publikacja 21.02.2008 21:04
O spotkaniu z Benedyktem XVI oraz o tożsamości i dzisiejszej misji jezuitów, przy okazji trwającej w Rzymie 35. Kongregacji Generalnej Towarzystwa Jezusowego rado Watykańskie rozmawiało z jej uczestnikiem, ks. Dariuszem Kowalczykiem SJ, przełożonym Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej jezuitów.
Mówiąc o kolejnym zadaniu, jakie stoi przed Towarzystwem Jezusowym, mianowicie o dialogu między Ewangelią a kulturami dzisiejszego świata, Papież zauważył, że otwarcie, jakie niewątpliwie jest potrzebne w tego rodzaju spotkaniu Kościoła z ludźmi niepodzielającymi jego poglądów, nie powinno zamazywać wyraźnej katolickiej i chrześcijańskiej tożsamości. Niewątpliwie to zamazywanie miało niekiedy miejsce i jest to zrozumiałe, że, chcąc rozmawiać z innymi, niepodzielającymi wiary Kościoła, jezuici niekiedy troszkę się gubili i jakby tracili lub „dyplomatycznie” rezygnowali z własnej tożsamości, co nie zawsze było dobre. RW: Kwestia tożsamości zakonników pojawia się w ostatnich dniach już po raz drugi w wypowiedziach Benedykta XVI. Jak kwestia tożsamości jezuitów obecna jest w czasie obrad Kongregacji Generalnej? W jakim duchu odbieracie słowa Ojca Świętego właśnie w momencie, w którym w pewien sposób zmierza ku końcowi kongregacja generalna, która wśród głównych zadań postawiła sobie odnowienie jezuickiej tożsamości? D. Kowalczyk SJ: Rzeczywiście, można powiedzieć, że to jest stary temat. Ktoś kiedyś trochę złośliwie stwierdził, że jezuici to jest 20 tys. mężczyzn, którzy szukają swojej tożsamości. Niewątpliwie, nie jest łatwo określić czy samookreślić się, kiedy mamy do czynienia z ciałem apostolskim takim, jak Towarzystwo Jezusowe, to znaczy z ludźmi z całego świata, z różnych kultur, o różnych mentalnościach, wywodzących się z różnych sytuacji. Kongregacja Generalna podejmuje po raz kolejny temat tożsamości i misji, bo są one ze sobą wzajemnie powiązane. Za wcześnie o tym mówić, ponieważ dekrety są jeszcze w fazie dyskusji i przygotowań. i nie wolno mi opowiadać o tym, co dzieje się w auli kongregacyjnej. Natomiast, niewątpliwie, jednym z elementów tożsamości zakonnej, a jezuickiej w szczególności, jest odnajdywanie się w Kościele w taki sposób, żeby z jednej strony być całkowicie wiernymi Kościołowi i jego nauce, współpracować w pełni i lojalnie z Ojcem Świętym i z biskupami, a z drugiej strony – być obecnymi jako zakonnicy na pograniczach wiary i niewiary, gdzie istnieje ryzyko popełnienia błędu, pogubienia się. Myślę, że list Benedykta XVI, który został wysłany przed kongregacją do byłego generała o. Kolvenbacha, jak również to dzisiejsze przemówienie, jest wielką pomocą dla nas, jezuitów, by na nowo, nie rezygnując z pewnej oryginalności, twórczości, poszukiwania nowych obszarów, raz jeszcze odnaleźć się w tej synowskiej wierności Kościołowi i Ojcu Świętemu. Wynika to zresztą z czwartego ślubu (obok ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa), który składają jezuici, co ich wyróżnia wśród osób zakonnych. Jest to ślub szczególnego posłuszeństwa Ojcu Świętemu co do misji, a do refleksji na jego temat wezwał nas przed kongregacją właśnie Benedykt XVI. Dzisiaj, co warto zauważyć, Papież w swoim przemówieniu podkreślił, że ów czwarty ślub nie oznacza tylko tego, że jeśli Ojciec Święty zechce wysłać jakiegoś jezuitę np. do Albanii, Iraku czy Iranu, to ten, na mocy ślubu, ma się tam udać i wypełnić tę misję. Oznacza on również szczególne czucie z Kościołem, to, co my nazywamy sentire cum Ecclesia, czy też in Ecclesia. Mam nadzieję, że obecna Kongregacja Generalna zaowocuje odnowieniem ducha sentire cum Ecclesia, tego czucia z Kościołem konkretnym, realnym: takim, jakim on jest, z ludźmi takimi, jakimi są i którzy też mają swoje słabości. Istnieje bowiem pokusa, żeby nasze czucie z Kościołem rozumieć zbyt idealistycznie, to znaczy ograniczać go do Kościoła, ale tego świętego, wielkiego, pięknego. Natomiast w trudnym konkrecie życia bywamy lub też byliśmy zbyt skłonni do szybkich krytyk i ocen. Tymczasem trzeba czuć z Kościołem takim, jakim on jest w rzeczywistości.
RW: Jeśli mówi się o czuciu z Kościołem, to też powstaje pytanie o tożsamość Kościoła podobnie jak i o tożsamość samego zakonu. Spotkanie ponad dwóch setek jezuitów z całego świata, to też jest doświadczenie pewnej różnorodności, nie zawsze łatwej...? D. Kowalczyk SJ: Dla mnie osobiście ta kongregacja generalna jest doświadczeniem jedności w różnorodności. Szczególnym doświadczeniem jedności był wybór nowego Ojca Generała Adolfo Nicolása. Ale już dyskusja nad dekretami, nad różnymi tematami, jak chociażby tożsamość czy misja, pokazuje, że w różnych kwestiach myślimy odmiennie. Wielość opinii jest z jednej strony czymś, co nas wzbogaca, jest dobrym pluralizmem, ale z drugiej strony to bogactwo poglądów, doświadczeń bywa czymś, co nazwałbym pluralizmem bolesnym. Oznacza to, że trzeba się odnajdywać w tej różnorodności i czasem samemu się naginać, pokornie przyjmować to, że inni mają w jakiejś kwestii zupełnie, albo prawie zupełnie, inne zdanie. Poprzez tę Kongregację Generalną, na której są jezuici z całego świata, doświadczam uniwersalności Towarzystwa, a przez to także uniwersalności Kościoła. Widać, że ani Kościół, ani Towarzystwo nie jest jakimś sztywnym, tchnącym martwotą monolitem, ale jest to żywa wspólnota ludzi prowadzona, jak wierzymy, przez Ducha Świętego, który nie niszczy tej różnorodności, lecz próbuje w niej, nie wyłączając ludzkiej słabości, prowadzić nas do całej prawdy i wskazywać to, co Kościół, co Towarzystwo w danym czasie, dzisiaj, powinno robić. RW: Ojciec Święty nawiązał też do pewnych istniejących konfliktów, nieporozumień, słabości ludzkich i instytucjonalnych Towarzystwa Jezusowego... D. Kowalczyk SJ: Do tego nawiązał najpierw w swoim krótkim przemówieniu na powitanie generał o. Adolfo Nicolàs. Stwierdził, że niektóre sytuacje wynikają nie ze złej woli, ale z ludzkich ograniczeń. To znaczy: jakiś jezuita chce dobrze i myśli, że właśnie będzie dobrze, jeśli tak zrobi i tak powie, a potem wynikają z tego różne nieporozumienia czy spory. Bywa tak, że media tego rodzaju sytuacje – w sposób nieodpowiedzialny lub, niekiedy, celowo złośliwy – podchwytują i czynią z tego symbol relacji między Towarzystwem Jezusowym a Stolicą Apostolską. Tworzy się fałszywy obraz jezuitów będących w opozycji wobec Papieża i Kościoła, obraz nieposłusznej i nielojalnej awangardy. Tak nie jest. My, jezuici, doskonale zdajemy sobie sprawę, że bez bycia w Kościele nas po prostu nie ma. Nasze istnienie i nasza misja nie mają sensu bez wiernego głoszenia nauki Kościoła, ale ponieważ nie boimy się – bo czujemy się do tego wezwani, co potwierdził Benedykt XVI – podejmować pewne tematy nie do końca przepracowane czy jasne, to niekiedy rodzą się pewne spory i nieporozumienia. Nie jest przecież tak, że w nauczaniu Kościoła, w byciu Kościołem wszystko już zostało określone, zdefiniowane i wystarczy powtarzać dogmaty. Potrzeba pewnej twórczości oraz odwagi, żeby starać się zgłębić czy sformułować nowe spojrzenie na różne tematy teologiczne i społeczne. Zatem czujemy się wezwani do tego, żeby pogłębiać naszą wierność Kościołowi hierarchicznemu, a z drugiej strony nie rezygnować z bycia odważnymi w podejmowaniu nowych wyzwań, nawet jeśli to się wiąże z brakiem poczucia bezpieczeństwa bądź też ryzykiem bycia niezrozumianym. RW: Nie da się zatem sprowadzić dzisiejszych wydarzeń: spotkania z Benedyktem XVI, a także całej Kongregacji Generalnej, do kwestii konfliktu, rzekomego czy prawdziwego, między jezuitami a Stolicą Apostolską? D. Kowalczyk SJ: Oczywiście, to jest zupełnie fałszywa perspektywa. Perspektywą właściwą jest bogactwo Kościoła, patrząc od strony geograficznej, ale też od strony mentalności ludzi tworzących go. Jezuici są częścią tego bogactwa Kościoła. Mamy swoje zadania i swoją misję. Została ona podkreślona, powtórzona raz jeszcze zaaprobowana przez Ojca Świętego, który stwierdził: Kościół potrzebuje was, jezuitów. Rozm. ks. T. Cieślak SJ.