalnie ustalone. Do moich obowiązków należały takie kontakty – mówi biskup. Wersja ta jest sprzeczna z relacją jego byłego przełożonego. – Nikogo nie wyznaczyłem. Jak mieli jakieś sprawy, to szli do mnie – powiedział nam ks. Kamiński. Zaprzecza też, że były to (jak tłumaczy biskup) rutynowe wizyty. – Z SB przychodzili tylko wtedy, gdy dochodziło do poważnych wydarzeń z udziałem jakiegoś chrystusowca – twierdzi były generał zgromadzenia. Czy bp Stefanek był agentem, czy też z powodu swoich częstych, niewymuszonych kontaktów był przez SB traktowany jako jej człowiek? - zastanawia się Głos Wielkopolski. - Trudno to rozstrzygać, bo zasoby archiwalne IPN są wciąż w znacznym stopniu niezbadane. Wiele wskazuje jednak na to, że kontakty duchownego wykraczały poza granice zalecane przez władze Kościoła - kończy gazeta.