Cicha i wierna obecność

Nasz Dziennik/a.

publikacja 02.02.2008 06:26

Nasze przesłanie kierujemy do ludzi wierzących, do ludzi praktykujących, którzy rozumieją, że kontemplacja od wieków w Kościele miała bardzo wielkie znaczenie - mówi w rozmowie z Naszym Dziennikiem ks. Waldemar Cisło, dyrektor sekcji polskiej międzynarodowej organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

- W uroczystość Ofiarowania Pańskiego, kiedy obchodzony jest Dzień Życia Konsekrowanego, organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie pragnie zwrócić uwagę wiernych w Polsce na sytuację żeńskich klasztorów klauzurowych. Jak ona się dziś przedstawia? - Sytuacja ta w wielu wypadkach, można powiedzieć, jest dramatyczna. Wiele zakonów kontemplacyjnych - zresztą dotyczy to także w jakimś stopniu zakonów czynnych - się starzeje. W niektórych klasztorach brakuje młodych sióstr, a te, które są, ze względu na choroby, wiek czasem nie są w stanie podjąć wszystkich klasztornych prac. Oprócz tej sytuacji, którą można ogólnie określić jako personalną, trudności sprawia również fakt, że wiele klasztorów to budynki zabytkowe, wyposażone w stare instalacje, które nie zapewniają już odpowiednich warunków do życia. Pamiętam relacje sióstr z niektórych zakonów, które bardzo się modlą o to, aby zima była lekka, bo przy mroźnej pogodzie temperatura w celach to 7-8 st. C. To są takie podstawowe problemy, które jawią się w obecnej sytuacji w żeńskich klasztorach klauzurowych. Oczywiście tam, gdzie siostry mogą, i na ile siły pozwalają, starają się pracować, choćby np. haftując szaty liturgiczne czy wypiekając opłatki. - Ile sióstr żyje dziś w klasztorach kontemplacyjnych w Polsce? Czym się zajmują? - Sióstr jest 1568. Mieszkają one w 85 klasztorach. Spektrum zajęć jest bardzo duże. Tak jak wspomniałem: od haftu szat liturgicznych, poprzez wypiek opłatków, po wyrób dewocjonaliów. Niektóre siostry haftują sztandary, co jest bardzo pracochłonne, i jest coraz mniej sióstr, którym wystarcza sił, by to robić. Wyhaftowanie np. sztandaru zajmuje czterem siostrom kilka miesięcy pracy, za którą mogą otrzymać 2 tys. złotych. Nie jest to więc praca, która mogłaby dać utrzymanie nawet tym osobom, które bezpośrednio się tym zajmują. Stąd potrzeba wspierania zakonów kontemplacyjnych. Razem z Konferencją Episkopatu Polski organizowaliśmy pomoc kilka lat temu: zakup maszyn do haftu, zakup maszyn do szycia, programów do tych maszyn czy komputerów. - Czy siostry skłonne są mówić o swej sytuacji i wprost prosić o pomoc? - Bardzo trudno jest im to robić. Mówimy przecież o zakonach kontemplacyjnych. Boga najlepiej słyszy się w ciszy. Siostry zamykają się na ten świat, oddzielają się od niego murem, aby to życie kontemplacyjne mogło przebiegać w możliwie niezakłóconym spokoju. O swej czasem trudnej sytuacji mówią niechętnie, nie są tak skłonne wychodzić z tym na zewnątrz swych wspólnot. Dlatego trzeba prosić o wsparcie w ich imieniu. - Jakiego wsparcia przede wszystkim oczekują? - Według tego, co siostry mówią, chodzi o pewną wymianę darów. Można powiedzieć, że tego wsparcia siostry oczekują dwutorowo. Z jednej strony chodzi o modlitwę w ich intencji, zainteresowanie, informację o tym, że są zakony kontemplacyjne w Polsce i że jest ich aż tyle. Trzeba podkreślić, iż siostry modlą się za nas wszystkich, ale też same - jak każda osoba powołana - potrzebują modlitwy o umocnienie. Często też wynagradzają Bogu, modlą się za tych, którzy nawet nie mają świadomości tego, że ktoś za nimi oręduje do Nieba.

Z drugiej strony - oczekują, aby ci, którzy mogą, w ramach wymiany darów za tę modlitwę zanoszoną przez siostry także w naszej intencji, wsparli je materialnie. Mamy też często takie sytuacje, gdzie siostry żyjące, można powiedzieć, poniżej granicy ubóstwa, niechętnie o tym mówią i trzeba się domyślić, że potrzebują pomocy. Stąd jako organizacja staramy się mówić w ich imieniu. Kiedyś w klasztorach był taki dzwon ubogich. Kiedy siostry nie miały już nic do jedzenia, uderzały w ten dzwon i ludzie z okolicy przynosili dary. Dzisiaj w tym zgiełku, zamęcie medialnym staramy się w ich imieniu być tym dzwonem, tym ich głosem, który prosi o wsparcie. Dlatego też podjęliśmy tę akcję. Nam łatwiej mówić w ich imieniu, bo nie prosimy dla siebie. Wsparciem materialnym wszystkie zakony kontemplacyjne w Polsce obejmujemy na prośbę ks. kard. Stefana Wyszyńskiego od 1957 roku. Stąd też mamy moralne prawo prosić polskich wiernych o wsparcie tej inicjatywy. - A gdyby ktoś stwierdził, że dziś Kościołowi i Polsce nie są potrzebne zakony kontemplacyjne, to co Ksiądz by odpowiedział? - Jeśli ktoś nie rozumie sensu modlitwy, to cóż można powiedzieć. Nasze przesłanie kierujemy do ludzi wierzących, do ludzi praktykujących, którzy rozumieją, że kontemplacja od wieków w Kościele miała bardzo wielkie znaczenie. Zarówno Sługa Boży Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI w czasie swych spotkań z wiernymi podkreślali wartość modlitwy, potrzebę modlitwy za ten świat, wartość modlitwy wynagradzającej. Oczywiście, człowiek raczej często jest "racjonalistą", bo łatwiej przyjmuje czy dostrzega to, co ktoś zrobi, co może dotknąć, co może zmierzyć i zważyć. Jest to takie Tomaszowe pragnienie dotknięcia. Tutaj natomiast mamy do czynienia z wymiarem duchowym, którego nie da się zmierzyć, nie da się zważyć. Dostajemy wiele listów od osób, które polecamy modlitwie zakonów. Te wspólnoty bowiem, którym pomogliśmy w danym roku, prosimy też o modlitwę w określonych intencjach, tych, które polecają nam dobrodzieje naszej organizacji. Jeden przykład: otrzymaliśmy list od młodego człowieka, w którym napisał: "Przesyłam wam 30 złotych na wsparcie zakonów kontemplacyjnych. Moja mama jest przekonana, że te pieniądze przeznaczyłem na alkohol. Napiszcie jej, że już drugi raz wspieram zakony kontemplacyjne". To jest chyba najlepsze świadectwo tego, że ci ludzie, wsparci potęgą modlitwy, czasem szybko wchodzą na drogę powrotu do normalnego życia. - Na czym polega akcja "Cicha i wierna obecność" animowana przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie? - Wychodzimy z założenia, że wspólnie łatwiej jest pomagać. Jesteśmy taką organizacją, która zbiera te cegiełki. Czasami przeprowadzamy duże projekty, których - mamy tego świadomość - indywidualne osoby nie są w stanie sfinansować. Jednak zbierając także drobne datki, razem jesteśmy w stanie sfinansować największe potrzeby zgłaszane przez klasztory. Siostry piszą do nas, informują o swej sytuacji, co jest im potrzebne, stąd zbierając pieniądze, staramy się wesprzeć te wspólnoty, które aktualnie są w największej potrzebie. - Czy są jakieś owoce ubiegłorocznej akcji wsparcia zakonów kontemplacyjnych? - Oczywiście, są konkretne owoce. W ubiegłym roku, dzięki wsparciu mediów, m.in. "Naszego Dziennika" i innych katolickich środków społecznego przekazu, udało nam się zrealizować projekty na kwotę 1 mln 300 tys. zł, z czego zrealizowaliśmy 19 projektów w zakonach kontemplacyjnych. Było to wsparcie w formie, która w danym miejscu była najbardziej potrzebna, np. remonty, rozbudowa, zakup maszyny do wypieku opłatków. To wszystko było możliwe dzięki wsparciu naszych wiernych. rozmawiał Sławomir Jagodziński