Wypisali się z Kościoła

Gazeta Wyborcza/Dorota Wodecka-Lasota/a.

publikacja 24.01.2008 04:45

Kiedyś za wiarę krew przelewano, a teraz ludziom żal 500 euro rocznie - napisała Gazeta Wyborcza w artykule "Wypisali się z Kościoła".

W smutnym artykule, którego autorką jest Dorota Wodecka-Lasota, czytamy: Irek Warmowski z żoną na niepłaceniu podatku kościelnego w Niemczech mogli oszczędzić 500 euro. I kupić wymarzony profesjonalny aparat fotograficzny Canona. Z powodu tych oszczędności zostali wykreśleni w Polsce z ksiąg chrzcielnych i uznani za apostatów. Czyli tych, którzy wyrzekli się wiary chrześcijańskiej. Nie mają prawa do katolickiego pochówku. Nie mogą iść do komunii, ich dzieci nie zostaną ochrzczone. Irek Warmowski ma 34 lata. Z Lęborka przeprowadził się do Kolonii. Jest doradcą podatkowym. Zatrudniając się do pracy, w jednej z rubryk wypełnianego kwestionariusza musiał podać swoje wyznanie. To automatyczna deklaracja, która oznacza, że będzie płacił podatek na Kościół. W Niemczech, w zależności od landu, to 8-9 proc. od podatku dochodowego. Irek płacił cztery lata. Rok przed ślubem uznali z przyszłą żoną, że nie stać ich na płacenie po 250 euro. W sądzie okręgowym (Amtsgericht) podpisał urzędowo sformułowane orzeczenie po łacinie: A fide catholica defecit die coram magistratu civili (od wiary katolickiej odstąpił dnia... w obliczu urzędnika stanu cywilnego). - Do tego mój podpis i żadnych pytań ze strony urzędnika - dodaje. Ewa jest po pięćdziesiątce. Mieszka w Bonn, ma dom w małej wiosce pod Opolem. Oburzało ją, że nie może wejść do kościoła, by się pomodlić, albo wyciszyć, bo jest zamknięty. Za wykreślenie Z kościoła katolickiego zapłaciła 30 euro. To cena zaświadczenia sądu okręgowego, które trzeba złożyć w urzędzie podatkowym. Deklaracja złożona w sądzie trafia również do parafii w Polsce, w której została ochrzczona osoba występująca. Skutkuje ekskomuniką. Proboszcz, który otrzymuje taki dokument, wykreśla wiernego z księgi chrztu. Nie może go pochować na katolickim cmentarzu, zgodzić się na ochrzczenie jego dzieci ani na to, by byli świadkami na ślubie lub rodzicami chrzestnymi. - Trudno ocenić liczbowo skalę tych wystąpień, bo dane nie trafiają do kurii, tylko do parafii. Ale logiczne, że na Śląsku i na Opolszczyźnie, gdzie mnóstwo osób pracuje w Niemczech, jest ona największa - mówi ks. dr Krzysztof Matysek z kurii diecezjalnej w Opolu. Nie uważa, że objęcie ekskomuniką osób, które wystąpiły z Kościoła tylko po to, by oszczędzić kilkaset euro, jest karą zbyt surową. - To wcale nie chodzi o pieniądze! - twierdzi. - Powiedzenie przed urzędnikiem, że jest się osobą niewierzącą, to publiczny akt wyzbycia się wiary. Oni widzą tylko srebrniki, a nie to, że się zapierają Boga. Kiedyś za wiarę krew przelewano, a teraz żal ludziom 500 euro - przekonuje.

Jezuita Wojciech Ziółek, proboszcz parafii pw. św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu, wykreślił w ostatnich dwóch latach kilku parafian. - W każdej organizacji jest tak, że jeśli nie płacisz składek, to zostajesz skreślony. Ja rozumiem, że tym ludziom chodzi o oszczędzenie pieniędzy, ale przecież Kościół nie jest tylko duchem, ale i ciałem. Ważne, co to ciało podpisuje, a nie tylko, co myśli duch - ucina. - I nie przekonuje mnie ich argumentacja, że to chodzi o pieniądze, a nie o wiarę. Tak jak prof. Władysław Bartoszewski uważam, że warto być przyzwoitym. Tu dla pieniędzy została przekroczona granica przyzwoitości - uważa. Ale rozumie wątpliwości, czy takie osoby należy uznać rzeczywiście za apostatów. Bo ci odchodzą z Kościoła w sposób świadomy, z uwagi na swój światopogląd. W parafii, gdzie mieszka Ewa, ksiądz musiał mieć wątpliwości tej natury. Bo żadnego wystąpienia nie odnotował, co ze zdziwieniem spostrzegł obecny proboszcz ks. Piotr. - Mój poprzednik był tu kilkadziesiąt lat, znał doskonale tutejszych ludzi i spodziewam się, że wolał z nimi wpierw porozmawiać, niż od razu skreślać. Jestem przekonany, że takie sytuacje musiały mieć w naszej parafii miejsce, ale przejrzałem księgi i nie potrafię znaleźć żadnej - twierdzi ks. Piotr. Ks. Marcin, proboszcz w podopolskiej wsi zamieszkiwanej przede wszystkim przez mniejszość niemiecką, też miał takie przypadki. Ale tylko raz jeden się zawahał. - Przyszedł dokument, że mój dawny uczeń wystąpił. Ręka mi drżała, nie mogłem tego wpisać. Chciałem dotrzeć do niego, dowiedzieć się, jaki błąd popełnił, co się stało, że podjął taką decyzję, ale zupełnie nie potrafię. Jego rodzina wyjechała z Polski. Więc kartkę, co z tym zrobić, zostawiłem swojemu następcy - wyznaje. Ks. Matysek się irytuje, że księża zachowują się, jak dobry i zły glina. - Bo powinni skreślać. Dokument trzeba odnotować. To obowiązek, a nie dowolność - ucina. Do wykreślonych z Kościoła trudno dotrzeć. Bo nie przyznają się do swych decyzji nawet przed bliskimi. Obawiają się, że ludzie wezmą ich na języki. Tak jak Dietera spod Opola. W kościelnych ławkach spoglądali po sobie, kiedy przyjeżdżający z Niemiec na urlop siadał obok nich. Między sobą mówili, że nie powinien do kościoła przychodzić, bo skoro dla 30 euro miesięcznie się wypisał, to na amen. - Dopiero menele pod sklepem odważyli się powiedzieć to, co myśli cała wieś. Po dwóch piwach i nalewce zapytali go, czy przeszedł na islam. Zagotował się ze złości. Wykrzyczał, że to skandal, że ksiądz wygadał - relacjonuje pan Roman, świadek rozmowy pod sklepem. Irek nie obawiał się przyznać znajomym, bo zna wiele takich jak on młodych Polaków, którzy wypisali się z Kościoła z powodów finansowych. Ale miał opory, by powiedzieć o tym mieszkającej w Niemczech mamie. Przełamał je przed kilkoma dniami. - Okazało się, że ona wystąpiła również z powodów finansowych. Nie spodziewałem się, bo chodzi do kościoła, zresztą jak wiele osób, które tego podatku nie płacą - opowiada. Polacy niepłacący podatku kościelnego w Niemczech zwykle nie wiedzą, że pociąga to za sobą konsekwencje w Polsce. Czyli, że wyklucza się ich także z polskiego Kościoła.

- Bo przecież, jak ktoś się wypisał, to przecież wcale nie znaczy, że nie wierzy w Boga! - zauważa Ewa, która planuje powrót do Polski. Podobnie jak Irek, który mówi, że wyrzucić się nie da. - Kościół nie ma monopolu na Boga. Jeśli mam ochotę pójść do kościoła i pomodlić się lub spotkać z innymi wiernymi, to będę to robił, przynajmniej dopóki nie wprowadzą płatnych biletów do świątyni. A skoro Kościół uważa, że nasze pieniądze są dla niego ważniejsze niż nasza wiara, to to jest dopiero niemoralne! - denerwuje się. I nie chce słyszeć, że się sprzedał za garść srebrników. - Bo to przecież z powodu tych srebrników, których im nie daję, oni mnie wykreślają! Ks. prof. Piotr Morciniec, specjalista od teologii moralnej i etyk, odpiera: - Problem jest bardziej złożony. To nie Kościół odmawia komuś przynależności do niego, tylko ktoś sam z niego świadomie występuje. To jakaś schizofrenia. Ktoś wypisuje się z Kościoła i równocześnie upiera się, że do niego należy. Ale to pokłosie 45 lat socjalizmu: członek partii ateistycznej i katolik równocześnie. Tylko że wtedy był totalitaryzm - w demokracji to nie przejdzie, trzeba formować ludzkie sumienia. Wybór kosztował zawsze, wystarczy przypomnieć męczenników. Samo "chodzenie do kościoła" nie wystarczy. Jeśli ktoś nie ze skrajnej biedy, ale z wyboru wymienia Kościół np. na telewizor, to deklaruje, co ma dla niego wartość. Irek zapewnia, że gdyby mógł nie płacić podatku kościelnego i nie wypisywać się z Kościoła, to na pewno by się nie wypisał. Tak jak Paweł z Opola, mieszkaniec Hesji, który rocznie płaci na Kościół ok. 2 tys. euro. - Nie podoba mi się to, tym bardziej, że moje pieniądze nie idą na moją parafię, tylko są centralnie dzielone. Ale płacę, bo boję się restrykcji. I tego, że mnie nie pochowają po katolicku, i tego, że moje dziecko nie będzie mogło pójść do komunii. Wracamy niedługo do Polski, nie chcę komplikować sobie życia - twierdzi. 2 tys. euro rocznie to dla niego kwota, która pozwala mu również uciszyć swoje sumienie. I jak są zbiórki na bezdomnych albo na ofiary kataklizmów, to zwykle nie daje centa, bo myśli w duchu: ja już się nadawałem. Na tacę co tydzień też nie rzuca. Chyba że jest w Polsce, wtedy daje dychę albo dwie. Bo w parafii jego żony właśnie wymieniają dach na kościelnej wieży i każdy grosz się przyda. Ewa też wspomaga Kościół w Polsce. - Bo jest biedny, w przeciwieństwie do niemieckiego - ucina. Przez Niemcy przewinęła się już debata na temat uznawania za apostatów osób, które nie chcą płacić podatku kościelnego (tzw. Kirchensteuer) i jednocześnie nie chcą zrywać więzi z Kościołem. - Sprawa trafiła do Watykanu. Stanowisko Stolicy Apostolskiej jest jasne: zaprzestanie płacenia podatku nie jest jednoznaczne z wystąpieniem z Kościoła - mówi ks. dr Józef Kloch, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski. I dodaje, iż nie ma danych dotyczących liczby Polaków uznawanych za apostatów z powodu niepłacenia Kirchensteuer i wykreślonych z ksiąg chrzcielnych. Rektorat Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech również ich nie ma. Dostaje bowiem dane ogólne, bez podania przyczyn wystąpienia. Ale mimo że Kościół niemiecki dostał zgodę Watykanu na utrzymanie istniejącego 200 lat systemu, to Episkopat Polski planuje zgodnie z instrukcją watykańską uporządkować te sprawy. - Jak należy traktować człowieka, który jest zameldowany w Polsce, a pracuje w Niemczech? Co zrobić z tymi, których już za niepłacenie wykreślono? Ja nie wiem, poddaję się. Ale ujednolicenie tych kwestii przyniesie instrukcja przygotowywana przez Radę Prawną Episkopatu. Nie wiem, kiedy będzie gotowa. Może w marcu - zapowiada ks. Kloch. Biskupi w instrukcji powiedzą też księżom, jak mają traktować ochrzczonych chrześcijan dobrowolnie i całkowicie porzucających wiarę. A tych jest coraz więcej. Przed dwoma laty Jarosław Milewczyk założył stronę internetową Apostazja pl., na której podaje wzory dokumentów potrzebnych do wypisania się z Kościoła. Ściągnęło je kilkadziesiąt tysięcy osób. Od redakcji Problem nie jest nowy. W wielu diecezjach duszpasterze spotykają się z nim od wielu lat. Z pewnością konieczne sa jasne zasady, ale i tak każdy przypadek wymaga indywidualnego rozważenia.