O. Mogielski złożył zeznania w szczecińskiej prokuraturze

KAI/a.

publikacja 18.03.2008 16:30

Przekazałem prokuratorze wszystko, co wiem i żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej - powiedział o. Marcin Mogielski po złożeniu 17 marca czterogodzinnych zeznań w szczecińskiej prokuraturze.

- Przekazałem prokuraturze wszystko, co wiem i od tej pory moja misja listonosza się zakończyła. Przekazałem, co miałem do przekazania. Opowiedziałem o wszystkich świadkach i ofiarach. Prokuratura zobowiązała mnie do milczenia od tej pory, ona przejmuje sprawę i będzie prowadziła dalsze wyjaśnienia - powiedział o. Mogielski. Dodał również, że "nie żałuje, że nagłośnił całą sprawę", żałuje natomiast, że wcześniej nie poszedł do prokuratury. - Myślałem jednak, że tak trzeba dla dobra Kościoła - przyznał. - Dziś jestem mądrzejszy i gdybym wiedział o nowych przypadkach, poszedłbym od razu do prokuratury". Obecny podczas przesłuchania, reprezentujący poszkodowanych mec. Michał Kelm, odnosząc się do problemu przedawnienia spraw nagłośnionych przez GW, podkreślił, "że nie należy wyręczać prokuratury". - Po tym, co dziś spotkało mnie w czasie tych czynności, które tutaj przeprowadzaliśmy, mogę powiedzieć, że wszystko jest przeprowadzane bardzo profesjonalnie, obiektywnie. Prokuratura zachowuje się w tej sprawie modelowo. Jest za wcześnie, by mówić o przedawnieniu, taką decyzje podejmuje prokurator - powiedział mec. Kelm. Problem rzekomego molestowania seksualnego wychowanków ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie przez ks. Andrzeja D., założyciela i dyrektora ogniska, opisała w wydaniu Dużego Formatu 10 marca Gazeta Wyborcza w artykule "Grzech ukryty Kościoła" autorstwa Romana Daszczyńskiego i Pawła Wiejasa. Dziennik powołuje się na wyznania byłych już podopiecznych ośrodka; do molestowania miało dochodzić na początku lat 90. Według dziennika, chłopcy zwierzyli się wychowawcom, oni zaś w 1995 r. poinformowali o sprawie biskupa pomocniczego archidiecezji, Stanisława Stefanka, któremu podlegała oświata. Ten nie uznał ich relacji za wiarygodne i nie porozmawiał z żadnym z chłopców - pisze "GW". Metropolitą szczecińsko-kamieńskim był wówczas abp Marian Przykucki. Zeznania byłych wychowanków, za namową ówczesnego prowincjała dominikanów o. Macieja Zięby, który zapoznał się ze sprawą, spisał po raz pierwszy o. Marcin Mogielski w 2003 r., po czym za pośrednictwem prowincjała zostały one przekazane władzom kościelnym. Metropolitą szczecińsko-kamieńskim był już wówczas abp Zygmunt Kamiński. Jednak ks. Andrzej przestał pracować z młodzieżą dopiero w 2007 roku. W tym samym czasie z abp. Kamińskim o sprawie rzekomego molestowania wychowanków ogniska rozmawiał Jarosław Gowin.

W odpowiedzi na artykuł GW z 10 marca br., rzecznik Kurii szczecińsko-kamieńskiej ks. Sławomir Zyga poinformował, że proces w sądzie biskupim w tej sprawie toczy się od sierpnia ub.r. Przesłuchiwani są świadkowie zarówno strony, która uważa się za poszkodowaną, jak i obrońców dobrego imienia oskarżanego księdza. - Musimy poczekać na orzeczenie sądu, nie możemy go przyśpieszać, czy wymuszać - powiedział rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej. - Uruchomienie tej procedury oznacza, że nikt niczego pod dywan nie zamiata - dodał. Ks. Zyga podkreśla również, że otwarte pozostaje pytanie, dlaczego osoby, które uważają się za poszkodowane do tej pory - a sprawa powraca od 13 lat - nie wniosły sprawy na drogę cywilno-prawną. - Po tylu latach byłoby już po procesie i uprawomocnionym wyroku - stwierdził. Na pytanie, dlaczego sprawa ks. Andrzeja trafiła do sądu biskupiego dopiero w sierpniu ub.r., ks. Zyga odpowiedział, że wcześniej poprzedni biskupi - abp Marian Przykucki i bp Stefan Stefanek - rozeznawali i badali sprawę we własnym zakresie. - Ich orzeczenia i wnioski nie były satysfakcjonujące dla strony, która uznaje siebie za poszkodowaną, dlatego obecny metropolita szczecińsko-kamieński, abp Zygmunt Kamiński uznał, że należy oddać sprawę do sądu biskupiego, by zajęli się nią specjaliści, prawnicy - mówi ks. Zyga. Do tej pory na ks. Andrzeja - jak twierdzi rzecznik kurii - nie były nakładane żadne kary kościelne, ponieważ nie było orzeczenia winy, nie zapadł żaden wyrok. - To wszystko były oskarżenia, które nie znalazły potwierdzenia, a istnieje zasada domniemania niewinności - przypomina ks. Zyga. Zdaniem rzecznika, w sytuacjach, gdy zarzuca się kapłanowi przestępstwo takie jak molestowanie seksualne, każdy biskup bada i rozeznaje sytuację i sam wyrabia sobie własne zdanie bądź kieruje sprawę do sądu biskupiego. Od wyroku tej instancji można się odwoływać. Tego samego dnia Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie poinformowała, że prokuratura zajmie się sprawą rzekomego molestowania. Dzień później, 11 marca, metropolita szczecińsko-kamieński abp Zygmunt Kamiński zwrócił się do obecnego prowincjała polskich dominikanów o. Krzysztofa Popławskiego z prośbą o wyjaśnienie medialnych wystąpień o. Marcina Mogielskiego OP w sprawie rzekomego molestowania nieletnich przez ks. Andrzeja D. "Muszę zwrócić się z prośbą o interwencję w tej sprawie i pouczenie o. Marcina Mogielskiego OP o drogach właściwych Kościołowi w załatwianiu takowych spraw" - napisał arcybiskup w liście.

Abp Kamiński zadał również pytanie, czy prowincjał wiedział i zaaprobował działania dominikanina zaangażowanego w sprawę. Zwrócił w liście uwagę, że każdy, kto uzna, że działania Kościoła partykularnego są zbyt opieszałe, może zwrócić się do Stolicy Apostolskiej. Zaznaczył, że sam jest w związku z tą sprawą w kontakcie z Watykanem, czego efektem jest kościelny proces karny, prowadzony od sierpnia ubiegłego roku. Wyraża też ubolewanie, że z powodu wystąpień o. Mogielskiego "został poddany w wątpliwość autorytet Stolicy Apostolskiej, która jakoby nie chciała zajmować się tą sprawą". W czwartek 13 marca Kuria szczecińsko-kamieńska przekazał treść listu mediom. Dzień później, 14 marca, przebywający w Stanach Zjednoczonych o. Popławski odpowiedział na zarzuty abp. Kamińskiego. "Wiedziałem i wyraziłem zgodę na udział o. Marcina Mogielskiego w wyjaśnianiu sprawy przypadków nadużyć seksualnych wobec nieletnich" – napisał o. Popławski. Prowincjał dominikanów dodaje, że w postępowaniu swojego współbrata zakonnego nie widzi niczego rażąco niewłaściwego. "Jego decyzje i podejmowane przez niego działania są wyrazem troski o ubogich, którzy do dziś noszą w sobie poczucie skrzywdzenia i lekceważenia przez przełożonych Kościoła i którym zabrakło z ich strony zapewnienia fachowej pomocy czy choćby braterskiego zainteresowania" - napisał przełożony dominikanów. Dodał również, "że zajęcie się ich sprawami, próba przywrócenia w nich zdolności zaufania drugiemu człowiekowi są tak samo słuszne i zgodne z duchem nauczania Jezusa, jak troska Księdza Arcybiskupa o sprawiedliwe i zgodne z procedurą potraktowanie ks. Andrzeja." Abp Kamiński napisał również specjalny list do wiernych, który został odczytany we wszystkich Kościołach diecezji w Niedzielę Palmową. Hierarcha wyraził w nim przekonanie, że postępowanie zainicjowane przez niego przed kilku laty, wyjaśni ostatecznie wszelkie wątpliwości. Metropolita szczeciński przypomina, że "rozpatrywaniu takich trudnych i bolesnych spraw zawsze musi przyświecać pragnienie poznania prawdy oraz prawo do ochrony godności każdej ze stron". W odpowiedzi na odczytywany w diecezji list o. Mogielski stwierdził, że działania abp. Kamińskiego, "odzierają go z godności". Zakonnik ma za złe arcybiskupowi, że ten w rozmowach z osobami trzecimi, m.in. w 2003 r. z o. Maciejem Ziębą, rok temu z przeorem klasztoru w Szczecinie o. Cezarym Jentą, oraz kilka dni temu z jednym z księży z diecezji szczecińsko-kamieńskiej, mówi nieprawdę, jakoby został on wyrzucony z seminarium za homoseksualizm. - Dlaczego arcybiskup wciąż powtarza nieprawdę, że jestem homoseksualistą? Będę bronić mojego dobrego imienia, nie wykluczam podjęcia kroków prawnych - zapowiedział o. Mogielski. Ksiądz Andrzej D. nie przyznaje się do winy. Bohaterowie artykułu zarzucają biskupom, do których zwrócili się z prośbą o rozwiązanie problemu, opieszałość i tuszowanie sprawy. Zdarzenia miały miejsce 13 lat temu. Ks. Andrzej został odsunięty od pracy w ognisku, ale od 1996 roku pracował w oświacie, m.in. przewodniczył Radzie Szkół Katolickich. Obecnie - od 2007 roku - pracuje w domu księży seniorów. W sądzie biskupim w Szczecinie od sierpnia ub.r. toczy się postępowanie kanoniczne, mające na celu zbadanie prawdziwości zarzutów. Od 10 marca br. prokuratura szczecińska wszczęła postępowanie w tej sprawie.