Kościoły na Wyspach pełne Polaków

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 01.02.2008 07:07

Na nauki przedślubne trzeba zapisywać się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Na mszach jest ścisk, a w Wigilię ksiądz w Londynie musiał zorganizować aż trzy pasterki, by wszyscy się mogli pomieścić - relacjonuje Gazeta Wyborcza.

Niewielki kościół Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła przy Windsor Road w doskonalej znanej Polakom dzielnicy Ealing w zachodnim Londynie co niedzielę szczelnie wypełnia 800 osób. Kazania razem słuchają studenci, krótko ostrzyżeni robotnicy budowlani w dżinsowych kurtkach, kelnerki, młode małżeństwa z małymi dziećmi. Średnia wieku - około 30 lat - jest o wiele niższa niż w kościołach w Polsce. Spóźnialscy stoją w przejściach między ławkami i tłoczą się przed wejściem. Pierwsza msza zaczyna się o 8.30, ostatnia - 12 godzin później. I na każdej jest tłok. To największa polska parafia w stolicy Wielkiej Brytanii, ale i w innych kościołach, w których msze są odprawiane po polsku, jest podobnie. - Przychodzi coraz więcej ludzi. Od wejścia do Unii w 2004 r., kiedy na Wyspy ruszyła fala emigracji, kościoły są naprawdę oblężone. Dominują młodzi - opowiada ks. Krzysztof Wojcieszek, proboszcz z parafii przy Windsor Road. - Staramy się sprostać wyzwaniu, ale to niełatwe. Dołożyliśmy dwie msze, teraz mamy ich siedem dziennie, więcej się nie da. Zawsze są tłumy - dodaje. - Prowadzę nauki przedślubne i przyjąłem na nie tylko 112 par. Reszcie musiałem odmówić, bo fizycznie bym temu nie podołał. Kiedy pracowałem w parafii pod Warszawą, na naukach było średnio 20 par - mówi. W stosunku do liczby kościołów katolickich, gdzie są polskie msze, Polaków jest po prostu zbyt wielu. Na Wyspach może być nawet ok. 1,5-2 mln imigrantów z Polski, a w całej Anglii i Walii jest zaledwie 200 kościołów, w których można posłuchać mszy po polsku. Gdyby tylko jeden na kilkuset imigrantów chodził do kościoła, i tak będą tłumy. - Przyjechaliśmy specjalnie spod Londynu zaraz po pracy, w naszej okolicy nie ma żadnego kościoła z mszą po polsku. Do domu mamy dwie godziny, najpierw metrem, a potem autobusem. Ale warto przyjechać, cały tydzień się na to czeka - mówią "Gazecie" Ola i Rafał. Właśnie wyszli z mszy na godzinę 19.00. Ola i Rafał przyjechali z Lublina: on pracuje na budowie, w Anglii jest już półtora roku. Ona - w marketingu, dojechała niedawno. Mówią, że polska msza przypomina im kraj i to jeden z ważnych powodów, dla których co tydzień starają się przyjeżdżać taki kawał drogi. - Wcześniej pracowałem w hrabstwie Kent, tam nie było polskiej mszy, chodziło się na angielskie. Ale jak przyjechałem na Ealing i wszyscy zaśpiewali po polsku, to nie powiem, łza się zakręciła - przyznaje Rafał.

- Zachęcamy, żeby wierni chodzili też na nabożeństwa po angielsku. Ale zwyczaje wyniesione z domu są silne - mówi ks. Wojcieszek. - Wiele osób woli przejechać całe miasto, żeby tylko być na polskiej mszy. Na Wielkanoc rok temu kolejka do święcenia jajek była taka, że chowała się za róg ulicy i sięgała aż tam, do banku! Polacy przychodzą na Ealing nie tylko na mszę - kościół jest polonijnym centrum aktywności. Księża marianie, którzy go prowadzą, pomagają uzależnionym, pracują z dziećmi. Przy niektórych parafiach działają polskie sklepy. Dziś w Wielkiej Brytanii pracuje 117 polskich księży, którzy prowadzą msze w ponad 200 kościołach. Ponad połowa z nich to parafie angielskojęzyczne, gdzie w niedzielę tylko jedno nabożeństwo jest odprawiane po polsku. Ksiądz z Polski na tę okazję "wypożycza" kościół od brytyjskiego kolegi. - Przyjeżdżają kolejni księża. Ludzie się ich domagają, piszą listy, dzwonią. Zdarza się, że docierają nawet do Episkopatu Polski! Widzimy wielki głód Kościoła, szczególnie poza Londynem, gdzie polskich świątyń jest mniej. Staramy się go zaspokoić - mówi ks. prałat Tadeusz Kukla, zwierzchnik Polskiej Misji Katolickiej, organizacji wspierającej polskich wiernych na Wyspach. Już niedługo pierwszy polski ksiądz ma pojechać do Walii, do Hereford. Właśnie prowadzone są rozmowy z parafią, która ma go przyjąć. Ksiądz będzie jednak obsługiwał kilka kościołów. - Samochodem pokonuje dziesiątki mil, spowiada w kilku miejscach, odprawia msze, chrzci. A przecież ma jeszcze porozmawiać z wiernymi, powinien znaleźć czas dla każdego. Polaków coraz więcej, więc pracy też. Ale dobrze wiedzieć, że ludzie się garną do Kościoła - mówi ks. Kukla. W katolickim piśmie The Tablet zwierzchnik Kościoła katolickiego w Anglii i Walii, abp Cormack Murphy O'Connor zaapelował do Polaków, by mocniej włączali się w życie Kościoła na Wyspach i modlili nie tylko w swoim języku. Ten apel wywołał jednak spekulacje, że brytyjscy księża zazdroszcząc polskim duchownym pełnych kościołów zaczynają bitwę o wiernych. - Nie, polscy i brytyjscy księża współpracują, inaczej nie bylibyśmy w stanie nic tutaj zrobić - zaprzecza ks. Kukla. - Arcybiskup został źle zrozumiany, sam mi napisał, że nie oczekuje, iż Polacy będą modlić się po angielsku, i że szanuje nasze zwyczaje - dodaje ksiądz i pokazuje list. Z danych grupy badawczej Christian Research wynika, że jeśli Polacy dalej będą tak chętnie chodzić na msze, to wkrótce staną najliczniejszą grupą w w brytyjskim Kościele katolickim.