Cerkiew chce dla siebie Kreml

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 14.02.2008 19:27

Szukając ideologii dla poradzieckiej Rosji, prezydent Putin postawił na sojusz z Cerkwią prawosławną. Najsilniejszymi rzecznikami Cerkwi na Kremlu są byli czekiści pogodzeni z religią, którą kiedyś zwalczali - twierdzi Gazeta Wyborcza.

Najnowszym przejawem rosnących wpływów Cerkwi jest walka hierarchów o przejęcie riazańskiego kremla - jednego z najstarszych grodów na Rusi. Bitwa z muzeum, które mieści się na kremlu, zaczęła się przed dwoma laty. Prawosławny biskup Paweł zażądał szybkiej wyprowadzki eksponatów z zabytkowych budynków, bo riazańska kuria upatrzyła je sobie na swą siedzibę. - Cerkiew odzyskała już dwie świątynie na terenie kremla, ale dlaczego mamy oddawać pomieszczenia, w których kiedyś mieszkali książęta, a nie duchowni? - tłumaczy jedna z kustoszek Irina Urmowa. Muzealnicy mają po swojej stronie niemałą część miasta, bo przez urządzane przez nich kursy gry na skrzypcach, wieczory literackie i pokazy teatralne przewinęły się tysiące riazańczyków. Do dziś drogą, którą jedni wciąż nazywają ulicą Rewolucji, a inni ulicą Katedralną, na przymuzealną ślizgawkę biegają tłumy uczniów z pobliskiej szkoły. - Inteligencja jest po naszej stronie. Najstarsi chodzili tu jako dzieci, dziś posyłają swych wnuków. Ale prawosławni mówią nam, że jesteśmy komunistycznym reliktem. Jakby wieczory Puszkinowskie miały coś wspólnego ze Stalinem - mówi Urmowa. Pod apelem przeciw przekazaniu Cerkwi budynków kremla podpisało się już 30 tys. riazańczyków. To ogromna liczba w kraju, gdzie na niezależne demonstracje zwykle przychodzi po 200 osób. Zatrwożony sprzeciwem biskup Paweł niedawno nakazał, aby do położonego w obrębie kremla soboru Bożego Narodzenia (odzyskanego w latach 90.) przywieźć relikwie św. Pantaleona i rozdawać wiernym wodę poświęconą jego relikwiami. - Z jego pomocą modlimy się o przegnanie muzeum - tłumaczy dziewczyna rozlewająca wodę z cysterny ustawionej na środku świątyni. - Cerkiewni urządzili prawdziwy cyrk. Chcesz wody uzdrawiającej wszystko od głowy po bezsenność - podpisuj petycję przeciw muzeum - narzekają muzealnicy. Opowiadają też, że wiejscy duchowni spod Riazania wymuszają podpisy na uczestnikach ślubów i pogrzebów, którzy muszą się deklarować "za ateizmem lub przeciw muzeum". Zgodnie z prawem diecezja riazańska może przejąć budynki, o ile muzeum zrzeknie się ich dobrowolnie. Cel jest coraz bliższy, bo dyrektor Ludmiła Maksimowa, która zainicjowała walkę o muzeum, została przed miesiącem zwolniona przez ministerstwo kultury za "niechęć do porozumienia z biskupem". - Moskwa najwyraźniej postawiła na nas krzyżyk - mówią muzealnicy. Ustępliwość władz zaskakuje w zobojętniałej religijnie Rosji, gdzie na nabożeństwa do cerkwi chodzi zaledwie kilka procent ludzi. - Władze potrzebują jakiejś ideologicznej podpory. Kiedyś mieli leninizm, dziś stoją ze świecami w cerkwiach - tłumaczy Wasilij Butienko z komitetu obrony riazańskiego muzeum.

W przeciwieństwie do obrońców kremla prawosławni hierarchowie nie podważają autentyczności nawrócenia wysokich urzędników państwowych i szukają siły w nowym sojuszu ołtarza z tronem. - W Rosji skończyły się czasy polityków, którzy w latach 90. pojawiali się w cerkwi przed kamerami wyłącznie na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Teraz naprawdę wierzą - twierdzi Wsiewołod Czaplin z patriarchatu moskiewskiego. I faktycznie Putin w przeciwieństwie do Borysa Jelcyna zawsze pamięta, że świecę trzeba trzymać w lewej ręce, a żegnać się - tylko prawą. Przed kilkoma laty Putin publicznie opowiedział o swym nawróceniu po pożarze swej daczy w 1990 r., kiedy na pogorzelisku odnalazł nienaruszony krzyżyk podarowany mu przez matkę. To ponoć po wysłuchaniu tej opowieści George W. Busha wygłosił znaną frazę, że "zajrzał w oczy Putina i ujrzał jego duszę". Potem prezydent patronował odnowieniu cerkwi św. Zofii niedaleko Łubianki, którą w 2002 r. uroczyście poświęcono jako oficjalną świątynię pracowników Federalnej Służby Bezpieczeństwa, następczyni KGB. Wśród byłych pracowników radzieckiej bezpieki, których Putin wywindował do władzy, sformowała się nawet grupa tzw. prawosławnych czekistów (z szefem Władimirem Jakuninem na czele), która zapewnia silne wsparcie finansowe dla rosyjskiego prawosławia. Ich podwładni korzystają z wyuczonych kiedyś technik i skutecznie sabotują np. rozwój protestanckich parafii, w których prawosławni widzą groźną konkurencję. Cerkiew odpłaca się publicznym poparciem dla władzy, która opowiada się za "tradycyjnymi wartościami", czyli pierwszeństwem interesów państwa nad jednostką i rosyjską mocarstwowością. Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Aleksij II wysławia prezydenta Putina, dzięki któremu - jak mówi - "Cerkwi niczego nie brakuje", a biskupi chętnie przyłączają się do krytyki "obcych rosyjskiemu duchowi" zachodnich koncepcji praw obywatelskich. W zamian za lojalność władze przymykają oko na wprowadzanie przymusowej katechizacji do publicznych szkół. W kilku obwodach pod pretekstem przedmiotu "podstawy kultury prawosławnej" wprowadzane są obowiązkowe lekcje religii. Jednak liczba praktykujących Rosjan maleje - w porównaniu z latami 90. Przemija też spontaniczne ożywienia religijne z poprzedniej dekady. W Rosji odradza się antyklerykalizm w postaci znanej z czasów ZSRR. Niedawno rozsierdzone władze muzeum w Riazaniu odmówiły wypożyczenia duchownym pastorału św. Aleksandra Pierieswieta, twierdząc, że ten średniowieczny mnich jako uczestnik rusko-tatarskiej bitwy na Kulikowym Polu jest bohaterem narodowym Rosji, a nie Cerkwi. - Był zakonnikiem, bo w średniowieczu musiał, żeby cokolwiek osiągnąć - tłumaczyli.