Zbawieni w nadziei: nowa encyklika Benedykta XVI (omówienie)

jk

publikacja 30.11.2007 14:31

Benedykt XVI po raz kolejny dotyka tego, co dla życia człowieka najistotniejsze. Człowiek bez nadziei żyć nie może. „Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości" - stwierdza papież już na początku nowej encykliki.

Dziś o godzinie 12:00 w Watykanie ogłoszono drugą encyklikę Benedykta XVI – Spe salvi, czyli: „W nadziei zostaliśmy zbawieni”. Benedykt XVI po raz kolejny dotyka tego, co dla życia człowieka najistotniejsze. Człowiek bez nadziei żyć nie może. „Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości” – stwierdza papież już na początku nowej encykliki. Ojciec Święty pisze o małych nadziejach, które jednak nigdy nie dają pełnego zaspokojenia, i o wielkiej Nadziei, nadziei na wieczność, która nie będzie tylko ciągiem dni kalendarzowych, ale chwilą, w której „pełnia obejmuje nas, a my obejmujemy pełnię.” Papież szeroko mówi też o zagrożeniach nadziei. Co dziś ludziom zabiera nadzieję? Ks. prof. Henryk Seweryniak (UKSW) wymienił kilka takich obszarów, wskazanych w encyklice. Pierwszy, to nadzieja błędnie ulokowana – w doczesności, nie wieczności. Benedykt XVI pisze, że dziś często człowiek odrzuca wiarę, gdyż życie wieczne nie wydaje mu się godne pragnienia, wybiera doczesność. „Czy naprawdę tego chcemy – żyć wiecznie?” – pyta. Świat próbuje zastąpić chrześcijańską wizję nadziei wizją postępu. To drugie zagrożenie. Postęp, w którym osiągnięcia ludzi się nakładają, jest możliwy jedynie w sferze materialnej. Postęp duchowy i moralny każde pokolenie – de facto każdy człowiek – osiąga od początku. Owszem, korzysta z doświadczeń poprzednich pokoleń, ale zawsze może to odrzucić. Nikt nigdy nie decyduje za nas, w takim bowiem przypadku nie bylibyśmy już wolni. Nadzieja złożona w postępie zawodzi. „Kto obiecuje lepszy świat, który miałby nieodwołalnie istnieć na zawsze, daje obietnicę fałszywą; pomija ludzką wolność. Wolność musi być wciąż zdobywana dla dobra.” – pisze Ojciec Święty. Otwarciem na nadzieję, źródłem nadziei jest spotkanie z miłością. Miłość dana człowiekowi – pisze papież – jest jednak krucha, gdyż może zostać zniszczona przez śmierć. „Człowiek potrzebuje miłości bezwarunkowej. Potrzebuje tej pewności, która pozwala powiedzieć: ‘Ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, […] ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Jezusie Chrystusie.” W tym sensie – pisze Benedykt XVI – „kto nie zna Boga, chociażby miał wielorakie nadzieje, w gruncie rzeczy nie ma nadziei”.

Na pytanie, jak uczyć się nadziei, odpowiada druga część encykliki. Papież mówi o modlitwie, działaniu i cierpieniu. Modlitwa – jak wskazywał bp Stanisław Budzik - otwiera ludzkie serca na przyjęcie Bożej łaski, otwiera na innych i nie pozwala chować się w prywatnym kącie własnego szczęścia. Nadzieja ćwiczy się w działaniu. „Każde poważne i prawe działanie człowieka jest czynna nadzieją. Jest nią przede wszystkim w takim sensie, że w ten sposób usiłujemy wypełnić nasze małe i wielkie nadzieje […]”. Jednak nasze działanie, ograniczone przez to, co osiągalne w danych warunkach, bardzo szybko redukuje nadzieję, jeśli nie jest zakorzenione w tej wielkiej nadziei, której światła nie mogą zgasić ani małe osobiste niepowodzenia, ani wielkie klęski. Nadzieja kształtuje się w cierpieniu. To zdolność akceptacji cierpienia prowadzi do odnalezienia sensu przez zjednoczenie z Chrystusem. „Właśnie tam, gdzie ludzie […] starają się uchylić od wszystkiego, co może powodować ból […] staczają się w życie puste.” Życie, w którym „dominuje poczucie braku sensu i zagubienia”. Miarą człowieczeństwa jest stosunek do cierpienia i człowieka cierpiącego. Społeczeństwo, które cierpiących nie chce zaakceptować, pomóc im i w ich cierpieniu współuczestniczyć, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. W końcu dochodzimy do źródła chrześcijańskiej nadziei. Jest nią (czy jeszcze o tym pamiętamy?) Sąd Ostateczny. „Niektórzy teologowie uważają – pisze Benedykt XVI – że ogniem, który spala a równocześnie zbawia, jest sam Chrystus. […] Spotkanie z Nim przepala nas, przekształca i uwalnia, abyśmy odzyskali własną tożsamość.” I nieco dalej: „W chwili Sądu Ostatecznego doświadczamy i przyjmujemy, że Jego miłość przewyższa całe zło świata i zło w nas.” Czy trzeba jeszcze innego źródła nadziei, niż to, które odnajdujemy w łasce i sprawiedliwości Boga? W miłości, która przekracza wszelkie zło, to które nas dotyka i to, którego się dopuszczamy? Nie można się oprzeć refleksji, że to spotkanie z Miłością – Bogiem, który zbawia - jest dla nas możliwe już dziś. W nadziei już jesteśmy zbawieni (Rz 8,24), to pierwsze słowa tej encykliki…