Batalia o życie

Bogumił Łoziński


GN 39/2013 |

publikacja 26.09.2013 00:15

W Polsce trwają intensywne działania na rzecz całkowitego zakazu zabijania dzieci nienarodzonych. Los projektu zakazującego aborcji dzieci chorych jest w rękach posłów. To już trzecia próba prawnego ograniczenia dostępności aborcji od 2011 r.


Batalia o życie jakub szymczuk /gn Kaja Godek z Wojtkiem

Obrona życia w Polsce po odzyskaniu wolności to pasmo sukcesów i porażek. Najpierw była walka o zakaz aborcji zakończona kompromisem, który jednak w zasadniczym stopniu zakazywał aborcji. Potem nastąpił czas pracy u podstaw – wyrabiania w społeczeństwie postaw na rzecz życia. Kolejnym ważnym momentem była próba konstytucyjnego wzmocnienia ochrony życia, niestety, nieudana. Wreszcie od 2011 r. środowiska pro life już trzykrotnie złożyły w Sejmie projekt nowelizacji ustawy chroniącej życie tak, aby całkowicie zakazać aborcji albo chociaż wykluczyć prawo do zabijania nienarodzonych dzieci chorych. Dwie pierwsze próby zakończyły się porażką. Obecnie jesteśmy u progu debaty na temat projektu zakazującego aborcji eugenicznej.


Kompromis i praca u podstaw


Upadek komunizmu w 1989 r. nie oznaczał tylko początku procesu przemian politycznych, ale także społecznych. W tym czasie aktywnie zaczęły działać środowiska dążące do zakazu aborcji, skupione m.in. w Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (PFROŻ). Na drodze do tego celu stała ustawa z 1956 r., która zezwalała na aborcję bez żadnych ograniczeń, stąd najważniejszym zadaniem w tamtym czasie była jej zmiana. Udało się to w 1993 r., gdy posłowie przyjęli ustawę obowiązującą do dziś. Zakazuje ona aborcji, ale dopuszcza trzy wyjątki: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej; badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia dziecka lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu oraz gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Choć regulacja dopuszczała te trzy wyjątki, oznaczała drastyczne ograniczenie aborcji i niewątpliwie była wielkim sukcesem obrońców życia. Po uchwaleniu nowej regulacji PFROŻ skupiła się na działaniach mających kształtować szacunek do życia, organizując m.in. różnego rodzaju konferencje, oświadczenia, apele, wydawanie materiałów i periodyków pro life, jak „Głos dla Życia, czy „Wybierz Życie”. Organizacje wchodzące w skład Federacji współpracują także z instytucjami bezpośrednio działającymi na rzecz ochrony życia, np. z diecezjalnymi Caritas, ośrodkami adopcyjnymi, domami samotnej matki czy hospicjami. Gdy w 1996 r. lewica doprowadziła do nowelizacji ustawy, zezwalając na aborcję z przyczyn społecznych, Federacja podjęła wielką akcję społeczną przeciwko tej nowelizacji. Rok później Trybunał Konstytucyjny zakwestionował ją i została przywrócona pierwotna wersja. 
W 2006 r. marszałek Sejmu Marek Jurek podjął próbę zmiany konstytucji, aby jednoznacznie chroniła życie od poczęcia. Niestety, na skutek politycznych rozgrywek partii prawicowych, głównie PiS, inicjatywa zakończyła się fiaskiem.


Obywatele bez wyjątków za życiem 


Po 2000 r. w środowisku pro life pojawił się nurt stawiający sobie za cel całkowitą ochronę życia, czyli wyeliminowanie z ustawy z 1993 r. trzech wyjątków dopuszczających aborcję. Środowiska te sięgnęły po nowe metody, przede wszystkim wyszły na ulice. Przykładem mogą być odbywające się w całej Polsce Marsze dla Życia i Rodziny, których uczestnicy manifestują m.in. poparcie dla zakazu aborcji. Obecnie odbywają się one w ponad 100 miastach. Radykalnym działaniem mającym wstrząsnąć opinią publiczną są eksponowane w miejscach publicznych wystawy „Wybierz życie”, ukazujące zdjęcia dzieci zabitych w wyniku aborcji. Ekspozycje organizuje Fundacja Pro – Prawo do Życia. 
Ważnym argumentem za podjęciem próby wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji była zmiana nastawienia Polaków. O ile w latach 90. większość z nas opowiadała się za aborcją, o tyle obecnie większość jest jej przeciwna. W badaniu przeprowadzonym przez CBOS w sierpniu 2013 r. 75 proc. Polaków wyraziło przekonanie, że „przerywanie ciąży jest zawsze złe i nigdy nie może być usprawiedliwione”. 
Pierwsza próba wyeliminowania z ustawy wyjątków dopuszczających aborcję została podjęta w 2011 r. Środowisko pro life przygotowało wtedy obywatelski projekt zmiany ustawy całkowicie zakazujący aborcji. Jedynym wyjątkiem, w którym dopuszczono działania niebezpieczne dla nienarodzonego dziecka, było zagrożenie życia matki. Aby zajął się nim Sejm, trzeba było zebrać 100 tys. podpisów popierających projekt. Akcja ich zbierania okazała się spektakularnym sukcesem. W ciągu zaledwie dwóch tygodni na przełomie marca i kwietnia projekt poparło prawie 500 tys. osób, a w następnych dniach liczba podpisów doszła do 600 tys. Zaangażowały się w nią liczne środowiska świeckie, ruchy i organizacje skupiające laikat w całej Polsce. Całość koordynowali Mariusz Dzierżawski, prezes Fundacji Pro – Prawo do Życia oraz Jacek Sapa, prezes Fundacji Narodowego Dnia Życia.
Pierwsze czytanie projektu odbyło się 1 lipca. Zdecydowana większość posłów, bo aż 245, opowiedziała się za skierowaniem nowelizacji do dalszych prac w sejmowych komisjach. Te jednak rekomendowały jego odrzucenie. Głosowanie nad wnioskiem w komisji odbyło się 31 sierpnia. Posłowie odrzucili projekt, ale zaledwie pięcioma głosami. Warto podkreślić, że zmiany poparli posłowie PiS, PSL i PJN, przeciwko były partie lewicowe oraz większość PO. W pierwszym czytaniu aż 69 polityków PO poparło nowelizację, w drugim już jedynie 15, i to mimo wprowadzenia dyscypliny partyjnej nakazującej głosowanie za odrzuceniem. To właśnie zmiana decyzji posłów PO przesądziła o odrzuceniu projektu.


Partie za życiem dzieci chorych


Debaty sejmowe pokazały, że decydujący głos przy odrzuceniu projektu mieli nie tyle zwolennicy aborcji, co obrońcy kompromisu z 1993 r., m.in. Jarosław Gowin i Donald Tusk. Orędownikiem pozostawienia ustawy w obecnym kształcie jest też prezydent Bronisław Komorowski, a nawet niektóre środowiska katolickie. Ich koronnym argumentem jest teza, że próba wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji doprowadzi do liberalizacji prawa aborcyjnego i dopuszczenia aborcji z przyczyn społecznych. Rzeczywistość temu przeczy. Bezpośrednio przed drugim głosowaniem nad projektem obywatelskim posłowie odrzucili w pierwszym czytaniu przytłaczającą większością, bo 369 głosami, skrajnie liberalny projekt SLD, który m.in. umożliwiał aborcję do 12. tygodnia od poczęcia. Gdy po tej porażce środowiska proaborcyjne podjęły próbę zebrania podpisów pod projektem obywatelskim, poniosły porażkę, gdyż nie udało im się zgromadzić wymaganej liczby podpisów. Także projekt Ruchu Palikota wprowadzający podobne rozwiązania został odrzucony w następnej kadencji Sejmu aż 365 głosami.
Olbrzymie poparcie dla projektu obywatelskiego zakazującego aborcji zachęciło środowiska pro life do podjęcia kolejnej próby zmiany prawa aborcyjnego w nowej kadencji Sejmu. Tym razem zastosowano inną strategię. Przygotowano projekt likwidujący jeden z wyjątków dopuszczający aborcję – gdy zachodzi podejrzenie, że nienarodzone dziecko jest chore. Warto podkreślić, że jest to przesłanka do wykonywania w Polsce zdecydowanej większości aborcji – np. w 2011 r. przeprowadzono 669 aborcji, aż 620 z powodu choroby dziecka. Jednak tym razem nie zbierano pod nim podpisów, lecz przekazano go partii Solidarna Polska, która zgłosiła nowelizację jako projekt poselski. Los regulacji był podobny jak w przypadku projektu obywatelskiego. Pierwsze czytanie odbyło się 10 października ub. roku. Projekt poparła większość posłów – wszyscy z PiS i SP, większość z PSL oraz 40 z PO. Jednak w drugim czytaniu, 24 października, nowelizacja została odrzucona 245 głosami. O przegranej zdecydowała zmiana stanowiska posłów PO – w drugim głosowaniu za było jedynie 14 z nich.
Choć w klubie Platformy nie wprowadzono dyscypliny, tych 40 posłów zostało poddanych olbrzymiej presji ze strony premiera Tuska, aby głosowali przeciwko nowelizacji.


Obywatele przeciwko aborcji eugenicznej


Po odrzuceniu projektu Solidarnej Polski w środowisku obrońców życia pojawiły się dwie koncepcje dalszej strategii. Jedni opowiadali się za zgłoszeniem projektu obywatelskiego, wykluczającego aborcję eugeniczną dopiero w roku wyborów do parlamentu. Drudzy chcieli od razu przystąpić do zbierania podpisów pod takim projektem. Za tym drugim rozwiązaniem opowiedziało się środowisko skupione wokół Fundacji Pro – Prawo do Życia. 
Warto zwrócić uwagę, że posłowie PO, którzy po pierwszym czytaniu projektu Solidarnej Polski zmienili zdanie, argumentowali m.in., że sprawa stała się elementem politycznej gry, bo niektórzy politycy prawicy po pierwszym głosowaniu stawiali tezę, że PO się rozpadnie. Te argumenty straciły aktualność, ponieważ jest to projekt obywatelski, a nie poselski.
Podpisy pod nowelizacją zbierano wiosną tego roku. W ciągu dwóch miesięcy poparło ją prawie 450 tys. obywateli. W Sejmie regulację złożono 2 lipca. Na zajęcie się nią posłowie mieli 90 dni. Pełnomocnikiem Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji” jest Kaja Godek, matka 5-letniego Wojtka z zespołem Downa. Według obecnego prawa dzieci nienarodzone cierpiące na to schorzenie mogą być poddane aborcji. Właśnie Kai Godek powierzono zadanie zaprezentowania posłom projektu nowelizacji. 


Duchowni i świeccy


Pisząc o działaniach na rzecz dzieci nienarodzonych w Polsce po 1989 r., nie sposób pominąć roli katolickich duchownych. To właśnie oni, szczególnie w pierwszych latach, jako pierwsi głośno upominali się o życie nienarodzonych, inspirując świeckich. Nie chodzi tylko o inicjowanie konkretnych dzieł, ale przede wszystkim o podkreślanie wartości ludzkiego życia w nauczaniu, np. w homiliach czy na lekcjach religii. Trzeba też podkreślić olbrzymie zaangażowanie poszczególnych biskupów i episkopatu, który bardzo często w swoich komunikatach i listach upominał się o życie nienarodzonych i podkreślał zło aborcji. Ogromne znaczenie ma udostępnianie sal parafialnych na działalność pro life czy kościołów do zbierania podpisów pod obywatelskimi ustawami dążącymi do zakazu aborcji. Bez wątpienia duchowni i świeccy w Polsce zgodnie współpracują na rzecz życia.


A miałam nie przeżyć


Podczas katechezy w gimnazjum zadałam pytanie: „Co myślicie o aborcji? W jakiej sytuacji można zabić dziecko?”. Odpowiedzi były różne: zagrożenie życia matki, chory „płód”, choroba genetyczna dziecka. „A skąd wiemy, że »płód« jest chory?” Z badań lekarskich, z opinii lekarzy.
Opowiedziałam wtedy historię, którą usłyszałam od pewnej kobiety.
Było to jakieś 38 lat temu. Do szpitala zgłosiła się kobieta z wioski. Jej stan zdrowia pozostawiał wiele do życzenia. Diagnoza: carcinoma. Po rzetelnych i wszechstronnych badaniach lekarze orzekli, że należy wykonać natychmiastową operację. Problem zaczął się po ostatnim badaniu: „Pani jest w ciąży! Proszę, tu jest skierowanie na aborcję”. Kobieta wzięła kwitek i wyszła. Podarła go za drzwiami. Nie mogła poddać się operacji, bo musiałaby zabić swoje dziecko. Nawet leków brać nie mogła. Lekarz tłumaczył: „Ma pani dwójkę wymarzonych dzieci – chłopca (2 lata) i dziewczynkę (4 lata). A to dziecko będzie nienormalne, o ile w ogóle przeżyje. Ryzyko jest zbyt wielkie, bo albo pani, albo dziecko – któreś z was nie przeżyje! Proszę pomyśleć o tych dzieciach, które już są, warto dla nich żyć dalej!”.
„Co byście zrobili na miejscu tej kobiety?” – zapytałam uczniów. Dyskusja była gorąca. „Przecież są tamte dzieci, takie malutkie, po co ryzykować życie matki? Dla nich jest potrzebna matka!” – powiedziała dziewczyna. „Skoro to dziecko ma być nienormalne, to po co ma się męczyć, żyjąc? Jego życie będzie tylko męczarnią i dla niego, i dla otoczenia!” – wołał chłopak. „A jeśli lekarz się pomylił? Jeśli dziecko urodzi się zdrowe i matce nic nie będzie?” – próbowałam tłumaczyć. „Bzdura! – usłyszałam zdecydowaną odpowiedź – skoro lekarze tak stwierdzili, to widocznie mieli ku temu powody”. „Poza tym, jak już siostra wspominała – mówił młody chłopak z nonszalanckim uśmieszkiem na twarzy – ta kobieta była ze wsi i zapewne żyła w średniowiecznym zakłamaniu swojego wiejskiego otoczenia, że »płód« to już człowiek…”. „Człowiek jest stworzony, by być szczęśliwym, a skoro od razu wiadomo, że dziecko miałoby cierpieć, to może bardziej humanitarnie byłoby je po prostu unicestwić jeszcze przed urodzeniem, by zaoszczędzić mu cierpienia, a nam wydatków na jego ewentualne leczenie i rehabilitację” – dodał ktoś inny.
„Kobieta pochodziła ze wsi, ale była wykształcona muzycznie. Była nauczycielem i wychowawcą, swego czasu piastowała nawet urząd dyrektora pewnej placówki kulturalnej” – wyjaśniłam. Dyskusja jakby zmieniła ton na delikatniejszy. „A zna siostra tę kobietę? Żyje jeszcze?” – dopytywali uczniowie. „Znam – odparłam – i wiem, że żyje, bo się z nią widziałam podczas wakacji”. „A co z dzieckiem?” – dorzucił ktoś z bocznych ławek. „Tym dzieckiem jestem ja – odparłam – a ta kobieta to moja mama”. Żyję pomimo diagnoz i przewidywań lekarskich. Moja mama urodziła po mnie jeszcze dwie dorodne dziewczynki. Zawsze będę dziękować mojej mamie za jej odważną postawę, nie tylko w tej sytuacji. Kiedy się dowiedziałam, że moja mama była w pewnym sensie więźniem politycznym w 1953 roku, to aż usiadłam z wrażenia…     s. Katarzyna Maciejko

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.