Aborcyjna mafia ciągle bezkarna

Nasz Dziennik/a.

publikacja 06.02.2008 05:57

Mimo kolejnych doniesień o nielegalnym handlu środkami wczesnoporonnymi przez internet - proceder kwitnie - alarmuje Nasz Dziennik.

Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Piasecznie. - Wiemy, że jest taka strona, natomiast nie udało nam się jej wyświetlić w internecie. Prokurator zlecił policji wejście do internetu i wydrukowanie tych stron internetowych. Otrzymał odpowiedź, że mimo kilkakrotnych prób strony te nie chciały się wyświetlić. Taką mam informację w aktach - powiedziała nam Zuzanna Czyżowicz, prokurator rejonowy z Piaseczna. Pierwsze doniesienia na temat internetowego handlu środkami poronnymi pojawiły się we wrześniu ubiegłego roku. Antoni Szymański, senator minionej kadencji, wystosował pismo do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, w którym zwrócił się z prośbą o "wnikliwe zbadanie opisanego procederu i podjęcie stosownych postępowań, celem eliminacji tego zjawiska w Polsce". - Potwierdzam, że otrzymałem informację, iż prokuratura wszczęła postępowanie w sprawach, które zostały w tym artykule opisane - mówi senator Szymański. Sprawą przestępstw związanych z nakłanianiem do przerywania ciąży zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Piasecznie. Prowadzi ją prokurator Małgorzata Leśkiewicz-Madejska. - Zanim Prokuratura Okręgowa w Warszawie podjęła decyzję, komu oddać tę sprawę, myśmy mieli już doniesienie z innego źródła, dotyczące tego samego tematu: naruszenia artykułu 152, paragraf 2 kodeksu karnego. Mamy więc łącznie rozpatrywać oba te wątki - wyjaśnia prokurator rejonowy z Piaseczna Zuzanna Czyżowicz. - Obecnie trwa faza czynności ustalających, nikomu nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów - mówi prokurator Czyżowicz. - Dla dobra śledztwa nie mogę podać konkretnych ustaleń. Obawiam się jednak, że nie możemy się zbyt szybko spodziewać jakiegokolwiek finału. Będzie to trochę trwało, szczególnie ze względu na drugi wątek tej sprawy, dotyczący też prawdopodobnie usunięcia ciąży przy pomocy środków wczesnoporonnych. Chodzi o konkretną kobietę, do której niestety cały czas nie udało nam się dotrzeć. Ponadto obecnie wszystko jest mocno utrudnione, gdyż nasza prokuratura przenosi się do nowego budynku i jest bardzo duże zamieszanie. Nie mam nawet dostępu do akt - dodaje. - Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy nam, Prokuraturze Rejonowej w Piasecznie, uda się spowodować zamknięcie strony internetowej w Holandii, skoro jak na razie nie udało nam się nawet jej wyświetlić - mówi. Sprawdziliśmy, w naszej redakcji strona otwiera się bez problemu. Wygląda na to, że przestępcy chcą uniknąć odpowiedzialności, blokując swoje strony organom ścigania: - Właściciele strony mogą sobie ograniczać, komu te strony udostępniają, komu nie. Znając adresy komputerów, które się mogą łączyć, mogą jakby limitować dostęp do strony tylko dla wybranych adresów albo też uniemożliwiać dostęp wybranych adresów. Bez żadnych przeszkód - wyjaśnia Przemysław Jaroszewski z CERT Polska (zespołu reagującego na naruszenia bezpieczeństwa w internecie).

Co trzeba zrobić, aby tę stronę zamknąć? - Z doświadczenia znam inne, podobne sprawy. Jedna ze stron, opluwająca Polaków, zainstalowana jest na serwerze amerykańskim, a tam panuje wolność słowa i wolno pisać, co się chce. Akurat te strony są zainstalowane na serwerach w Holandii i w Kanadzie, a w tych dwóch krajach aborcja na życzenie jest dozwolona. My, żeby zatrzymać osobę, która oferuje do sprzedaży takie środki, musimy zwrócić się do strony, np. kanadyjskiej, po tzw. ślady internetowe osoby oferującej tę sprzedaż. Gdybyśmy wystąpili do policji holenderskiej i kanadyjskiej, nie otrzymalibyśmy od niej żadnej pomocy prawnej, ponieważ, aby ją uzyskać, czyn, który jest u nas karany, musi być również karany w tamtym kraju. A w tym przypadku tak nie jest. Takie jest zbójeckie prawo internetu. To jest wykorzystywanie pewnych luk prawnych, które na to pozwalają - uważa nadkomisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji, specjalista od przestępstw komputerowych i internetowych. Na trudności z dostępem do stron umieszczonych na zagranicznych serwerach wskazuje rzecznik ministra sprawiedliwości, prokurator Ewa Piotrowska. - Z zamykaniem tych stron, które są na serwerach innych państw i w ogóle z przestępczością internetową, jest duży problem. Mogą być tego typu trudności, że druga strona może po prostu nie zareagować, jeżeli nie mamy stosownych umów międzynarodowych na tę okoliczność. To jest kwestia ścigania konkretnie przestępstw internetowych. Inną rzeczą jest zwrócenie się o jakąś ogólną pomoc prawną, nawet jeżeli coś u nas jest przestępstwem, a u nich nie. Jeśli potrzebujemy kogoś tylko przesłuchać albo skorzystać z jakichś dokumentów, to wtedy możemy poprosić o tę pomoc prawną. Prokuratura występuje do tamtejszych organów ścigania, niezależnie od tego, czy są międzynarodowe umowy o współpracy, czy ich nie ma. Nawet w tym wypadku tego typu czynności (przesłuchania, wgląd w akta sprawy) oni mogą przeprowadzić - zaznacza Ewa Piotrowska. Jej zdaniem, w przypadku internetowego handlu środkami wczesnoporonnymi, sprawa nie jest przesądzona - w zależności od tego, jakie kroki podejmie prokurator prowadząca sprawę. - To trochę czasu wymaga - nie jest tak, że można z tygodnia na tydzień jakieś radykalne czynności podjąć. My teraz nie szukajmy sposobu, żeby zamknąć stronę. Zobaczymy, co wyjdzie w prokuraturze, jaki stan sprawy będzie, czy będą faktycznie podstawy do ścigania. Wtedy prokurator prowadzący postępowanie będzie się zastanawiał, jak rozwiązać sytuację związaną z trudnościami z wyegzekwowaniem jakichś czynności za granicą. Trzeba się uzbroić w cierpliwość - dodaje prokurator Piotrowska.