publikacja 31.01.2008 21:11
Nowy program Kościoła w Polsce, kontrowersje wokół stopni i matury z religii, pomysł na Świątynię Opatrzności Bożej. te zagadnienia stały się przedmiotem rozmowy metropolity warszawskiego z dziennikarzem Radia Watykańskiego. Abp Kazimierz Nycz gościł w papieskiej rozgłośni 31 stycznia.
Ufam, że przy wsparciu społecznym wszystkich, także Kościoła, refleksja nad wychowaniem jest możliwa. Popatrzmy chociażby z perspektywy dzisiejszego patrona św. Jana Bosco, który będąc prostym księdzem w Turynie i widząc konkretne problemy, w tym biedę, potrafił znaleźć odpowiednią metodę prewencyjną. Dziś nam się to źle kojarzy z policją i działaniami prewencyjnymi, ale w tej metodzie chodziło o to, żeby wkraczać nie dopiero wtedy, kiedy są problemy, ale tak wychowywać, by tych problemów było mniej. Bo nigdy nie będzie tak, że one w ogóle wszystkie znikną. Ten system przejęli i rozwinęli salezjanie. Na całym świecie prowadzą nie tylko szkoły katolickie, ale i system oratoriów, które były i są sposobem, jak młodzieży mądrze zająć wolny czas. Dziś to jest wsparte wielką działalnością sportową. Jeśli chodzi o wychowanie młodszych pokoleń, w szerszym sensie ma temu służyć także zaprezentowana 19 grudnia przez Księdza Arcybiskupa nowa koncepcja Świątyni Opatrzności Bożej. Zapowiedziano wówczas szerszą kampanię społeczną na ten temat i to jeszcze przed Wielkanocą. Abp K. Nycz: Rozpocznie się ona początkiem marca, czyli w drugiej połowie Wielkiego Postu. Realnie łącząc to z wychowaniem powiem, że przyszło nam zmierzyć się z dziełem, które Ksiądz Prymas rozpoczął. Jest ono na etapie 2/3 stanu surowego. I w tym budowanym kompleksie jest świątynia, ale jest też 3/4 powierzchni przewidzianej na inne cele, kulturalne i muzealne, które edukacyjnie potrzebne byłyby dla młodzieży. Chcemy, żeby było to miejsce, w którym każdy będzie mógł powiedzieć: przychodzę i dziękuję Panu Bogu za to, że żyję w wolnej Polsce. Chcemy tam zaznaczyć w sposób szczególny obecność ludzi, którzy odegrali wyjątkową rolę w odzyskaniu niepodległości. Mam na myśli Jana Pawła II oraz tego, bez którego nie byłoby Papieża-Polaka, czyli kard. Stefana Wyszyńskiego. Ludzie wprost mówią, że obydwaj zasługują na takie upamiętnienie. Jeśli my nie będziemy uczyć młodego pokolenia o tym, co oni zrobili dla Kościoła i dla Polski, to nikt tego nie zrobi. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego jak trudno jest wychowywać młode pokolenie i uczyć je historii, bo jest to dla niej temat trochę odległy. Trzeba to robić w sposób nowoczesny. Dla mnie wzorem jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Będąc tam widzę jak młodzi ludzie przysłowiowo „otwierają buzie” ze zdziwienia słuchając i oglądając. To musi być jednak muzeum nowoczesne i multimedialne. Myślę, że mamy tyle materiałów po Papieżu i Prymasie Tysiąclecia, że rzeczywiście w tym Centrum Bożej Opatrzności te dwie postacie i wiele innych mogą żyć i przemawiać do współczesnego człowieka. Nie ukrywam tego, że ma być to wotum narodu, a nie tylko Kościoła warszawskiego. Powiem tylko tyle, że diecezji warszawskiej nie było, kiedy uchwalono Konstytucję 3 Maja, nie było biskupa warszawskiego. Nie mógł więc, nawet gdyby chciał, złożyć żadnej obietnicy. Ksiądz Prymas wziął to na swoje ramiona, ale myślę, że rzeczą bardzo ważną jest, żebyśmy to teraz mądrze rozłożyli na ramiona wszystkich i żebyśmy udźwignęli nie tylko wybudowanie tego centrum, ale żebyśmy udźwignęli następnie jego funkcjonowanie. Żeby to było żywe, potrzebne, wychowujące i żeby wielu ludzi zarówno z Polski, jak i z zagranicy, chciało tam przybywać i uczyć się tej najnowszej historii. Tak ważnej i tak żywej, a niestety tak prędko zapominanej. Multimedialny charakter tworzonego centrum uwzględnia zmiany zachodzące w społeczeństwie. Ludzie w dużej części żyją obecnie mediami. Ksiądz Arcybiskup spotyka się z ludźmi mediów, ostatnio podczas opłatka powiedział do nich, że proces ewangelizacji nie może się bez mediów obyć i zapowiedział kolejne spotkania z tą grupą zawodową. Abp K. Nycz: Tak. Przyszło bardzo dużo dziennikarzy. Cieszyłem się z tego i zapowiedziałem takie systematyczne spotkania raz na dwa miesiące, może raz na kwartał przynajmniej, z wyborem jakiegoś konkretnego tematu. Ja będę zwykłym słuchaczem. Nie chcę nikogo indoktrynować i pouczać, dlatego nawet nie nazywam tego wprost duszpasterstwem dziennikarzy. Już po tym pierwszym spotkaniu widać, jak dość szeroki temat, który wzięliśmy, „Prawda w dobie komercjalizacji mediów”, okazał się potrzebny, nośny. Brakło oczywiście czasu. Po półtorej godziny trzeba było przejść do opłatka i do spotkania kuluarowego, ale się cieszę, że pozostał pewien niedosyt, bo zwiastuje to, że może jakaś część dziennikarzy zechce rozmawiać na te tematy, czasem trudne. One są trudne w wielu punktach. Dlatego, że jednak wygrywa słuchalność, wygrywa oglądalność, wygrywają słupki. To jest przerażające, że robi się wszystko pod te słupki, bo wiadomo, że dość często za nimi stoją pieniądze. W tej dyskusji też to było widać. Jest ogromnie dużo bardzo poważnych, dobrych, kompetentnych i fachowych dziennikarzy, ale dla utrzymania tej fachowości pod każdym względem na pewno są potrzebne różne etapy, różne formy tak zwanej permanentnej formacji, która dzisiaj stała się znakiem czasu. Każde powołanie, każdy zawód wymaga nieustannego, właściwie do samej śmierci, kształcenia się, żeby być na bieżąco.
Ksiądz Arcybiskup rozpoczął pasterzowanie w archidiecezji warszawskiej od bardzo licznych wizyt w poszczególnych parafiach. Liturgicznie skończył się okres Bożego Narodzenia, kiedy było wiele spotkań ze środowiskami - myślę o opłatkach. Czy nowy Arcybiskup znalazł klucz do duszy Warszawiaków? Abp K. Nycz: To jest pytanie, myślę najważniejsze, ale równocześnie trudne. Nie wiem, czy znalazłem. Musiałby odpowiadać ten, kto gdzieś tam w moim otoczeniu czy na spotkaniu odnalazł się bądź nie odnalazł. Rzeczywiście wiele nauczyły mnie odwiedziny wszystkich parafii diecezjalnych i zakonnych, rozmowa z księżmi i niektórymi świeckimi w parafiach. W grudniu i w styczniu spotkałem się, mogę śmiało powiedzieć, w sumie z tysiącami ludzi. Oczywiście to są spotkania miłe, świąteczne, ale jest okazja do wielu kuluarowych rozmów. Jest to okazja także do nawiązania tej pierwszej możliwej współpracy z rozmaitymi ludźmi ze środowisk naukowych, kulturalnych, teatralnych, inżynierskich i takich zwykłych, z rozmaitych stowarzyszeń, które służą ludziom konkretnych zawodów. Myślę, że to zaowocuje jakimiś spotkaniami, także w moim domu. Chcę, żeby był on domem otwartym, żeby wszyscy czuli się w nim tak jak u siebie, żeby nie było żadnych barier nie tylko architektonicznych, ale barier psychicznych i psychologicznych. Jak mi się to uda, myślę, że to ożywi działalność świeckich w Kościele - ale jak powiadam, ja swoim domem nie zastąpię działalności parafii. Mogę jedynie inspirować. Spotkania z przedstawicielami laikatu na przykład w domu biskupa, czy moje wyjazdy do jakichś środowisk mogą zaowocować tym, że ktoś się uaktywni w swojej wspólnocie czy parafii. Czasem to może być tak, i wiem o tym, że to nie będzie jego własna, terytorialna parafia. Będzie szukał takiego miejsca, w którym znajdzie bardziej niż gdzie indziej, odpowiedź na swoje pytania. W liście do księży napisałem, że chciałbym, by w diecezji powstało, oprócz dobrych parafii, tych wszystkich, które mają podstawowe rzeczy potrzebne, kilkadziesiąt parafii „markowych”, które byłyby znane z czegoś, co niekoniecznie musi być w każdej parafii, ale żeby były znane z czegoś, co przyciągnie ludzi Warszawy i jej okolic. Bo sądzę, że dzisiaj takie są wyzwania czasu. O tym mówimy w radiu, a więc w mediach. Mam wiele przykładów na to, że najbliższym, wielkim wyzwaniem, jest obecność Kościoła w Internecie i to nie na poziomie jakiegoś jednego portalu ogólnopolskiego. Obecność w Internecie młodych księży, którzy by potrafili zrobić ze studentami warszawskimi stronę dla młodzieży, na którą po paru tygodniach funkcjonowania weszłoby ponad 200 tysięcy młodych ludzi. I to też jest ważne jako wsparcie, jako nowa ewangelizacja na miarę naszych czasów.