Jak wozić biskupa

Rzeczpospolita/a.

publikacja 07.03.2008 06:50

Hamowanie na oblodzonej nawierzchni, wychodzenie z poślizgu, omijanie przeszkód i jazda terenowa - tak w skrócie wyglądał środowy rozkład dnia kierowców polskich biskupów - zrelacjonowała Rzeczpospolita.

Podczas gdy ich przełożeni obradowali w Warszawie na kolejnej Konferencji Episkopatu Polski, szoferzy uczyli się, jak bezpiecznie dowieźć do celu swoich zwierzchników. – Kurs doskonalenia techniki jazdy kierowców biskupów został zorganizowany po raz siódmy – mówi ksiądz Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców, który odpowiada za to przedsięwzięcie. – Decyzja o tym, żeby zorganizować te kursy, zapadła po tragicznej śmierci biskupa Jana Chrapka. Biskup radomski Jan Chrapek zginął w 2001 roku w wypadku samochodowym. Wracał po całym dniu pracy z Warszawy do Radomia. Samochód prowadził sam. Od tej pory polscy biskupi dostali stanowczy zakaz prowadzenia aut. Mają korzystać z usług kierowców. – Przez podobne akcje chcemy zminimalizować ryzyko powtórzenia się podobnej tragedii – mówi Midura. W tym roku w kursie wzięło udział prawie 30 kierowców. Część praktyczna odbyła się na płycie lotniska na warszawskim Bemowie. Zdarzało się już, że w szkoleniu uczestniczyli sami biskupi. W zeszłym roku, jak wychodzić z poślizgów, uczył się biskup polowy Tadeusz Płoski. – Biskup Tadeusz uwielbia jazdę samochodem. Teraz z powodu tego zakazu musi cierpieć, ale jak mus, to mus – mówi jego kierowca Wiesław Lewnau. Sam jest częstym bywalcem tego kursu. – Staram się przyjeżdżać tutaj co roku. W końcu nie codziennie można się sprawdzić w równie ekstremalnych warunkach – mówi. Biskupa Płoskiego wozi również Zbigniew Kleczyński. W kursie bierze udział po raz pierwszy. – Za pierwszą próbą wpadłem w poślizg i uderzyłem w przeszkodę. Potem było już lepiej – opisuje wrażenia z ćwiczeń polegających na wychodzeniu z poślizgu. Dodaje, że nie miał jeszcze podobnych zdarzeń na drodze, ale lepiej być na nie przygotowanym. Prawdziwym weteranem wśród biskupich kierowców jest Wincenty Pochowski. Na co dzień jeździ z biskupem bydgoskim Janem Tyrawą. – Kierowcą jestem od 1952 roku, w tym czasie niejedno na drodze już widziałem – mówi. Chwali się, że nigdy nie miał poważnego wypadku. Kurs mu się podobał, szczególnie jazda terenowa. – Na naszych drogach często mamy z taką jazdą do czynienia – uważa. Kierowców szkolił między innymi instruktor Tomasz Dąbrowski. – To grupa bardzo doświadczonych kierowców. Mają za sobą wiele przejechanych kilometrów. Niestety, również sporo złych nawyków – mówi. Wśród nich wymienia m.in. niewłaściwą pozycję za kierownicą. – Staram się pokazać im, jak bezpiecznie jeździć, ale też oduczyć ich tego – dodaje. Jednak jego zdaniem na tle innych kierowców, których szkoli, szoferzy biskupów wypadają dobrze. – Są odpowiedzialni – ocenia Tomasz Dąbrowski. – W tym roku po raz pierwszy zorganizowaliśmy też szkolenia z ekojazdy. Kościół namawia do dbałości o środowisko, dlatego chcemy dawać w tym zakresie przykład – mówi ksiądz Midura. Instruktorzy pokazywali kierowcom sposoby prowadzenia samochodu, by podczas jazdy po mieście jak najmniej zatruwać środowisko.