Zapobiec pokusom eugenicznym

Rzeczpospolita/Konrad Szymański/a.

publikacja 09.01.2008 06:11

Europejska konwencja biomedyczna mocno podkreśla, że interes istoty ludzkiej przeważa nad interesem społecznym czy naukowym. To ważne ograniczenie - pisze w Rzeczpospolitej europoseł PiS Konrad Szymański.

Autor artykułu jest posłem PiS do Parlamentu Europejskiego, członkiem Komisji Spraw Zagranicznych PE, redaktorem naczelnym Międzynarodowego Przeglądu Politycznego. W tekście opublikowanym przez Rzeczpospolitą czytamy: Sama ratyfikacja europejskiej konwencji biomedycznej rozwiąże stosunkowo niewiele problemów związanych z tworzeniem ram prawnych dla in vitro w Polsce - uważa Szymański. - Ratyfikacja jest cenna tylko z jednego powodu – wymusi tworzenie prawa krajowego, które w znacznej części będzie naszym wewnętrznym problemem. Jego rozwiązanie pozostanie zmartwieniem polskiego Sejmu.Brak ratyfikacji jest zaniedbaniem wynikającym z dominacji problematyki aborcji w polskiej debacie o początkach życia. Naszej uwadze umyka to, że coraz bardziej „staromodna” aborcja chirurgiczna jest zastępowana przez wysublimowane metody – na przykład farmakologiczne techniki unicestwiania życia u jego początków. Innym powodem jest peryferyjne przekonanie, że etyczne ramy medycyny to problemy państw najbardziej zaawansowanych naukowo. Polska nie jest jednak odosobniona. W podobnej sytuacji jest ponad połowa krajów Rady Europy. Konwencję ratyfikowało 21 państw, w tym pięć wprowadziło deklaracje i zastrzeżenia narodowe co do jej treści. 13 krajów, oprócz Polski – m.in. Holandia, Szwecja, Włochy, Francja i Finlandia – podpisało i przez niemal dziesięć lat nie ratyfikowało tego dokumentu. Kolejnych 13 nawet nie podpisało konwencji – m.in. Belgia, Wielka Brytania, Rosja, Malta i Irlandia - zwraca uwagę Szymański. Wśród tych państw są zarówno takie, które widzą w konwencji nadmierne ograniczenia etyczne (Wielka Brytania, Belgia), jak i takie, które – jak Irlandia – obawiają się o trwałość swojego systemu ochrony praw nienarodzonych. W 2005 roku minister ds. zdrowia i dzieci Mary Harney pisała w odpowiedzi na interpelacje z parlamentu w Dublinie m. in., że „Irlandia nie jest sygnatariuszem konwencji o prawach człowieka i biomedycynie, ponieważ istnieją trudności z niektórymi artykułami konwencji, które mają implikacje prowadzące do niszczenia embrionów. Sprawa podpisania przez nas konwencji z zastrzeżeniami do tych artykułów jest wciąż rozpatrywana”.

Konwencja biomedyczna jest konwencją ramową. Nie działa bezpośrednio w krajowym porządku prawnym. Wyznacza minimalne standardy i wymaga przeniesienia jej zasad do porządku krajowego w drodze ustawy. To trudna i dynamicznie rozwijająca się dziedzina medycyny i prawa. Państwa europejskie wybierają bardzo różne rozwiązania, czego przejawem jest dość niejednoznaczny stan ratyfikacji konwencji w gronie państw Rady Europy.Do najważniejszych zasad konwencji należy ochrona godności istoty ludzkiej. Jest ona szersza niż ta przewidziana w europejskiej konwencji praw człowieka, gdzie sprawa okresu prenatalnego została de facto wyłączona. Konwencja biomedyczna mocno podkreśla, że interes istoty ludzkiej przeważa nad interesem społecznym czy naukowym. To bardzo ważne ograniczenie. Wśród istotnych postanowień konwencji trzeba zwrócić uwagę na zakaz tworzenia embrionów do celów naukowych, zakaz wyboru płci dziecka (preselekcji) oraz zakaz ingerencji w genom dziecka. Konwencja postuluje także system sankcji za przekraczanie jej postanowień oraz kładzie nacisk na zasadę niekomercjalizacji ciała ludzkiego. Na podstawie tego katalogu wymagań minimalnych państwa mogą ustanowić wyższy poziom ochrony.Od czasu podpisania konwencji minęło wiele lat. Obserwujemy szybki rozwój tej dziedziny medycyny, której konwencja dotyczy. Zasady, o których wspomniałem, się nie zestarzały, ale wymagają poszerzenia. Doprecyzowania wymaga też sprawa preselekcji. Jest ona dopuszczalna na podstawie konwencji w sytuacji, kiedy zapobiega to chorobom związanym z płcią dziecka. Mamy tu element myślenia eugenicznego. Trudnych decyzji w tej dziedzinie jednak nie unikniemy. Brak regulacji biomedycznych w prawie polskim stanowi zagrożenie dla godności osoby ludzkiej we wczesnej fazie rozwoju. Najczęściej jest to związane z zapłodnieniem in vitro, w czasie którego powołuje się do życia więcej niż jeden embrion. Polska czym prędzej powinna określić swoje stanowisko w kilku sprawach. Czy każdy ma prawo do in vitro, bez względu na dobro dzieci? Jak prawo rodzinne ma reagować na dzieci powołane drogą in vitro z udziałem komórek osoby trzeciej? Czy taka praktyka w ogóle powinna być legalna? Jak regulować odpowiedzialność za tzw. nadliczbowe embriony? Czy można je bez ograniczeń powoływać do życia w imię prawa do macierzyństwa albo wolności nauki? Osobną sprawą jest kwestia klonowania ludzi. Brak debaty na tematy biomedyczne spowodował, że polskie prawo milczy także w sprawie klonowania do celów naukowych. Nabraliśmy też wody w usta, kiedy w 2003 roku na forum ONZ miała miejsce konfrontacja między zwolennikami globalnego i pełnego zakazu klonowania a państwami permisywnymi. Konwencja nie przesądza nawet o samej legalności praktyki in vitro.

Jeśli na mocy decyzji Sejmu miałaby być ona w Polsce legalna, to powinna być ściśle regulowana. Sprawą najważniejszą jest zakaz powoływania do życia tzw. embrionów nadliczbowych. Taki zakaz spełnia oczekiwania silniejszej ochrony życia u jego początków. Ułatwiłoby to walkę z preselekcją embrionów, czyli doborem płci, a w przyszłości także takich cech, jak inteligencja czy podatność na choroby. Rozwój biomedycyny i genomiki, czyli nauki o funkcjach genów, stwarza przed ludzkością poważne pokusy eugeniczne i trzeba robić wszystko, by im zapobiec. Nie można pozwolić na powoływanie do życia dzieci komukolwiek. Dobro wychowawcze dzieci powinno być naczelną zasadą. Jedyną rękojmią, jaką mamy, jest istnienie więzi małżeńskiej między rodzicami. Jak widać, problem refundacji kosztów in vitro jest wtórny. Najpierw musimy zdecydować, jak sama praktyka ma być regulowana w polskim prawie. Nie unikniemy debaty o etycznych aspektach biomedycyny i powinna być ona jak najszersza. Dla amerykańskiego tygodnika Time wydarzeniem roku w dziedzinie nauki jest odkrycie metody pozyskiwania komórek macierzystych w drodze reprogramowania genetycznego zwykłych komórek skóry (badania Shinyi Yamanaki z Uniwersytetu w Kyoto i Jamesa Thomsona z Uniwersytetu Wisconsin). W uzasadnieniu tygodnik napisał, że główną zaletą tej metody jest uniknięcie problemów etycznych związanych z niszczeniem embrionów w celu pozyskiwania komórek macierzystych dotychczasowymi metodami. Jesteśmy u progu podobnej dyskusji w sprawie in vitro. W pierwszym przypadku przemysł medyczny i środowiska naukowe wysługiwały się chorymi np. na alzheimera w celu wymuszenia przyzwolenia na pobieranie komórek macierzystych z niszczonych „przy okazji” embrionów. Często chodziło o tzw. embriony nadliczbowe powoływane przy okazji zapłodnienia in vitro. Był to trudny do zniesienia szantaż moralny, którego niedawnym akordem była debata o autoryzacji leków pochodzących z terapii zaawansowanych w Unii Europejskiej. W przypadku in vitro mamy do czynienia z takim samym nieuczciwym szantażem. Tym razem niektórzy lekarze i naukowcy wypowiadają się w imieniu par przeżywających dramat braku potomstwa. I w jednym, i w drugim wypadku nie możemy pozwolić, by były to jedyne racje w tej dyskusji. Zdecydowany opór etyczny wobec używania komórek macierzystych pochodzenia embrionalnego pokazuje, że tylko w ten sposób możemy wymusić na biomedycynie takie ścieżki rozwoju, które realnie zaprowadzą nas do leczenia bezpłodności bez ponoszenia znacznych koszów etycznych w postaci zamrażania, a z czasem niszczenia milionów ludzkich zarodków. Tylko moralny analfabeta może uznać, że jest to problem błahy i niewymagający ścisłej regulacji prawnej. Warto ratyfikować konwencję biomedyczną tylko po to, by opracować przemyślane i nadążające za rozwojem biomedycyny prawo krajowe. Jeśli w toku prac nad ratyfikacją konwencji narodziłyby się wątpliwości co do prawnych konsekwencji niektórych przepisów, np. dotyczących pobierania organów od osób niemogących wyrazić na to zgody, musielibyśmy nawet wcześniej przyjąć prawo krajowe. Tylko wtedy uzyskalibyśmy prawo do zgłaszania zastrzeżeń i deklaracji traktatowych.