Ilham Alijew - dziedzic dynastii

PAP |

publikacja 08.10.2013 09:55

Ilham Alijew, dziedzic pierwszej politycznej dynastii w byłym Związku Radzieckim, po środowych wyborach prezydenckich rozpocznie drugie dziesięciolecie rządów. Jego ojciec Hejdar, założyciel dynastii, panował ćwierć wieku.

Ilham Alijew - dziedzic dynastii The World factBook 2009; CIA; Washington DC Stolica Azerbejdżanu - Baku

Kiedy jesienią 2003 r. 51-letni dziś Ilham Alijew obejmował władzę, bakijscy dziennikarze i opozycjoniści wróżyli mu jak najgorzej. "Łatwo przyjdzie mu zdobyć władzę, ale ciężko mu będzie ją utrzymać" - prorokował analityk Elmar Husejnow. "Kimże jest Ilham Alijew? Synem swojego ojca" - przekonywał wieczny dysydent Zarduszt Alizade. - Bez ojca będzie nikim".

Złożony śmiertelną chorobą Hejdar Alijew dożywał właśnie swoich dni w klinice w USA i ogłosił, że w nowych wyborach prezydenckich już nie wystartuje. Wezwał poddanych, by na jego następcę wybrali sobie jego syna Ilhama.

Przywódcy azerbejdżańskiej opozycji zacierali ręce. Wiedzieli, że nawet ze schorowanym starym satrapą nie mieliby szans w walce o władzę. Za to jego syn - nieśmiały, zagubiony, niedoświadczony - wydawał się rywalem możliwym do pokonania.

Wybory zakończyły się ulicznymi rozruchami. Kiedy ogłoszono wysoką (70 proc. głosów) wygraną młodego Alijewa, opozycja, ośmielona nieobecnością starego władcy, wezwała zwolenników, by tym razem nie godzili się z wyborczymi kantami. Demonstracje zostały jednak brutalnie rozpędzone przez policję, a Ilham Alijew zasiadł w opuszczonym przez ojca prezydenckim fotelu. Kiedy w grudniu 2003 r. Hejdar Alijew umarł, jego syn dopiero oswajał się z władzą, którą zawdzięczał ojcu i sprzymierzonym z nim naftowym oligarchom, którzy dorobili się za jego panowania majątków.

Azerbejdżańscy opozycjoniści wciąż wierzyli, że tak jak "kolorowym rewolucjonistom" z Tbilisi, im również uda się odzyskać skradzioną władzę. Że tak się nie stanie, zrozumieli dwa lata później, kiedy po sfałszowanych wyborach do parlamentu Zachód nie wsparł ulicznej rewolucji w Baku tak, jak wspomagał ją wcześniej w Tbilisi czy Kijowie, lecz uznał wygraną oligarchii Alijewów, by nie zniechęcać jej do sprzedaży kaspijskiej ropy zachodnim koncernom.

Do następnych wyborów prezydenckich w 2008 r. Ilham Alijew stawał już jako murowany faworyt. Po wygranej posłuszny mu parlament niezwłocznie wykreślił z konstytucji zapis ograniczający prezydenckie kadencje do dwóch. Pięć lat rządów wystarczyło, aby dziedzic dynastii poczuł się u władzy pewnie.

Nie zapowiadał się na władcę. Wychowany w dostatku, jaki zapewniała komunistyczna elita, wyrastał na zepsutego, rozpieszczonego młodzieńca, zawdzięczającego wszystko ojcu. Kiedy w czasach pierestrojki stary Alijew został odsunięty od władzy i przywilejów, Ilham stracił pracę uczelnianego wykładowcy w Moskwie i wyjechał do Turcji. Zamiast jednak zająć się tam biznesem, oddawał się hazardowi i uciechom życia. Zła sława hulaki i kobieciarza sprawiła, że zaniepokojony nie na żarty ojciec, który właśnie wrócił do władzy w Baku, kazał mu wracać do domu.

Kazał się synowi ustatkować, założyć rodzinę. Postanowił go też przyuczyć do polityki. Pod kuratelą ojca Ilham ostrożnie przechodził kolejne etapy politycznego wtajemniczenia. Został posłem, przywódcą partyjnej młodzieżówki, prezesem komitetu olimpijskiego, wiceprezesem państwowego koncernu naftowego, wreszcie premierem.

Według bakijskich dziennikarzy Ilham wcale nie widział się w roli przywódcy, a polityką zajął się jedynie na życzenie nieznoszącego sprzeciwu ojca i jego dworzan, obawiających się bezkrólewia po śmierci starego przywódcy i bratobójczej wojny o schedę, co w ostatecznym rachunku mogłoby doprowadzić do upadku bakijskiej oligarchii.

Ilham poradził sobie z tym zadaniem znakomicie. Wybory w r. 2008 wygrał w iście ojcowskim stylu, zdobywając 89,9 proc. głosów. Pod jego rządami oligarchiczne państwo, stworzone przez jego ojca, jeszcze się umocniło, do czego przyczyniła się znacznie petrodolarowa manna, spadająca niemal wyłącznie na uprzywilejowaną azerbejdżańską elitę.

Młody Alijew stara się też kontynuować politykę zagraniczną ojca, polegającą na pomnażaniu dochodów z ropy naftowej i zachowywaniu równego dystansu wobec Zachodu i Rosji. Podobieństwem do rządów ojca są korupcyjne praktyki, które według Transparency International niezmiennie stawiają Azerbejdżan na czele czarnych list spisywanych co roku przez tę organizację.

Jak za czasów ojca, za "szarą eminencję" reżimu wciąż uważany jest dobiegający prawie osiemdziesiątki Ramiz Mechtijew, szef prezydenckiej administracji i depozytariusz wszelkich sekretów dynastii. Według Radia Swoboda prawdziwa walka o władzę w Baku po staremu rozgrywa się nie przy urnach, lecz na dworze panującego władcy, na którym o wpływy z Mechtijewem rywalizują Paszajewowie, ród Mehriban Alijewej, żony Ilhama, równie urodziwej, co ambitnej.