publikacja 15.01.2008 05:47
Zamiar rzecznika praw obywatelskich zaskarżenia przepisów dotyczących dopuszczalności aborcji ze względu na zagrożenie zdrowia ciężarnej sprawia, że wyrok w sprawie Alicji Tysiąc nabrał niezwykłej aktualności - - napisał w Rzeczpospolitej Witold Borysiak, doktorant na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Przypomnijmy: Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w wyroku ogłoszonym 20 marca 2007 r. zarzucił polskim regulacjom prawnym dotyczącym przerywania ciąży: brak transparentnych procedur determinujących warunki legalności aborcji ze względu na zagrożenie zdrowia kobiety, nieprecyzyjność oraz brak procedury odwoławczej. Uznał, że w ten sposób Rzeczpospolita naruszyła art. 8 europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności (konwencja) - pisze Borysiak. Niezależnie od oceny tego wyroku interesująca jest kwestia ukształtowania procedury, która gwarantowałby wypełnienie ratio legis ustawy – rozstrzygnięcie, czy obiektywnie istnieje przesłanka zagrożenia życia i zdrowia kobiety. W kontekście uzasadnienia wyroku można bowiem twierdzić, że mógłby być on inny, gdyby zachowano w pierwotnym brzmieniu regulacje ustawy z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (dalej: ustawa). Obecnie art. 4a ust 1 pkt 1 ustawy dopuszcza aborcję, gdy: „ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej”. Przepis ten nie precyzuje, kiedy taka sytuacja ma miejsce. Wystąpienie tych okoliczności stwierdzać ma inny lekarz niż dokonujący przerwania ciąży, chyba że ciąża zagraża bezpośrednio życiu kobiety (pkt 5). Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia i opieki społecznej z 22 stycznia 1997 r. istnienie zagrożenia zdrowia stwierdza lekarz posiadający tytuł specjalisty w zakresie medycyny właściwej ze względu na rodzaj choroby ciężarnej. Przesłanki zezwalające na przerwanie ciąży nie były określone w pierwotnej wersji ustawy, lecz w art. 149a ówcześnie obowiązującego kodeksu karnego z 1969 r. Na mocy tego przepisu nie popełniał przestępstwa spowodowania śmierci dziecka poczętego lekarz, gdy ciąża stanowiła zagrożenie dla życia lub poważne zagrożenie dla zdrowia matki, stwierdzone orzeczeniem dwóch lekarzy innych niż lekarz dokonujący aborcji. Przepis ten uchylał odpowiedzialność karną lekarza, gdy śmierć dziecka poczętego nastąpiła wskutek „działań podjętych dla przeciwdziałania poważnemu uszczerbkowi na zdrowiu matki, którego niebezpieczeństwo zostało potwierdzone orzeczeniem dwóch innych lekarzy”. Podobnym sformułowaniem posługiwał się art. 156a § 2 dawnego k.k. Za każdym razem wskazywano więc, że ciąża musi stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia matki i w razie jej kontynuowania spowoduje na nim z dużą dozą prawdopodobieństwa poważny uszczerbek. Tamte przepisy prawnokarne miały zatem wyraźnie określoną hipotezę, aby precyzyjnie zakreślać granice ustawowego kontratypu, jakim było spowodowanie śmierci dziecka poczętego. Odwoływały się też do dalszych przepisów k.k., a także orzecznictwa i judykatury wyrosłych na ich podstawie, które doprecyzowywały wyżej wymienione pojęcia. W obecnym stanie prawnym ustawa nie doprecyzowuje już pojęcia „zagrożenia dla zdrowia kobiety ciężarnej” oraz ogranicza procedurę do wyrażenia opinii przez jednego lekarza. Jest to efekt jej nowelizacji z 30 sierpnia 1996 r., która uchyliła art. 149a i 149b dawnego k.k. i ich zmienioną treść przeniosła do ustawy. Kolejne nowelizacje nie zmieniły już ani treści art. 4a ust. 1 pkt 2 ani treści art. 4a ust. 5 ustawy. W tym zakresie przepisy te nie zostały też zmodyfikowane przez wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 28 maja 1997 r. (K 26/96). Uznając za niezgodne z zasadą demokratycznego państwa prawnego i godnością człowieka przerwanie ciąży z tzw. powodów społecznych, Trybunał Konstytucyjny nie wypowiadał się co do wątpliwości, jakie budzić mogła niejasność art. 4a ust. 1 pkt 1 ustawy, gdyż nie było to przedmiotem wniosku. Podobnie nie badał on konstytucyjności art. 4a ust. 5 ustawy w zakresie procedury stwierdzania istnienia zagrożenia życia i zdrowia kobiety.
W świetle wyroku Trybunału ze Strasburga trudno uznać, że pojęcie „poważnego uszczerbku na zdrowiu” mające ugruntowane znaczenie w doktrynie prawa karnego, którego niebezpieczeństwo potwierdzało dwóch lekarzy specjalistów, było mniej jasne i gwarantujące mniejszą pewność wydania w sprawie słusznego orzeczenia o istnieniu przesłanek legalnej aborcji niż dzisiejsze sformułowanie o „zagrożeniu zdrowia kobiety”, które potwierdza jeden lekarz. Jak wskazuje prześledzenie regulacji obowiązujących w Polsce od momentu prawnego uregulowania aborcji w 1950 r., takie uproszczenie procedur i niedoprecyzowanie pojęciowe jest typowe właśnie dla okresów liberalizacji kwestii przerywania ciąży. Najbardziej niedookreślone przesłanki przerwania ciąży przyjmowane były w prawie polskim w okresach liberalizacji możliwości dokonania aborcji. Na przykład ten sam lekarz, który wydał orzeczenie o dopuszczalności aborcji, mógł przeprowadzić taki zabieg. Jego zgoda nie podlegała kontroli przez podmioty trzecie. Decyzja odmowna natomiast była kontrolowana przez trzyosobową komisję lekarską. Ponadto lekarz wydający orzeczenie nie musiał być specjalistą z dziedziny medycyny, na którą powoływała się kobieta chcąca przerwać ciążę. Procedura „dwóch instancji” nie miała wcale gwarantować wydania obiektywnego z punktu widzenia danego stanu faktycznego orzeczenia o zaistnieniu przesłanek legalnego przerwania ciąży, gdyż do takiej drugiej instancji mogło w ogóle nie dojść. Miała ona bowiem na celu de facto zalegalizowanie przerwania ciąży na „życzenie” kobiety, oparte jednak nie na przyczynach społecznych, lecz mniej lub bardziej domniemanym zagrożeniu zdrowia. Ustawodawca posługiwał się też zazwyczaj w takich okresach mniej określonymi sformułowaniami – dopuszczalność przerwania ciąży ze względu na „wskazania lekarskie” lub konieczność zabiegu „ze względu na zdrowie kobiety ciężarnej”. Wydaje się więc, że rozwiązaniem najbardziej zbliżonym do zaleceń płynących z wyroku Trybunału było to przyjęte w art. 149a § 3 k.k. z 1969 r., w pierwotnym brzmieniu ustanowionym ustawą. Wskazywało ono nie tylko na niebezpieczeństwo „poważnego uszczerbku na zdrowiu matki”, ale niebezpieczeństwo to nakazywało potwierdzić przez dwa niezależne od siebie orzeczenia dwóch lekarzy specjalistów „w pierwszej instancji”. Rozwiązanie takie nie różniło się istotnie od regulacji prawnych innych państw, które ratyfikowały konwencję. Natomiast, w świetle wyroku Trybunału, w wypadku różnicy poglądów między lekarzami należy dopuścić procedurę odwoławczą, np. ustanowić komisję złożoną z trzech lekarzy specjalistów z danej dziedziny medycyny, których orzeczenie o istnieniu bądź nieistnieniu przesłanki zagrożenia zdrowia byłoby w sprawie wiążące. Nowelizacja obowiązującej procedury wydaje się konieczna nie tylko ze względu na wyrok Trybunału, ale także z tego powodu, że niejasność sformułowań ustawy może narażać je – w świetle art. 2 konstytucji – na zarzut niezgodności z zasadą poprawnej legislacji. Nowa regulacja prawna gwarantowałaby to, o co chyba tak naprawdę chodzi w ustawie – będącej przecież jakiegoś rodzaju kompromisem między zwolennikami i przeciwnikami aborcji – wydanie słusznego orzeczenia, czy rzeczywiście w danej sprawie spełnione są przesłanki zagrożenia życia lub zdrowia kobiety, które pozwalają jej na legalną aborcję. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby taka procedura istniała, to po pierwsze: Alicja Tysiąc najprawdopodobniej nie uzyskałaby zgody na zabieg z braku spełnienia wyżej wymienionej przesłanki, a po drugie: Polska najpewniej wygrałaby sprawę przed Trybunałem, jeśli – jak twierdzą zwolennicy tego rozstrzygnięcia – ograniczało się ono do stwierdzenia nieprecyzyjności naszego prawa - konkluduje Borysiak.