Hiszpańscy socjaliści kontra Kościół katolicki

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 04.01.2008 06:29

Socjaliści zdecydowanie odrzucili ostre słowa biskupów przeciw prawodawstwu obyczajowemu rządu Zapatero. Takiego frontalnego zderzenia hierarchii katolickiej i lewicy nie było w Hiszpanii w ciągu długich 30 lat od końca dyktatury Franco - napisała Gazeta Wyborcza.

"Ani kroku wstecz" - brzmi najważniejsze zdanie ogłoszonej wczoraj odpowiedzi rządzącej partii PSOE. "Kierując się demokratycznymi przekonaniami oraz obroną wolności jednostki, my, socjaliści, nie cofniemy się ani o krok. Będziemy nadal pracować, by obywatele hiszpańscy byli bardziej wolni i mieli więcej praw, tak aby nasze współżycie społeczne cieszyło się coraz większą tolerancją i wzajemnym szacunkiem" - stwierdza PSOE w oświadczeniu zatytułowanym "Jak się sprawy mają naprawdę". Taka jest odpowiedź socjalistów na oskarżenia Kościoła sformułowane podczas niedzielnej manifestacji pod hasłami obrony rodziny chrześcijańskiej w centrum Madrytu. Biskupi zarzucili wówczas rządowi stwarzanie zagrożenia dla demokracji oraz regres w dziedzinie praw człowieka. Co więcej, socjaliści mówią biskupom, że ci dopuszczają się zamachu na wolność i demokrację. "Tylko ci, którzy z rozmysłem ignorują lub lekceważą zasady wolności, naruszają zasadnicze fundamenty demokracji"- napisali w deklaracji. Socjaliści odmawiają też biskupom prawa do stanowienia o prawach i swobodach obywatelskich, których jedynym prawomocnym źródłem jest wola ludu wyrażona w wolnych wyborach. "Jedynym źródłem prawomocności jest konstytucja. Wszystkie wyznania religijne mają pełną swobodę postępowania wobec swoich wiernych w ramach swojej doktryny. Ale to samo społeczeństwo za pośrednictwem swoich przedstawicieli jest uprawnione ustalać swobody jednostki oraz zasady współżycia wszystkich obywateli" - stwierdza się w deklaracji. Dzień wcześniej jeden z głównych przywódców PSOE Jose Blanco zapowiadał "odparcie ofensywy hierarchii katolickiej" i używał jeszcze mocniejszych słów. - To niezwykle poważny, niesłychany od początku demokratycznej transformacji atak biskupów na instytucje demokratyczne - napisał Blanco i oskarżył biskupów o "cynizm" i "kłamstwa". Zażądał od nich także wycofania się oskarżeń. - Jeśli biskupi chcą uprawiać politykę, to proszę bardzo, ale muszą stanąć do wyborów. Socjalistyczny minister sprawiedliwości Mariano Fernandez-Bermejo uznał krytykę biskupów za element kampanii wyborczej prawicowej opozycji. - Narodowy katolicyzm wkroczył w kampanię wyborczą na hasło hierarchii katolickiej i najbardziej reakcyjnej prawicy - oświadczył. W obronie biskupów stanęła prawicowa Partia Ludowa. Jeden z przywódców uznał reakcję socjalistów za "absolutnie przesadną i skrajną". Takiego frontalnego zderzenia hierarchii katolickiej i socjalistycznej lewicy Hiszpania nie zaznała w ciągu długich 30 lat, jakie minęły od przywróceniu demokracji po śmierci gen. Francisco Franco.

Ani socjaliści rządzący przez 14 lat (1982-96) pod wodza premiera Felipe Gonzaleza nie atakowali równie ostro Kościoła katolickiego, ani hierarchia nie potępiała w czambuł laickich reform obyczajowych, jak np. ustawy o aborcji uchwalonej w 1985 roku lub praktyki zalegalizowanych już 30 lat temu rozwodów. Dopiero dojście do władzy obecnej ekipy socjalistów premiera José Luisa Zapatero w 2004 r. wywołało otwartą wojnę Kościoła i lewicy. Socjaliści szli do wyborów, obiecując zliberalizowanie ustawy o aborcji, która dziś jest dopuszczalna w takich samych przypadkach jak w Polsce, zalegalizowanie eutanazji oraz związków homoseksualnych, a także reformę nauczania religii w szkołach oraz obcięcie środków publicznych dla Kościoła katolickiego. Choć rząd Zapatero zrealizował tylko część z tych obietnic, m.in. zalegalizował małżeństwa homoseksualne z prawem do adopcji dzieci oraz bardzo uprościł i skrócił procedury rozwodowe, a z ustawy o eutanazji lub z ograniczenia pieniędzy podatników dla Kościoła się wycofał, Kościół uznał świecką ofensywę rządu za casus belli. W ubiegłą niedzielę na wezwanie Kościoła manifestowało sprzeciw wobec rządu ponad 1,5 mln Hiszpanów. Popierający rząd dziennik "El Pais" podjął rękawicę jeszcze śmielej niż partia socjalistyczna. W artykule redakcyjnym wezwał wczoraj rząd i lewicę do "dokończenia rozdziału państwa i Kościoła". "Nadszedł czas, by pogłębić hiszpańską demokrację i wyzwolić ją z resztek wyznaniowości pokutujących czy to w formie oficjalnych pogrzebów i innych uroczystości państwowych, czy też o szczególnym sposobie finansowania Kościoła katolickiego, czy też w roli odgrywanej przez katolicyzm w szkolnictwie. Oznaczałoby to rewizję umów ze Stolicą Apostolską z 1976 i 1979, które zastąpiły konkordat z 1953 r. (....) Ukończywszy 30 lat, hiszpańska demokracja powinna zrzucić ostatni balast faktycznych ośrodków władzy [tj. Kościoła] i zbudować wreszcie prawdziwie świeckie państwo". Starcie między socjalistami i Kościołem oraz prawicową opozycją może tylko przybierać na sile, w miarę jak będą zbliżać się marcowe wybory parlamentarne. Dzisiaj obie partie mają niemal jednakowe szanse na zwycięstwo. Premier Zapatero walczy o drugą kadencję jak o polityczne życie. Jego starszy kolega z lewicy Felipe Gonzalez wygrywał wybory trzykrotnie. A prawicowy poprzednik José Maria Aznar dwa razy. Jeśli Zapatero im nie dorówna, prawdopodobnie socjaliści się go pozbędą.