Katowani kolędami

Dziennik/a.

publikacja 08.12.2007 06:32

Werbelki, dzwoneczki, tubalne ho ho ho - i tak przez kilkanaście godzin na dobę. To, co dla klientów ma być przyjemnym dodatkiem do zakupów, dla pracowników centrów handlowych jest udręką trudną do zniesienia. Dla nich grudzień to najgorszy miesiąc w roku - miesiąc kolęd, których muszą słuchać całymi dniami - napisał Dziennik.

W galeriach handlowych, hipermarketach, a nawet na bazarach od otwarcia do zamknięcia z głośników płyną polskie kolędy i amerykańskie piosenki bożonarodzeniowe. Cel jest oczywisty: mają nakłonić klientów do jak największych zakupów. "Wywołać zachowania impulsywne, sprzyjające szybkiemu i często bezrefleksyjnemu wydawaniu pieniędzy" - mówi prof. Andrzej Falkowski, psycholog marketingu. Jednak kolęd nie słuchają tylko klienci. Przez kilkanaście godzin na dobę świąteczne piosenki towarzyszą przede wszystkim kasjerkom, ochroniarzom, bezimiennym rzeszom pracowników z ogromnych centrów handlowych. "Istnieje ogromne ryzyko, że oni zamiast świątecznego nastroju poczują najzwyklejsze rozdrażnienie, a kolędy i radosne piosenki świąteczne mogą być dla nich katorgą" - przyznaje Falkowski. Potwierdza to 32-letni Tomasz, który przez kilka lat pracował w sklepie Go Sport w warszawskim centrum handlowym Promenada. Zapytany o repertuar świąteczny aż się wzdryga. "Praca przez 12 godzin i jedna 60-minutowa płyta" - mówi krótko. I opowiada: "Kilkanaście razy słyszysz dokładnie to samo. Upiorne werbelki, dzwoneczki, tubalne ho ho ho i cukierkowa stylistyka. Niedobrze się robi. Po powrocie do domu marzyłem już tylko o wszechogarniającej ciszy. Nawet reklamy telewizyjne z Mikołajem wzbudzały we mnie agresję". Zdaniem ekspertów to całkowicie prawidłowa reakcja. "Powtarzanie non stop tych samych kolęd po prostu wykańcza personel" - przyznaje Jakub Jabłonka, właściciel firmy Spin Media dostarczającej muzykę do sklepów. - Może kupujący są zadowoleni, ale pracownicy na pewno nie, a przecież od ich formy zależy, jak klient będzie potraktowany. Muzyka musi być odpowiednim, niedrażniącym tłem - podkreśla. Pani Dorota, kasjerka ze stołecznego sklepu Marcpol, w którym dopiero od tygodnia z głośników rozbrzmiewają dzwony i dzwonki już czuje się zmęczona. "Aż strach pomyśleć, co będzie za dwa tygodnie" - mówi. "Klient zrobi zakupy i sobie pójdzie, a ja tu siedzę cały dzień". 23-letnia Dagmara Roztecka z Legionowa, która dorabia jako hostessa w hipermarketach, też nie czuje świątecznej atmosfery. "Może i cieszyłabym się kolędami, gdybym nie musiała ich cały czas słuchać" - podsumowuje. Wygląda jednak na to, że szefowie kompletnie nie zdają sobie sprawy, jakie katusze muszą znosić ich ludzie. "My współpracujemy ze specjalistyczną firmą, która zajmuje się realizacją nagłośnienia. Ona właśnie dba o to, aby nie zamęczać nikogo kolędami, które mogą się przejeść i wydaje mi się, że konkurencja postępuje podobnie" - mówi Dziennikowi Przemysław Skory, rzecznik Tesco. Jednak kolędy się przejadają. "Podczas świętowania w domu człowiek z przymusu je śpiewa" - mówi Katarzyna Kaźmierczak ze stoiska z wędlinami w markecie Real w Łodzi. "Zaczynam traktować kolędy tak jak natarczywą reklamę". Czy udręczeni pracownicy mogą coś zrobić, żeby poprawić swój los? Henryk Michałowicz, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich nie daje im nadziei. "Nie ma żadnej ścieżki prawnej, aby zmusić pracodawcy do rezygnacji z puszczania kolęd" - mówi otwarcie. "Jedyne, co mogę radzić, to zwyczajną rozmowę z szefem".