Teologia (bez) karabinów

Jacek Dziedzina

GN 39/2013 |

publikacja 26.09.2013 00:15

Czy spotkanie papieża Franciszka z ojcem teologii wyzwolenia oznacza rehabilitację „Ewangelii walczącej”?

W Nikaragui Jan Paweł II podszedł do ks. Ernesto Cardenala, mówiąc: „Musisz uregulować swoje relacje z Kościołem!” www.latinamericanstudies.org W Nikaragui Jan Paweł II podszedł do ks. Ernesto Cardenala, mówiąc: „Musisz uregulować swoje relacje z Kościołem!”

Do spotkania Franciszka z peruwiańskim dominikaninem o. Gustavo Gutierrezem doszło z inicjatywy prefekta Kongregacji Nauki Wiary, abp. Gerharda Ludwiga Müllera. Prywatnie przyjaciela twórcy latynoskiej teologii wyzwolenia, który swego czasu był wzywany na wyjaśnienia do Watykanu, a później otrzymał zakaz publicznych wystąpień. Przyjęcie zakonnika przez papieża kładącego nacisk na wrażliwość wobec ubogich, wzbudziło falę spekulacji, że teologia wyzwolenia ma szansę uzyskać dobrą reputację w Watykanie. Spekulacje o tyle uzasadnione, że na początku września abp Müller i o. Gutierrez uczestniczyli w promocji włoskiego tłumaczenia wydanej wspólnie w 2004 roku książki „Po stronie ubogich. Teologia wyzwolenia”. Nawet watykański „L’Osservatore Romano” zamieścił jej fragment. Trudno nie zwrócić uwagi na te sygnały w sytuacji, gdy teologia wyzwolenia była przez lata ostro krytykowana przez bł. Jana Pawła II i przez kierującego wówczas Kongregacją Nauki Wiary kard. Josepha Ratzingera. Również w Ameryce Łacińskiej stosunek do niej zrodził podziały wśród duchownych. Sam kard. Jorge Bergoglio, dzisiejszy papież, dystansował się od tego nurtu. Jednocześnie dla zwolenników teologii wyzwolenia to właśnie Franciszek, ze swoim zrozumieniem realiów Trzeciego Świata, w którym niewyobrażalna nędza mas kontrastuje z bogactwem elit, wydaje się idealnym papieżem, który mógłby zrehabilitować latynoską mieszankę chrześcijaństwa i marksizmu. Czy zatem pomimo oczywistych sprzeczności między Ewangelią a wieloma odmianami teologii wyzwolenia, opartej na ideologii walki klas, można znaleźć w niej elementy zgodne z chrześcijańskim rozumieniem sprawiedliwości?

Ksiądz minister

Aby poznać źródła latynoskiej teologii wyzwolenia, trzeba najpierw dobrze zrozumieć ducha czasu i miejsca, w którym powstała. Punktem zwrotnym była II Konferencja Episkopatu Ameryki Łacińskiej (CELAM), zorganizowana w 1968 roku w Medellin w Kolumbii, która potępiała zinstytucjonalizowaną przemoc i niesprawiedliwość kapitalizmu. Należy przy tym dodać, że takie pojęcia jak „kapitalizm” czy „prawica” w tamtych warunkach były synonimami niewyobrażalnego wyzysku i deptania godności ludzkiej ze strony elit. Biskupi zebrani w Medellin ostro piętnowali egoizm bogaczy i wzywali katolików do solidarności z ubogimi. I ostrzegali, że jeżeli bogaci „zazdrośnie będą strzegli swych przywilejów, a zwłaszcza jeżeli będą ich bronić, stosując środki przemocy, staną się odpowiedzialni wobec historii za rewolucje podyktowane rozpaczą”. Zalecenia z Medellin, by solidaryzować się z ubogimi, niektórzy latynoscy duchowni rozumieli jako zachętę do walki zbrojnej przeciwko wyzyskiwaczom oraz do budowania socjalizmu opartego na zasadach marksizmu.

Wielu księży zaczęło więc przyłączać się do lewicowych partyzantek. Oczywiście Stolica Apostolska musiała zareagować: Paweł VI powołał specjalną komisję, która wydała jasny komunikat: „Chrześcijanie nie mogą namawiać ludzi, żeby odpowiadali na przemoc przemocą”. Sprzeciw Watykanu wobec teologii wyzwolenia stał się jeszcze silniejszy w czasach pontyfikatu Jana Pawła II. Podczas wizyty w Meksyku w 1979 roku mówił on stanowczo: „Koncepcja Chrystusa jako polityka, rewolucjonisty, jako wywrotowca z Nazaretu, nie zgadza się z nauczaniem Kościoła” oraz „Błędem jest twierdzenie, że wyzwolenie polityczne, ekonomiczne czy społeczne pokrywa się ze zbawieniem przyniesionym przez Chrystusa”. A w czasie pielgrzymki do Brazylii w 1980 r. musiał tłumaczyć biskupom, że prawdziwa, ewangeliczna teologia wyzwolenia do czego innego dąży i innymi posługuje się metodami: „Wyzwolenie chrześcijańskie używa środków ewangelicznych i nie ucieka się do żadnej formy gwałtu ani dialektyki klasowej”. Papież Wojtyła nie wahał się publicznie upominać aktywistów teologii wyzwolenia. Do historii przeszła zarejestrowana kamerą scena, w której odwiedzający Nikaraguę Jan Paweł II podchodzi do jednego z rządowych oficjeli, ks. Ernesto Cardenala – wówczas… ministra kultury w rządzie rewolucyjnym. Ten klęka przed papieżem, który grozi mu palcem i ostro strofuje słowami: „Musisz uregulować swoje relacje z Kościołem!”. Ernesto Cardenal był trapistą, jego brat Fernando franciszkaninem. Po obaleniu prawicowej dyktatury Somozy obaj bracia, podobnie jak wielu innych duchownych, objęli ważne funkcje rządowe w lewicowej dyktaturze sandinistów. Ernesto mówił otwarcie: „Marksizm jest naukową metodą poznawania społeczeństwa w celu jego zmiany. Chrystus przedstawił nam cele zmian społeczeństwa, cele doskonałej ludzkości, którą mamy z Nim stworzyć. Te cele to braterstwo i miłość. Nie powiedział nam jednak, jakich metod naukowych trzeba używać, aby to osiągnąć”. To oczywiste, że tak odczytana Ewangelia musiała spotkać się ze stanowczym sprzeciwem Rzymu.

Utopia

W 1984 kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, za aprobatą Jana Pawła II opublikował „Instrukcję o niektórych aspektach »teologii wyzwolenia«”. To ważny dokument i warto przeczytać go w całości, by zrozumieć dobrze z jednej strony sprzeciw Kościoła wobec latynoskiego nurtu, z drugiej zaś – by zauważyć, że ten sam Kościół dostrzegał powody, które doprowadziły do zrodzenia się rewolucyjnych nastrojów w krajach południowoamerykańskich. Na początku dokumentu kard. Ratzinger wykłada istotę prawdziwej, ewangelicznej teologii wyzwolenia: „Wyzwolenie jest przede wszystkim i w pierwszym rzędzie wyzwoleniem z największej niewoli grzechu (…). Niektórzy byli skłonni do jednostronnego położenia akcentu na wyzwolenie ze zniewoleń typu ziemskiego i doczesnego do tego stopnia, że odnosi się wrażenie, że na drugi plan odsuwają wyzwolenie z grzechu”. Ratzinger wskazuje jednak również i te momenty w Biblii, które potwierdzają, że domaganie się sprawiedliwości jest wpisane w prorocką misję: „W Starym Testamencie prorocy (...) nie przestają ze szczególną mocą przypominać o wymogach sprawiedliwości i poczuciu wspólnych potrzeb oraz bardzo surowo osądzać bogaczy uciskających biednych. Biorą w obronę wdowy i sieroty. Grożą mocarzom: nagromadzenie się niesprawiedliwości może tylko doprowadzić do straszliwych kar”. Co więcej, nawet pisząc, że najważniejsze jest wyzwolenie z grzechu i że „Nowy Testament nie wymaga najpierw, jako warunku umożliwiającego tę wolność, zmiany sytuacji politycznej lub społecznej”, zaraz dodaje: „Równocześnie List do Filemona ukazuje, że nowa wolność, przyniesiona przez łaskę Chrystusa, koniecznie powinna odzwierciedlić się w życiu społecznym”. Tutaj jednak kończy się zgoda między nauczaniem Kościoła a tzw. teologią wyzwolenia. Kard. Ratzinger mówi bowiem: „Niektórzy, znajdując się w obliczu pilnej potrzeby podziału chleba, stają przed pokusą, by wziąć w nawias i odłożyć na jutro ewangelizację; najpierw chleb, później słowo. Byłoby śmiertelnym błędem oddzielenie jednego od drugiego, a nawet przeciwstawienie ich sobie”.

Za chwilę nieco łagodzi: „Ostrzeżenie niniejsze w żadnym wypadku nie powinno być interpretowane jako dezaprobata dla tych wszystkich, którzy wielkodusznie i w autentycznie ewangelicznym duchu chcą odpowiedzieć na »opcję preferencyjną na rzecz ubogich«. Nie powinno ono także służyć za usprawiedliwienie tym, którzy chronią się za postawą neutralności i obojętności wobec tragicznych i palących problemów nędzy i niesprawiedliwości”. Po czym daje do zrozumienia, że teologia wyzwolenia jest właśnie… zaprzeczeniem prawdziwej troski o uciśnionych: „Instrukcją kieruje pewność, że poważne błędy, na które zwraca uwagę, prowadzą w sposób nieunikniony do zdrady sprawy ubogich (…), dochodzi przy tym do szkodliwego utożsamienia ubogiego z Pisma Świętego i proletariatu w rozumieniu Marksa, a walka o prawa ubogich przekształca się w starcie pomiędzy klasami. Kościół ubogich oznacza więc Kościół klasowy”. Jeśli jednak te argumenty nie są wystarczająco przekonujące, późniejszy papież Benedykt XVI w „Instrukcji” tłumaczy, dlaczego marksistowsko-chrześcijański zapał rewolucyjny skazany jest w praktyce na porażkę: „Obalenie drogą rewolucyjnej przemocy struktur powodujących niesprawiedliwość nie oznacza ipso facto ustanowienia sprawiedliwego ustroju. Miliony naszych współczesnych słusznie pragną odzyskać podstawowe wolności, odebrane im przez ustroje totalitarne i ateistyczne, które doszły do władzy na drodze rewolucji i przemocy właśnie w imię wyzwolenia ludu. Nie można zapominać o tej hańbie naszej epoki; to właśnie starając się rzekomo przynieść im wolność, utrzymuje się całe narody w niegodnych człowieka warunkach zniewolenia. Ci, którzy – być może nieświadomie – współdziałają na rzecz takiego zniewolenia, zdradzają ubogich, którym zamierzają służyć”. I dalej: „Walka klasowa jako droga prowadząca do społeczeństwa bezklasowego jest mitem uniemożliwiającym reformy i pogłębiającym nędzę i niesprawiedliwość. Ci, którzy ulegają fascynacji tym mitem, powinni zastanowić się nad gorzkimi doświadczeniami historycznymi, do których on doprowadził. Zrozumieliby wówczas, że nie chodzi bynajmniej o zaniechanie drogi skutecznej walki po stronie ubogich (...). Przeciwnie, chodzi o uwolnienie się od złudzeń, by oprzeć się na Ewangelii”.

Ubogich mamy u siebie

Czy po tak jednoznacznej i miażdżącej ocenie teologii wyzwolenia można było spodziewać się jakiejkolwiek zmiany? Zwolennicy dialogu między oficjalnym nauczaniem Kościoła a latynoskim nurtem wyzwoleńczym uznali, że zbyt łatwo wrzucono do jednego worka wszystkie jego odmiany. I tak np. brazylijski biskup Helder Camara, gdy inni „teologowie wyzwolenia” wzywali do walki zbrojnej, namawiał do moralnego nacisku, bez przemocy. Jednocześnie mówił to, pod czym zapewne podpisałby się dziś papież: „Nie można głosić Ewangelii istotom abstrakcyjnym, pozostającym poza czasem i żyjącym w próżni. Kiedy nasi seminarzyści pójdą do kościołów, kiedy będą mówić o łasce Boskiej, czyż będą mogli zapomnieć, że głoszą życie Boże wobec audytorium składającego się w wielu wypadkach z ludzi, których warunki życia są niegodne człowieka? Nieruchome trwanie na poziomie czysto duchowego głoszenia Ewangelii oznaczałoby wpajanie słuchaczom, że religia jest niezwiązaną z życiem teorią, nie mającą sił wzniesienia się ku życiu i dokonania w nim zmian tego, co błędne i absurdalne”. Wspomniany na początku o. Gustavo Gutierrez, przyjęty niedawno przez Franciszka, nigdy właściwie nie popadł w poważniejszy konflikt z Watykanem. Dziś o. Gutierrez tłumaczy, że teologia wyzwolenia opiera się na przekonaniu, że ubóstwo stanowi wyzwanie dla sumienia chrześcijan. Dlatego zasadniczą sprawą dla niej jest opcja preferencyjna na rzecz ubogich. Można się domyślać, że z tak rozumianą teologią wyzwolenia znalazł zrozumienie u obecnego papieża. W poglądach Gutierreza niepokoi jednak ciągle kolejność, w jakiej wymienia zniewolenia, z których należy wyciągnąć człowieka: „Teologia wyzwolenia stawia sobie za cel wolność od niesprawiedliwości, od błędnej mentalności, a w końcu od grzechu”. Kolejność dokładnie odwrotna od tej proponowanej przez Ewangelię, a przypominanej przez ostatnich papieży. Tym samym latynoska teologia wyzwolenia nadal de facto skazuje siebie samą na status chrześcijańskiej utopii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.