publikacja 08.12.2007 06:58
Będzie religia na maturze - ustalili na spotkaniu minister edukacji Katarzyna Hali i abp Kazimierz Nycz, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski - odnotowała Rzeczpospolita. Sprawę odnotowały i skomentowały też inne gazety.
- Prace będą szły w takim kierunku, by egzamin można było zdawać z każdej religii - powiedziała Rz minister Hall. Oceniła, że spotkanie było „sympatyczne i meretoryczne”. Nie chce podawać daty wprowadzenia egzaminu, bo to zależy od intensywności prac resortu i Kościołów. Według ustaleń Kościoła z ministrem Romanem Giertychem religia na maturze miała się pojawić w 2010 roku. - Wszystko jest na dobrej drodze - stwierdził ks. Józef Kloch, rzecznik episkopatu. - W tej chwili są ustalane szczegóły techniczne. W komunikacie wydanym po spotkaniu ministerstwo poinformowało, że „wymieniono doświadczenia i materiały dotyczące dotychczasowego przebiegu prac i oceniono je jako poważnie zaawansowane”. Do rozmów z abp. Nyczem o maturze z religii doszło po zapowiedzi wiceminister edukacji Krystyny Szumilas, że nie będzie dalszych prac nad egzaminem z tego przedmiotu, o czym napisała Rz. Biskupi oczekiwali wyjaśnień. Abp Nycz w specjalnym oświadczeniu napisał, że prace nad maturą z religii, prowadzone od 2006 roku, są już zaawansowane. Marek Legutko, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, która odpowiada za przeprowadzenie matur, mówił Rz, że wprowadzenie egzaminu z religii wymaga dużego zaangażowania Kościołów, bo muszą zaproponować jego zakres. Lewica zapowiada sprzeciw. Artur Ostrowski (SLD) z Sejmowej Komisji Edukacji: - Na maturze nie jest potrzebny egzamin z wiary. Wcześniej Sojusz zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego wliczanie oceny z religii do średniej. Orzeczenia w tej sprawie jeszcze nie ma. Po spotkaniu minister Katarzyny Hall z abp. Kazimierzem Nyczem wszystko jest już jasne: rząd Donalda Tuska będzie pracował nad tym, by uczniowie mogli zdawać religię na maturze. Będzie, choć sama Platforma Obywatelska jest podzielona w ocenie tego pomysłu. Jeszcze kilka dni temu wiceminister edukacji Krystyna Szumilas deklarowała coś zupełnie przeciwnego: że resort nie zamierza kontynuować prac nad wprowadzeniem religii na maturę - zrelacjonował Dziennik. Stanowisko PO zmieniło się po spotkaniu szefowej MEN z abp. Nyczem, który przewodniczy Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski. - Przewidywane są dalsze prace - ogłosiła wspólnie z hierarchą minister Hall. Prace nad wprowadzeniem religii na maturę rozpoczął w 2006 roku Roman Giertych wspólnie z Kościołem katolickim i przedstawicielami 12 innych religii i związków wyznaniowych. Znalazł nawet na to pieniądze: udało mu się wpisać próbny egzamin maturalny z religii do planu wykorzystania unijnych funduszy. Ma go zdawać 1000 uczniów w 50 szkołach już wiosną. W ubiegłą sobotę wszystko jednak stanęło pod znakiem zapytania. PO nie chciała kontynuować polityki Giertycha. - To spadek po poprzedniej ekipie, która przygotowywała się do wprowadzenia egzaminu z religii na maturze. My nie prowadzimy takich prac - oświadczyła Szumilas. I wówczas wybuchła burza. Głos zabrali hierarchowie. - Początki urzędowania są czasami trudne, gdyż napór mediów jest duży -jasno zasygnalizował sprzeciw Kościoła m.in. abp Nycz. I już we wtorek sama szefowa MEN zmieniła ton. - Nie widzę przeszkód, by prace były kontynuowane - oświadczyła. A wczoraj klamka zapadła ostatecznie.
- Pierwsze słyszę, muszę porozmawiać o tym z panią minister - nie ukrywał zaskoczenia szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Jak przyznaje poseł Jarosław Gowin, Platforma jest podzielona w tej sprawie. - Sam jestem sceptyczny. Mam obawy, że religia na maturze może podważać wiarygodność ewangelicznej katechizacji. Może też budzić wątpliwości: co z autonomią państwa i Kościoła - mówi Dziennikowi Gowin. I wskazuje, że sprawa jest też skomplikowana od strony prawnej. Historyk filozofii prof. Marcin Król przypomina, jak wielkie wzburzenie Kościoła wywołała deklaracja o finansowaniu zapłodnienia in vitro. - Platforma przestraszyła się, że jeżeli podejmie kolejny podobny krok, czekają otwarta konfrontacja z Kościołem. To oportunizm polityczny - uważa prof. Król. Jak bardzo drażliwym tematem dla Kościoła katolickiego jest religia na maturze, Platforma mogła zresztą przekonać się już w opozycji. Kiedy następca Giertycha prof. Ryszard Legutko tuż po objęciu resortu edukacji przyznał, że nie jest entuzjastą wliczania oceny z religii do średniej, natychmiast ostro zareagował abp Sławoj Leszek Głodź i ostrzegł go, by nie wywoływał wojny z Kościołem. Legutko zamilkł. - Żaden rząd nie chce konfliktów społecznych, szczególnie z taką instytucją jak Kościół. Dla Platformy byłby on szczególnie trudny - przyznaje Gowin. John McDonell, rzecznik prasowy centralnej komisji egzaminacyjnej w Irlandii, kraju najbardziej katolickim po Polsce, jest zdziwiony takimi działaniami polskich władz oświatowych. - My wychodzimy z założenia, że w takich sprawach powinna panować całkowita dowolność - mówi Dziennikowi. Dziennik zamieścił też komentarz Cezarego Michalskiego, w którym czytamy: Religia nie jest w polskiej szkole nauczana tak jak inne przedmioty. Dlatego że przygotowania zawodowego wielu polskich katechetów wciąż nie da się porównać do polonistyki ze specjalizacją nauczycielską czy do studiów matematycznych ze specjalizacją nauczycielską. Ale też dlatego, że religia jest z samej swej natury innym przedmiotem niż polski czy matematyka. Na religii uczy się też skupienia w modlitwie, pogłębia się duchowość uczniów. Czy naprawdę piątki ze skupienia w modlitwie i szóstki z duchowości są tym samym co piątki i szóstki z matematyki? A jednak Kościół postanowił doprowadzić do tego, aby religię można było zdawać na maturze, np. zamiast biologii czy geografii. I aby stopień oceniający religijność ucznia liczył się do średniej tak samo jak stopień z polskiego. Kiedy nieśmiało zaprotestował poprzedni minister edukacji Ryszard Legutko, został przywołany do porządku przez samego wicepremiera Gosiewskiego. Nie dlatego, że Gosiewski jest mistykiem albo pogłębia swą duchowość w neokatechumenacie. Dąsy ministra Legutko były „niepolityczne” u progu kampanii wyborczej, kiedy biskupów drażnić nie wolno. Teraz los Legutki powtórzyła wiceminister edukacji Krystyna Szumilas. Kiedy publicznie zwątpiła w konieczność wprowadzenia religii na maturę, a oceny z religii do średniej, jej przełożona spotkała się z arcybiskupem Nyczem, aby zapewnić go, że religia na pewno trafi i na maturę, i do średniej. Nie wiadomo, czy Kościół w Polsce rzeczywiście jest tak silny, czy też politycy tak lękliwi. A jeśli jest silny, to czy ta siła nie obróci się przeciw niemu. Bo siła wyrażająca się w lęku polityków, którym zależy na wyborczym wyniku, nie jest siłą duchową. Jest cyniczną siłą ziemską. A ziemska siła może się szybko zmienić w ziemską słabość. Wystarczy, że biskupi przeszarżują i u władzy zamiast polityków prawicy pojawią się lewicowi antyklerykałowie. Wtedy religia nie tylko nie będzie przedmiotem maturalnym. Może zostać znowu ze świeckiej szkoły wyrzucona. I tak jak wracała do polskiej szkoły z entuzjazmem po latach wymuszonego przez komunistów wykluczenia, z podobnym entuzjazmem może zostać odesłana na plebanie. Bo siły politycznej Kościoła nie należy mylić z jego siłą duchową. Kiedyś tę pomyłkę popełnił Kościół we Francji czy Hiszpanii. I za to zapłacił. Pierwszy z tych krajów jest dzisiaj laicki, w drugim tylko część społeczeństwa uważa Kościół za sprzymierzeńca wolności, inna wręcz przeciwnie. Nie życzę polskiemu Kościołowi podobnego losu, dlatego martwi mnie, że biskupi widząc uległość prawicowych partii, nadal mylą swoją siłę polityczną z duchowym autorytetem. Od redakcji W Niemczech (podobnie jak w wielu innych krajach w Europie i na świecie) też można zdawać religię na maturze. Może któraś z niemieckich gazet powinna wydrukować komentarz Michalskiego?