Świątynia w płomieniach

Życie Warszawy/a.

publikacja 25.03.2008 06:04

Ogień strawił w niedzielę wnętrze kościoła środowisk twórczych. Proboszcz parafii podejrzewa, że mogło to być podpalenie - pisze Życie Warszawy.

Świąteczne nabożeństwo dobiegało końca, gdy nagle z bocznej nawy buchnęły płomienie. Wierni, których w Niedzielę Wielkanocną zebrało się ponad 250, zaczęli dusić się kłębami dymu. – Czarna chmura dosłownie w kilka chwil wypełniła niewielkie pomieszczenie kościoła – opowiadała jedna z uczestniczek mszy. Ksiądz Wiesław Niewęgłowski, proboszcz parafii bł. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła, nawoływał wiernych, żeby szybko opuszczali kościół.Pożar rozprzestrzeniał się tak gwałtownie, że żadna z osób obecnych w kościele nie starała się nawet podjąć próby jego ugaszenia. Wszyscy w popłochu wybiegli przed świątynię. Po kilku minutach na miejscu była już straż pożarna. W sumie w akcji gaśniczej wzięło udział siedem jednostek pożarniczych. Strażacy starali się opanować ogień i jednocześnie wynosili z płonącego wnętrza obrazy i cenne przedmioty. Gaszenie pożaru trwało trzy godziny. Ostatni wóz strażacki odjechał z pl. Teatralnego dopiero ok. godz. 14. – Na szczęście nikt nie ucierpiał – mówi rzecznik Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak. Duże są za to straty materialne. Cały kościół nadaje się do remontu. Wysoka temperatura uszkodziła tynki, z których część spadła na podłogę.Całkowicie spaliła się nawa boczna, w której znajdowała się kopia jerozolimskiego Grobu Chrystusa. W kościele znajdowały się również cenne obrazy, które były wypożyczone m.in. z Zamku Królewskiego i Muzeum Narodowego. Niektóre z nich częściowo się spaliły. Mocno ucierpiał m.in. obraz Matki Bożej Królów i Narodów z Zamku Królewskiego. Uszkodzone obrazy już wczoraj trafiły w ręce konserwatorów dzieł sztuki. Bardzo okopcona jest droga krzyżowa wisząca w bocznej nawie, wykuta w kamieniu z Egiptu. Wiadomo, że nic nie stało się relikwiom św. Andrzeja i brata Alberta Chmielowskiego. Już wczoraj przed kościołem odbyła się pierwsza msza. Wzięło w niej udział ponad stu wiernych. – Byłam w środku, kiedy wybuchł ogień – opowiadała Krystyna Karnowska. – Chciałam dziś już na spokojnie zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Po nabożeństwie ks. Niewęgłowski przepraszał wiernych, że nie będzie tradycyjnego jajka. – W tej sytuacji nie ma do tego warunków – stwierdził smutno. Trwają spekulacje, co spowodowało pożar. Dziś w kościele zaczną pracować biegli, którzy określą jego przyczynę. Pierwsze komunikaty strażaków mówiły o zaprószeniu ognia od gromnicy lub lampki ustawionej obok grobu. – Proboszcz zaprzeczył jednak, że w kościele były jakieś świece – mówi Paweł Frątczak. W rozmowie z nami ks. Niewęgłowski przyznał jednak, że wokół dekoracji palił się ogień. – To były niewielkie porcelanowe lampiony z malutkim knotem. To nie one były źródłem ognia. Skala zniszczeń jest ogromna – mówi ks. Niewęgłowski. Nie wyklucza, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie. – Widzieliśmy wybiegającego z kościoła mężczyznę chwilę przed wybuchem pożaru.

Już dziś policja przejrzy kasety z nagraniem z kamery miejskiego monitoringu ustawionej na pl. Teatralnym i nagrania z kamery sąsiedniego banku. Strażacy ostrożnie podchodzą do hipotezy z podpalaczem. – Wątpliwe, że w wypełnionym kościele ktoś mógłby niezauważony rozlać łatwopalny płyn i podpalić dekorację – mówi Paweł Frątczak. Kościół przy placu Teatralnym to miejsce spotkań aktorów, architektów, literatów. Tam, gdzie teraz stoi świątynia, w XVII w. księża jezuici wybudowali mały kościółek pw. Świętego Krzyża. W XVIII w. siostry kanoniczki ufundowały tam kościół św. Andrzeja razem z kompleksem zabudowań, w którym prowadziły znaną pensję dla dobrze urodzonych panien. W czasie II wojny światowej kanoniczki wspomagały czynnie działania AK, a w ich klasztorze mieścił się powstańczy szpital. Pomimo zniszczeń kościół zachował się w takim stanie, że po wybudowaniu prowizorycznego dachu służył wiernym do 1953 r. Wówczas władze komunistyczne rozebrały świątynię, a na miejscu dawnego prezbiterium wzniesiono blok mieszkalny. Odbudowany w 1999 r. kościół pobłogosławił papież Jan Paweł II. Świątynię wybudowano m.in. z funduszy przekazanych przez środowiska twórcze. Największy udział miał Bank Rozwoju Eksportu, którego siedziba mieści się obok. Ołtarz i ambonę ufundowała redakcja „Rzeczpospolitej”, drzwi z pancernego szkła – drukarze. Fronton kościoła nawiązuje do klasycznej fasady zbudowanej przez Chrystiana Aignera w latach 1817–21. Wystrój wnętrza opracował architekt Bartłomiej Biełyszew. Już w czwartek ruszą prace przy porządkowaniu spalonego kościoła– Chcę, żeby parafia szybko wróciła do normalności – zapewnia jej proboszcz ks. Wiesław Niewęgłowski. Już na ten tydzień zaplanował wielkie sprzątanie pogorzeliska w świątyni pod wezwaniem św. Andrzeja i św. Alberta. – Przychodzi do mnie mnóstwo osób z pytaniem, jak mogą pomóc. Odpowiadam: w czwartek zapraszam wszystkich do kościoła w strojach roboczych. Musimy zmyć sadzę i tłusty osad, które zakrywają całe wnętrze naszej świątyni. To będzie pierwszy krok do odbudowy kościoła – mówił ks. Niewęgłowski podczas wczorajszej mszy pod chmurką przed spalonym kościołem. Wierni chętnie podchwycili zaproszenie. – Jutro zapowiem w pracy, że w czwartek mnie nie ma. Proboszcz prosi, więc nie wypada odmówić – mówiły między sobą dwie panie. – Jestem malarzem artystycznym, ale chętnie chwycę za szpachlę i podrapię ściany – zapowiedział Andrzej Krasny, który na wczorajszą mszę przyszedł po tym, jak w telewizji usłyszał o pożarze.Na razie nie wiadomo, ile będzie kosztował remont. – Do zakończenia pracy policji i straży pożarnej nie wolno nam wchodzić do środka kościoła. Z oszacowaniem strat i wstępnym kosztorysem prac budowlanych musimy więc jeszcze poczekać – mówi ks. Niewęgłowski. Z pierwszych oględzin wynika jednak, że zakres prac będzie ogromny. Prócz naprawy uszkodzonych elementów spalonej nawy, trzeba będzie pomalować całą świątynię i część frontonu. Ks. Niewęgłowski liczy jednak, że szybko poradzi sobie z remontem. – Już zgłosiły się dwie firmy do prac budowlanych – mówi proboszcz. Nie wyklucza, że uruchomi specjalne konto, na które będzie można wpłacać pieniądze potrzebne na remont kościoła środowisk twórczych. – Artystów jest w stolicy ok. 40 tys. Niech każdy ma swoją cegiełkę w odbudowie naszego kościoła – zachęcał wczoraj na mszy ks. Niewęgłowski. Choć kościół był ubezpieczony, to jednak proboszcz nie liczy na zwrot całości kosztów remontu. – To była standardowa polisa. Wiem, że większość pieniędzy będę musiał uzbierać sam – mówi duszpasterz. Proboszcz zamierza zwrócić się z prośbą o dotację do miejskiego konserwatora zabytków dysponującego specjalnym funduszem remontowym.